„Za co jeszcze jeden dom?” – Moja walka o rodzinę, kiedy pieniądze stają się ważniejsze niż miłość

– Za co ci jeszcze jeden mieszkanie, Tamara? Masz już cztery! – krzyknęłam, czując jak głos mi się łamie. Stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni, tej samej kuchni, w której mama przez lata gotowała nam rosół w niedzielę. Teraz ta kuchnia była polem bitwy. Mama siedziała przy stole, skulona, z dłońmi splecionymi na kolanach, jakby próbowała się skurczyć i zniknąć.

Tamara wzruszyła ramionami, patrząc na mnie chłodno. – To nie twoja sprawa, Jelena. Tata zostawił mieszkanie nam obu. Chcę swoją część i mam do niej prawo.

– Ale gdzie my pójdziemy? Mama nie ma dokąd się podziać! – głos mi się załamał. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu. – Ty masz swoje życie, swoje mieszkania, swoje plany. My mamy tylko to.

Tamara spojrzała na mnie z wyższością. – To nie mój problem. Możecie wynająć coś mniejszego. Albo zamieszkać u ciotki Haliny.

Mama podniosła głowę i spojrzała na nas obie. Jej oczy były czerwone od płaczu. – Dziewczynki, proszę was… Nie kłóćcie się przez pieniądze. To nie tak miało być…

Ale Tamara już wyciągała dokumenty. – Podpiszcie to. Sprzedajemy mieszkanie i dzielimy się pieniędzmi.

Wtedy coś we mnie pękło. – Nie podpiszę! – wrzasnęłam. – Nie pozwolę ci wyrzucić mamy na bruk!

Tamara spojrzała na mnie z pogardą. – Jesteś śmieszna. Myślisz, że możesz mnie powstrzymać? Prawo jest po mojej stronie.

Wybiegłam z kuchni, trzaskając drzwiami. Wpadłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Słyszałam stłumione szlochy mamy i cichy głos Tamary, która próbowała ją przekonać do podpisania papierów.

Leżałam tak długo, aż łzy przestały płynąć. Wpatrywałam się w sufit, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że własna siostra chce nas wyrzucić z domu. Przecież kiedyś byłyśmy nierozłączne. Razem bawiłyśmy się lalkami, razem uciekałyśmy przed burzą do mamy pod kołdrę.

Wszystko zaczęło się zmieniać po śmierci taty. Tamara szybko wyszła za mąż za Krzyśka – przedsiębiorcę z Warszawy, który inwestował w nieruchomości. Zaczęli kupować mieszkania jedno po drugim. Ja zostałam z mamą w naszym starym bloku na Mokotowie. Pracowałam jako nauczycielka w podstawówce, zarabiałam tyle, żeby starczyło na rachunki i skromne życie.

Tamara coraz rzadziej dzwoniła, coraz rzadziej przyjeżdżała do mamy. Aż w końcu pojawiła się tylko wtedy, gdy trzeba było podzielić majątek po tacie.

Pamiętam dzień pogrzebu. Stałyśmy obok siebie nad grobem taty, trzymając się za ręce. Tamara płakała wtedy tak samo jak ja. Przysięgałyśmy sobie, że zawsze będziemy razem.

Teraz ta przysięga była nic nie warta.

Wieczorem usiadłam z mamą przy stole. Była blada i zmęczona.

– Jelenko… Może powinnam podpisać te papiery? Tamara ma rację…

– Mamo! – przerwałam jej ostro. – Ona chce nas wyrzucić! Jak możesz to rozważać?

Mama spuściła wzrok. – Nie chcę was skłócać…

– To ona nas skłóca! – krzyknęłam bezsilnie.

Następnego dnia Tamara przyszła z Krzyśkiem i notariuszem. Znowu próbowała nas przekonać do podpisania dokumentów.

– Jelena, nie rób sceny – powiedziała cicho Tamara, gdy notariusz czekał w przedpokoju. – To tylko mieszkanie.

– Dla ciebie może tylko mieszkanie. Dla mnie to dom! Tu dorastałyśmy! Tu wszystko się zaczęło!

Krzyśka nie interesowały nasze emocje. – Proszę pań, czas to pieniądz – rzucił chłodno.

Wtedy mama zaczęła płakać tak głośno, że nawet notariusz zawahał się w drzwiach.

– Proszę wyjść! – powiedziałam stanowczo do Krzyśka i notariusza.

Tamara spojrzała na mnie z nienawiścią.

– Jeszcze pożałujesz – syknęła przez zaciśnięte zęby.

Po ich wyjściu długo tuliłam mamę do siebie. Czułam jej drżenie i bezradność.

Przez kolejne tygodnie Tamara wysyłała pisma od prawników, groziła sądem i eksmisją. Każda koperta była jak cios w serce.

Nie spałam nocami, przeglądałam fora internetowe, szukałam pomocy u znajomych prawników. Wszyscy mówili to samo: jeśli Tamara pójdzie do sądu o zniesienie współwłasności, możemy przegrać.

Mama chudła w oczach, coraz częściej płakała po nocach.

Pewnego wieczoru zadzwoniła ciocia Halina.

– Jelenko… Może rzeczywiście lepiej sprzedać to mieszkanie? Tamara się nie uspokoi…

– Ciociu, a gdzie my pójdziemy? Mama nie wytrzyma przeprowadzki…

– Wiem dziecko… Ale czasem trzeba odpuścić dla świętego spokoju…

Ale ja nie chciałam odpuszczać.

Zaczęłam pisać listy do Tamary. Przypominałam jej nasze wspólne dzieciństwo, zdjęcia z wakacji nad morzem, wspólne święta u babci na wsi. Pisałam o tym, jak mama zawsze nas godziła i jak tata mówił: „Dziewczynki, pamiętajcie – rodzina jest najważniejsza”.

Nie odpowiadała.

W końcu przyszło wezwanie do sądu.

Na sali sądowej Tamara była zimna jak lód. Ja trzymałam mamę za rękę przez całą rozprawę.

Sędzia patrzył na nas z politowaniem.

– Czy nie da się tego rozwiązać polubownie? – zapytał.

Tamara pokręciła głową.

– Chcę swoją część.

Po rozprawie mama była bliska omdlenia.

Wróciłyśmy do domu w milczeniu.

Kilka tygodni później przyszło postanowienie sądu: zniesienie współwłasności przez sprzedaż mieszkania i podział pieniędzy.

Mama płakała całą noc.

Ja siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Czułam pustkę i bezradność większą niż kiedykolwiek wcześniej.

Tamara wygrała. Straciłyśmy dom. Mama musiała zamieszkać u cioci Haliny na drugim końcu miasta. Ja wynajęłam kawalerkę na obrzeżach Warszawy i codziennie jeździłam do mamy po pracy.

Nie rozmawiamy już z Tamarą. Mama czasem pyta: „Może powinnaś jej wybaczyć?”. Ale ja nie potrafię zapomnieć tego bólu i upokorzenia.

Czasem patrzę na stare zdjęcia i pytam siebie: czy naprawdę warto było niszczyć rodzinę dla pieniędzy? Czy dom to tylko ściany i dach… czy może coś znacznie więcej?

Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Czy rodzina jeszcze coś znaczy w dzisiejszych czasach?