„Weź go do siebie, na zawsze” – historia babci, wnuka i rodziny, która się pogubiła
– Weź go do siebie, mamo. Na zawsze. – Głos Magdy drżał, choć próbowała brzmieć stanowczo. Stała w progu mojego mieszkania, z oczami pełnymi łez i rozpaczy. Za nią, skulony w kurtce, stał mój sześcioletni wnuk, Kuba. Patrzył na mnie z nadzieją i strachem jednocześnie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. W mojej głowie kłębiły się pytania: Jak to możliwe? Co się stało z moją córką, tą samą, którą tuliłam do snu i śpiewałam kołysanki? Czy naprawdę chce oddać mi swoje dziecko?
– Magda… – zaczęłam cicho. – Przecież to twój syn. Nie możesz tak po prostu…
– Nie mogę już, mamo! – przerwała mi gwałtownie. – Nie radzę sobie. Tomek odszedł, w pracy grożą mi zwolnieniem, a ja… Ja nie mam siły nawet rano wstać z łóżka. Kuba zasługuje na coś lepszego niż matka-wrak.
Kuba wtulił się w moją nogę. Poczułam jego drobne palce zaciskające się na mojej spódnicy. Wzięłam go na ręce, choć już był na to trochę za duży. Pachniał dzieciństwem i smutkiem.
Magda odwróciła wzrok. Widziałam, jak walczy ze sobą – dumna, uparta, a jednak złamana. Przez lata próbowałam być dla niej wsparciem, ale nasze relacje nigdy nie były łatwe. Po śmierci jej ojca zamknęła się w sobie. Potem pojawił się Tomek – myślałam, że to będzie nowy początek. Ale on też ją zostawił.
– Mamo… Proszę cię – wyszeptała. – Nie każ mi wybierać między własnym zdrowiem a dzieckiem.
Nie miałam wyboru. Przytuliłam Kubę mocniej i skinęłam głową. Magda wybiegła z mieszkania bez słowa pożegnania.
Przez pierwsze dni Kuba był cichy i wycofany. Wieczorami płakał w poduszkę, a ja siedziałam obok niego i głaskałam go po głowie, jak kiedyś Magdę. W dzień próbowałam zorganizować mu życie: przedszkole, obiady, zabawy. Ale czułam się jak oszustka – babcia udająca matkę.
Sąsiedzi zaczęli pytać: „A gdzie Magda? Co się stało?” Kłamałam: „Wyjechała za granicę do pracy”, „Ma trudny okres”. Nikt nie pytał dalej, ale widziałam ich spojrzenia pełne współczucia i ciekawości.
Najgorsze były rozmowy z Magdą przez telefon. Dzwoniła rzadko, zawsze zmęczona i rozdrażniona.
– Jak Kuba? – pytała bez entuzjazmu.
– Tęskni za tobą – odpowiadałam zgodnie z prawdą.
– Nie wiem, kiedy przyjadę…
Czasem miałam ochotę na nią nakrzyczeć: „Jak mogłaś?! To twoje dziecko!” Ale wiedziałam, że to nic nie da. Była na granicy wytrzymałości.
Pewnego wieczoru Kuba zapytał:
– Babciu, czy mama mnie już nie kocha?
Zatkało mnie. Usiadłam obok niego na łóżku i przytuliłam go mocno.
– Kocha cię bardzo, tylko jest jej teraz bardzo smutno i trudno jej być dobrą mamą. Ale zawsze będziesz dla niej najważniejszy.
Nie wiem, czy uwierzył.
Z czasem zaczęliśmy tworzyć własną codzienność. Chodziliśmy razem na spacery do parku Skaryszewskiego, piekliśmy szarlotkę według starego przepisu mojej mamy. Kuba coraz częściej się uśmiechał. Czasem zapominał o tęsknocie i po prostu był dzieckiem.
Ale we mnie narastał żal do Magdy. Czułam się zdradzona – jakby ktoś wyrwał mi serce i zostawił pustkę. Próbowałam zrozumieć jej decyzję: depresja, samotność, brak wsparcia… Ale czy matka może tak po prostu oddać swoje dziecko?
Rodzina zaczęła się dzielić. Moja siostra Basia mówiła:
– Dobrze zrobiłaś! Dziecko potrzebuje stabilizacji.
Ale brat Janek kręcił głową:
– To nie twoja rola! Magda musi dorosnąć i wziąć odpowiedzialność.
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec córki a miłością do wnuka.
W święta Magda nie przyjechała. Przysłała tylko SMS-a: „Przepraszam, nie dam rady”. Kuba patrzył na puste miejsce przy stole i pytał:
– Babciu, czy mama kiedyś wróci?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie wychowawczyni Kuby:
– Pani Anno, Kuba miał dziś trudny dzień. Płakał bez powodu…
Serce mi pękło kolejny raz. Wiedziałam, że nie zastąpię mu matki. Mogę być tylko najlepszą babcią, jaką potrafię.
Wieczorem usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na rozświetlone okna sąsiadów. Zastanawiałam się: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy moja córka jeszcze kiedyś odnajdzie w sobie siłę do bycia matką?
Czasem myślę o tym wszystkim głośno:
Czy można kochać za dwoje? Czy można naprawić rodzinę, która się pogubiła? Może Wy macie odpowiedź…