Szokujące wyznanie ciotki: „Jak możesz brać pieniądze od własnej siostry? Przecież masz wszystko, a ona ledwo wiąże koniec z końcem!” – Historia rodzinnego konfliktu o spadek po mamie

– Nie wierzę, że to robisz, Janku! – głos ciotki Haliny przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu salonu, trzymając w ręku kubek z niedopitą herbatą. – Jak możesz brać pieniądze od własnej siostry? Przecież masz wszystko, a ona ledwo wiąże koniec z końcem!

Zamarłam przy kuchennym blacie, ścierając łzy z policzka. To był trzeci dzień po pogrzebie mojej teściowej, Marii. Dom wypełniał się zapachem świeżych kwiatów i ciężarem niewypowiedzianych słów. Mój mąż, Janek, siedział przy stole, patrząc w blat, jakby szukał tam odpowiedzi na pytania, których nikt nie chciał zadać.

– Halina, to nie tak… – zaczął cicho Janek, ale ciotka nie pozwoliła mu dokończyć.

– To dokładnie tak! – przerwała mu ostro. – Twoja siostra nie ma nawet na czynsz, a ty chcesz połowę domu? Po co ci to?

Spojrzałam na Emilię, siostrę Janka. Siedziała skulona na kanapie, dłubiąc paznokciem w poduszce. Miała podkrążone oczy i wyglądała na starszą o dziesięć lat. Od śmierci mamy była cieniem samej siebie.

Wszystko zaczęło się od testamentu. Maria zostawiła dom – trzypokojowe mieszkanie na warszawskim Ursynowie – swoim dzieciom po równo. Janek i Emilia zawsze byli sobie bliscy, ale kiedy przyszło do podziału majątku, coś pękło.

Janek zarabiał dobrze jako inżynier budowlany. Mieliśmy własne mieszkanie na Bielanach, dwójkę dzieci i stabilność, o której wielu mogło tylko marzyć. Emilia była nauczycielką polskiego w podstawówce, samotną matką z dwójką dzieci i kredytem na karku. Dom po mamie był dla niej szansą na oddech.

– Janku, przecież mama zawsze mówiła, że dom jest dla nas obojga… – szepnęła Emilia pierwszego dnia po odczytaniu testamentu. – Ale ja naprawdę go potrzebuję. Nie stać mnie na wykupienie twojej części.

Janek milczał długo. Widziałam, jak walczy ze sobą. Z jednej strony sprawiedliwość – połowa domu mu się należała. Z drugiej – siostra w potrzebie.

– Może… mogłabyś mi spłacać w ratach? – zaproponował w końcu niepewnie.

Emilia spuściła głowę. – Nie dam rady nawet tego…

Wtedy pojawiła się ciotka Halina. Zawsze była tą osobą, która mówiła głośno to, o czym inni bali się pomyśleć.

– Janek, nie bądź jak twój ojciec! – wykrzyknęła pewnego wieczoru. – On też zawsze patrzył tylko na siebie!

Janek zacisnął pięści. Widziałam w jego oczach ból i gniew. Ojciec zostawił ich dawno temu dla innej kobiety i nigdy nie wrócił.

– To nie jest sprawa ojca! – odpowiedział ostro. – To jest mój dom! Mój i Emilii!

– Ale ty masz już wszystko! – Halina nie odpuszczała. – Ona nie ma nic!

Wtedy wybuchłam.

– Może przestaniemy rozliczać Janka za to, że mu się powiodło? – powiedziałam drżącym głosem. – To nie jest takie proste! Każdy ma swoje życie, swoje rachunki!

Cisza zapadła ciężka jak ołów. Emilia zaczęła płakać cicho do poduszki.

Przez kolejne dni atmosfera gęstniała. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub łzami. Dzieci Emilii przestały się do nas odzywać. Nasze dzieci pytały szeptem: „Mamo, dlaczego ciocia jest smutna?”

Pewnego wieczoru Janek wrócił późno z pracy. Usiadł obok mnie na kanapie i długo milczał.

– Nie wiem, co robić – powiedział w końcu cicho. – Czuję się winny za to, że chcę swojej części… Ale przecież mama chciała sprawiedliwości.

Przytuliłam go mocno.

– Może sprawiedliwość to nie zawsze równe podziały? Może czasem trzeba po prostu być człowiekiem?

Następnego dnia Janek zaprosił Emilię na spacer po osiedlu.

– Emi… – zaczął niepewnie. – Jeśli chcesz zostać w domu mamy… możesz. Nie chcę cię zmuszać do niczego. Ale jeśli kiedyś będziesz mogła mi oddać choć część pieniędzy…

Emilia spojrzała na niego ze łzami w oczach.

– Dziękuję… Nie wiem, czy kiedykolwiek będę mogła… Ale dziękuję.

Myślałam, że to koniec konfliktu. Ale wtedy odezwała się reszta rodziny. Brat Marii zadzwonił do Janka:

– Słyszałem, że oddajesz dom siostrze za darmo? A twoje dzieci? O nich nie myślisz?

Znajomi pytali mnie: „Nie boisz się, że Emilia sprzeda dom i zostaniesz z niczym?”

Zaczęłam mieć wątpliwości. Czy naprawdę postępujemy słusznie? Czy pomagając Emilii, nie krzywdzimy własnych dzieci?

Minęły tygodnie pełne napięcia i niedopowiedzeń. Emilia zamieszkała w domu mamy z dziećmi. Janek coraz rzadziej tam zaglądał. Nasze relacje ochłodziły się na długo.

Dziś mijają dwa lata od śmierci Marii. Spotykamy się rzadko, rozmowy są powierzchowne. Czasem patrzę na Janka i widzę w jego oczach cień dawnych rozterek.

Czy można być sprawiedliwym wobec wszystkich? Czy rodzina zawsze przetrwa próbę pieniędzy?

Może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak byście postąpili na naszym miejscu?