„Ona chce tylko pieniędzy dla wnuka? Moja synowa odrzuca prezenty i żąda gotówki – czy to już przesada?”

– Mamo, proszę cię, nie kupuj już tych wszystkich zabawek dla Antosia. Lepiej daj nam pieniądze, sami zdecydujemy, na co je wydać.

Te słowa Ewy, mojej synowej, dźwięczą mi w uszach do dziś. Stałyśmy w kuchni, a ja właśnie rozpakowywałam nową kolejkę elektryczną, którą wybrałam dla mojego ukochanego wnuka. Czułam, jakby ktoś nagle wylał na mnie kubeł zimnej wody. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Ale Ewo… Antoś tak się cieszy z tych prezentów! – próbowałam tłumaczyć, choć głos mi drżał. – Pamiętam, jak sama byłam dzieckiem i jak bardzo czekałam na niespodzianki od babci…

Ewa westchnęła ciężko i spojrzała na mnie z irytacją.

– On ma już za dużo rzeczy. W pokoju nie ma gdzie postawić nogi. Poza tym, my wiemy najlepiej, czego mu potrzeba. Lepiej daj nam pieniądze, kupimy coś praktycznego albo odłożymy na przyszłość.

Zrobiło mi się przykro. Przecież nie chodziło mi o to, żeby zasypywać Antosia zabawkami bez sensu. Każdy prezent wybierałam z myślą o nim – o jego marzeniach, zainteresowaniach. Chciałam być częścią jego dzieciństwa, zostawić po sobie ślad.

Kiedy wróciłam do domu, długo siedziałam w ciszy. Przypomniały mi się czasy, gdy mój syn Michał był mały. Jak cieszył się z nowego roweru, jak budowaliśmy razem zamki z klocków. Czy naprawdę dzisiejsze dzieci nie potrzebują już takich wspomnień?

Następnego dnia zadzwonił Michał.

– Mamo, nie przejmuj się Ewą – powiedział cicho. – Ona po prostu chce mieć wszystko pod kontrolą. Ale ja wiem, jak bardzo kochasz Antosia.

– Ale czy to źle? – zapytałam z żalem. – Czy naprawdę powinnam dawać tylko pieniądze? To takie… bezduszne.

Michał milczał przez chwilę.

– Może spróbujcie się dogadać? – zaproponował w końcu. – Może raz prezent, raz koperta?

Ale Ewa była nieugięta. Przy każdej okazji przypominała mi o „prośbie”, a właściwie żądaniu. Zbliżały się urodziny Antosia. W sklepie z zabawkami niemal płakałam nad pluszowym misiem, którego chciałam mu kupić. W końcu wróciłam do domu z pustymi rękami i kopertą w torebce.

Na przyjęciu urodzinowym czułam się jak intruz. Inni dziadkowie przynieśli prezenty – puzzle, książeczki, samochodziki. Ja wręczyłam Ewie kopertę i zobaczyłam w jej oczach satysfakcję. Antoś nawet nie zauważył mojego „prezentu”.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.

– Co się dzieje? Wyglądałaś na bardzo smutną.

Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko pokręciła głową.

– Nie daj się tak traktować! To twoje prawo być babcią po swojemu!

Ale co miałam zrobić? Bałam się konfliktu z Ewą. Michał był rozdarty między nami, a ja nie chciałam go stawiać w trudnej sytuacji.

Z czasem relacje między mną a synową stawały się coraz chłodniejsze. Coraz rzadziej widywałam Antosia, bo „ciągle coś mieli na głowie”. Czułam się coraz bardziej odsunięta na bok.

Pewnego dnia postanowiłam porozmawiać z Ewą szczerze.

– Ewo, wiem, że chcesz dla Antosia jak najlepiej – zaczęłam ostrożnie. – Ale ja też chcę być częścią jego życia. Chcę mu dawać coś od siebie, nie tylko pieniądze.

Ewa spojrzała na mnie chłodno.

– Ale to my jesteśmy jego rodzicami i to my decydujemy, co jest dla niego dobre.

Poczułam się jak ktoś zupełnie obcy w tej rodzinie. Wyszłam bez słowa i długo płakałam w samochodzie.

Od tamtej pory próbuję znaleźć złoty środek. Czasem kupuję Antosiowi książkę albo zabieram go do kina – wtedy Ewa nie protestuje tak bardzo. Ale za każdym razem czuję ten mur między nami.

Czy naprawdę dzisiaj wszystko musi sprowadzać się do pieniędzy? Czy relacje rodzinne nie są ważniejsze niż praktyczne podejście do życia?

Czasem patrzę na zdjęcia Michała z dzieciństwa i zastanawiam się: czy Antoś będzie miał kiedyś takie wspomnienia ze swoją babcią? Czy pozwolą mi być częścią jego świata?

A może to ja jestem staroświecka i powinnam zaakceptować nowe zasady? Czy ktoś jeszcze czuje się tak zagubiony w swojej własnej rodzinie?