Wyjechałem do pracy do Niemiec na pół roku. Może teraz czas na moją żonę? Nigdy nie przypuszczałem, jak łatwo potrafi wydawać nasze pieniądze

— Ile jeszcze tych paczek zamówiłaś, Magda? — zapytałem, patrząc na kolejną stertę kartonów pod drzwiami. Ledwo wróciłem z Niemiec, a już czułem się jak obcy w swoim własnym domu.

Magda spojrzała na mnie z wyrzutem, jakbym był intruzem. — To tylko kilka rzeczy dla Zuzi. Przecież rośnie, potrzebuje nowych ubrań. I trochę kosmetyków dla mnie. Pracuję cały dzień, chcę się dobrze czuć ze sobą.

Zacisnąłem pięści. W głowie dudniło mi pytanie: czy naprawdę o to chodziło? Przez pół roku harowałem na budowie w Monachium, spałem w czteroosobowym pokoju z facetami, których imion nawet nie pamiętam. Każdy dzień zaczynał się o piątej rano i kończył późnym wieczorem. Wszystko po to, żebyśmy mogli odłożyć na lepsze życie, żeby Zuza miała szansę na dobrą szkołę.

A teraz patrzyłem na Magdę i nie poznawałem jej. Zawsze była oszczędna, zawsze planowała każdy wydatek. Co się zmieniło?

— Magda, przecież umawialiśmy się, że będziemy odkładać — powiedziałem cicho, próbując nie wybuchnąć przy córce.

— Ty nie rozumiesz, jak tu jest bez ciebie! — wybuchła nagle. — Wszystko na mojej głowie! Praca, dom, Zuza… Musiałam sobie jakoś radzić. Chciałam poczuć się lepiej, choć przez chwilę!

Zuza weszła do kuchni i spojrzała na nas niepewnie. Miała dopiero jedenaście lat, ale już rozumiała więcej, niż powinna.

— Tato, nie kłóćcie się… — szepnęła.

Poczułem wstyd. Przecież robiłem to dla nich. Ale czy naprawdę ich rozumiałem?

Kiedy wyjeżdżałem do Niemiec, Magda zapewniała mnie, że sobie poradzi. Mówiła: „Damy radę, Paweł. Najważniejsze, żebyś wrócił cały i zdrowy”. Wierzyłem jej. Ale przez te sześć miesięcy coś się zmieniło. Dzwoniła coraz rzadziej, rozmowy były krótkie i pełne napięcia. Tłumaczyła się zmęczeniem.

W pracy bywało różnie. Raz było lepiej, raz gorzej. Czasem śmialiśmy się z chłopakami z innych ekip, czasem ktoś płakał po nocach z tęsknoty za rodziną. Każdy miał swoją historię — ktoś budował dom w Polsce, ktoś spłacał długi po firmie żony. Ja chciałem tylko wrócić i zobaczyć uśmiech Magdy i Zuzy.

Ale kiedy wróciłem, uśmiechu nie było.

Dom był czysty i zadbany, ale pełen nowych rzeczy: zasłony, dywaniki, sprzęty kuchenne, których nigdy nie widziałem na oczy. W lodówce same gotowe dania i drogie sery z delikatesów.

— Magda, przecież zawsze gotowałaś sama… — zauważyłem.

— Nie miałam siły! Po pracy nie miałam już energii na nic — odpowiedziała bez emocji.

Wieczorem usiadłem w salonie i patrzyłem na wyciąg z konta. Zamiast oszczędności — debet.

— Jak to możliwe? — zapytałem sam siebie.

Magda przyszła i usiadła obok mnie.

— Paweł… Może teraz ja pojadę do pracy za granicę? Ty zostaniesz z Zuzą. Zobaczysz, jak to jest być samemu.

Zatkało mnie. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.

— Myślisz, że sobie nie poradzę? — zapytałem z przekąsem.

— Nie o to chodzi! Po prostu… ja też chcę coś zmienić w swoim życiu. Mam dość tej monotonii. Może tam znajdę lepszą pracę niż tu w sklepie?

Przez chwilę milczeliśmy oboje. W głowie miałem mętlik: czy to ja zawiodłem jako mąż? Czy może ona nie potrafi docenić tego, co ma?

Następnego dnia poszedłem z Zuzą na spacer nad Wisłę. Milczała przez większość drogi.

— Tato… czy mama nas zostawi? — zapytała nagle.

Zatrzymałem się i spojrzałem jej w oczy.

— Nie wiem, kochanie… Ale jedno wiem na pewno: zawsze będziemy rodziną.

Wieczorem długo rozmawialiśmy z Magdą. O wszystkim: o zmęczeniu, o samotności, o strachu przed przyszłością. O tym, jak łatwo można się pogubić w codzienności.

Nie wiem jeszcze, co będzie dalej. Może rzeczywiście czas na zmiany? Może Magda powinna spróbować swoich sił gdzie indziej? A ja… może nauczę się być ojcem na pełen etat?

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę można wszystko poświęcić dla rodziny i nie stracić siebie po drodze? Czy ktoś z Was też tak miał?