Rodzina kazała mi wyjść za Marka, ale nikt nie zapytał, czego naprawdę pragnę…

– Aniu, nie możesz być sama całe życie! – głos mamy rozbrzmiewał w kuchni, kiedy kroiła marchewkę do rosołu. – Marek to porządny chłopak, zna cię od dziecka. Co ci szkodzi spróbować?

Patrzyłam na nią przez chwilę, czując jak w gardle rośnie mi gula. Ile razy już słyszałam tę rozmowę? Ile razy próbowałam tłumaczyć, że nie chcę wychodzić za mąż tylko dlatego, że „tak wypada”? Ale mama i tata byli nieugięci. W ich oczach trzydziestoletnia kobieta bez męża to porażka wychowawcza.

– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi ruchem ręki.

– Nie zaczynaj znowu. Wszyscy już mają dzieci, a ty? Co będzie, jak zostaniesz sama?

Wiedziałam, że nie przekonam jej żadnym argumentem. W ich świecie kobieta bez mężczyzny była jak dom bez dachu – niby stoi, ale przecieka przy pierwszym deszczu.

Marek… Znałam go od podstawówki. Zawsze był miły, uprzejmy, trochę nieśmiały. Ale nigdy nie poczułam do niego nic więcej niż sympatię. Rodzice widzieli w nim idealnego kandydata: stabilna praca w urzędzie, własne mieszkanie po babci, zero nałogów. Tylko ja wiedziałam, że nie potrafiłabym z nim być – nie tak naprawdę.

Wieczorem zadzwoniła do mnie siostra.

– Anka, mama znowu cię męczy? – zapytała z troską.

– Jak zwykle. Chyba nigdy nie zrozumieją…

– A ty? Wiesz już, czego chcesz?

Zamilkłam. Wiedziałam. Od dawna wiedziałam. Chciałam być mamą. Nie żoną. Nie „czyjąś”. Chciałam mieć dziecko – swoje własne, kochać je i wychować najlepiej jak potrafię. Ale jak powiedzieć o tym rodzinie? Jak powiedzieć im, że nie potrzebuję Marka ani żadnego innego mężczyzny do szczęścia?

Kolejne tygodnie mijały pod znakiem rodzinnych obiadów i coraz bardziej natarczywych pytań.

– Marek pytał o ciebie – rzucił tata pewnego dnia, patrząc na mnie znad gazety.

– A co miał pytać? – odpowiedziałam chłodno.

– Czy dasz mu szansę. Wiesz… On naprawdę cię lubi.

Zacisnęłam pięści pod stołem.

– Tato, ja nie chcę wychodzić za Marka! – wybuchłam w końcu. – Nie chcę wychodzić za nikogo!

Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

– To co chcesz robić? Zostać starą panną?

Wstałam od stołu i wybiegłam z domu. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się jak w potrzasku – między ich oczekiwaniami a własnym sercem.

Wieczorem długo siedziałam na łóżku, patrząc w sufit. Przewijały mi się w głowie obrazy: dzieci na placu zabaw, śmiech maluchów w parku… Zawsze czułam wtedy ukłucie zazdrości i tęsknoty. Wiedziałam już – muszę spróbować.

Zaczęłam czytać o adopcji i in vitro. Rozmawiałam z lekarzami, psychologami. Bałam się – samotne macierzyństwo to nie bajka. Ale jeszcze bardziej bałam się życia wbrew sobie.

Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam rodzicom prawdę.

– Chcę mieć dziecko – powiedziałam stanowczo. – Sama. Bez męża.

Mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.

– Oszalałaś? Co ludzie powiedzą? Jak ty sobie wyobrażasz życie bez ojca dla dziecka?

Tata milczał długo, po czym wyszedł z pokoju bez słowa.

Przez kilka tygodni panowała między nami napięta cisza. Rodzina unikała tematu, a ja czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Ale kiedy po raz pierwszy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym po in vitro, poczułam coś niesamowitego – radość i spokój.

Ciąża nie była łatwa. Mdłości, zmęczenie i ciągłe komentarze sąsiadek:

– A gdzie ojciec dziecka?

– Sama się pchałaś w takie życie?

Ale ja wiedziałam, że robię to dla siebie i dla tego małego człowieka pod moim sercem.

Kiedy urodziła się Zosia, wszystko się zmieniło. Mama przyszła do szpitala ze łzami w oczach.

– Przepraszam… Nie rozumiałam…

Tata pierwszy raz od lat przytulił mnie mocno.

Dziś Zosia ma trzy lata. Jest moim całym światem. Rodzina zaakceptowała mój wybór, choć czasem jeszcze słyszę kąśliwe uwagi podczas świąt:

– Może jednak znajdziesz kogoś dla siebie?

Ale już się tym nie przejmuję. Mam swoje szczęście i wiem, że podjęłam dobrą decyzję.

Czasem patrzę na Zosię i zastanawiam się: ile kobiet żyje cudzymi oczekiwaniami zamiast własnym marzeniem? Czy naprawdę trzeba mieć mężczyznę u boku, żeby być szczęśliwą matką? Co Wy o tym myślicie?