Córka chce wrócić do domu z rodziną – przyjmę ją i wnuczkę, ale nie jej męża. Czy jestem złą matką?

– Mamo, nie mamy już gdzie pójść. Proszę cię, pozwól nam zamieszkać u ciebie – głos Ewy drżał, a ja czułam, jak serce ściska mi się w piersi. Stała w progu z Arianką na rękach, a za nią Krzysztof – mój zięć, którego obecność od miesięcy była dla mnie źródłem niepokoju i frustracji.

Wpatrywałam się w nich przez chwilę, czując narastający w środku chaos. Kocham Ewę. Kocham moją wnuczkę. Ale Krzysztof… Od kiedy pojawił się w naszym życiu, wszystko się zmieniło. Zawsze był głośny, apodyktyczny, miał swoje zdanie na każdy temat i nie znosił sprzeciwu. W moim domu czułam się przy nim jak intruz. Ostatni raz, gdy u nas mieszkali, skończyło się awanturą o to, że „za bardzo się wtrącam” i „nie szanuję ich prywatności”.

Ale teraz Ewa patrzyła na mnie z nadzieją i rozpaczą. Arianka tuliła się do niej, a Krzysztof stał z boku, zaciśnięte pięści, wzrok wbity w podłogę.

– Mamo, proszę… – powtórzyła Ewa cicho.

Zacisnęłam usta. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak Ewa płakała przez Krzysztofa po kolejnej kłótni, jak wnuczka chowała się za mną, gdy podnosił głos. Ile razy próbowałam rozmawiać z Ewą, przekonywać ją, żeby pomyślała o sobie i dziecku? Zawsze wracała do niego. Ale teraz…

– Ewa – powiedziałam powoli – ty i Arianka możecie zostać tak długo, jak będziecie potrzebować. Ale Krzysztof… Przepraszam, nie mogę go tu przyjąć.

Zapadła cisza. Krzysztof podniósł głowę, spojrzał na mnie z wściekłością.

– No pięknie – syknął. – Zawsze byłem tu niechciany! Zawsze! To przez ciebie mamy problemy!

Ewa zaczęła płakać. Arianka wtuliła się w nią jeszcze mocniej.

– Mamo… Nie możesz tak… To mój mąż…

– Wiem – odpowiedziałam cicho. – Ale to też mój dom. I muszę zadbać o siebie. O was też.

Krzysztof wybiegł na klatkę schodową trzaskając drzwiami. Ewa osunęła się na podłogę, Arianka wtuliła się w jej szyję.

Przez kolejne dni dom był pełen napięcia. Ewa była przygaszona, prawie się nie odzywała. Arianka bawiła się w swoim pokoju, czasem tylko przychodziła do mnie po przytulenie albo prosiła o bajkę. Krzysztof wydzwaniał do Ewy bez przerwy – słyszałam jej szeptane rozmowy przez ścianę: „Nie wiem, Krzysiek… Mama nie chce… Tak, wiem… Proszę cię, nie krzycz…”

Wieczorami siedziałam sama w kuchni i zastanawiałam się, czy postąpiłam słusznie. Czy mam prawo decydować o tym, kto mieszka w moim domu? Czy powinnam była zacisnąć zęby dla dobra rodziny? Ale przecież już raz próbowałam – i skończyło się źle dla wszystkich.

Pewnego dnia Ewa przyszła do mnie do kuchni. Miała zapuchnięte oczy.

– Mamo… On grozi, że zabierze Ariankę. Że pójdzie do sądu…

Zamarłam.

– Nie pozwolę na to – powiedziałam stanowczo. – Pomogę ci. Pójdziemy razem do prawnika.

Ewa pokiwała głową i rozpłakała się na nowo.

Przez następne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Krzysztof nachodził nas pod blokiem, dzwonił po nocach domofonem, wysyłał SMS-y pełne wyrzutów i gróźb. Ewa była coraz bardziej wycofana, bała się wychodzić z domu. Arianka zaczęła moczyć się w nocy.

W końcu Ewa zdecydowała: – Mamo, muszę wrócić do niego. Dla Arianki… Ona potrzebuje ojca.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

– Ewa… On cię krzywdzi! Krzywdzi was obie! Nie możesz wracać tylko dlatego, że on ci grozi!

– Ale ja nie mam siły walczyć… Nie chcę być sama…

Próbowałam ją przekonać: – Masz mnie! Masz dom! Zrobimy wszystko razem!

Ale ona już podjęła decyzję. Spakowała rzeczy Arianki i swoje. Przytuliłyśmy się na pożegnanie – długo i mocno.

Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Przez okno patrzyłam na plac zabaw pod blokiem i myślałam o tym, ile matek musi wybierać między własnym spokojem a dobrem dziecka; między miłością a granicami; między pomocą a własnym zdrowiem psychicznym.

Czy jestem złą matką? Czy miałam prawo postawić granicę? Czy można kochać dziecko i jednocześnie nie akceptować jego wyborów?

Czasem myślę: może gdybym była bardziej wyrozumiała… Może gdybym przyjęła Krzysztofa pod swój dach… Ale czy wtedy nie zgubiłabym samej siebie?

Czy każda matka musi poświęcić wszystko dla dziecka? A może czasem trzeba powiedzieć „dość”, nawet jeśli boli?