Przepowiednia, która zmieniła wszystko: Historia Asi i Ireny

– No i czemu się tupiesz? Zobaczysz, będzie ci się tam podobało. Morze, plaża, słońce… – mówiła mama, Irena, nerwowo łapiąc mój wzrok. Ale ja, Asia, uparcie odsunęłam się do okna, za którym rozciągały się bezkresne pola i niskie winnice. Równolegle do torów ciągnęła się szosa, po której pędziły kolorowe samochody, wyglądające z okna pociągu jak zabawki. Czułam, jak w gardle rośnie mi gula – nie chciałam jechać na te wakacje. Nie po tym, co powiedziała babcia.

– Mamo, a jeśli babcia miała rację? – szepnęłam, nie odrywając wzroku od przesuwającego się krajobrazu.

Mama westchnęła ciężko. – Przestań. Babcia zawsze coś wymyśli. Przepowiednie, znaki… To tylko jej sposób na zwrócenie na siebie uwagi.

Ale ja pamiętałam dokładnie każde słowo babci: „Nie jedźcie nad morze tego lata. Woda zabiera to, co kochasz najbardziej.” Powiedziała to z takim przekonaniem, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Mama się roześmiała wtedy nerwowo i machnęła ręką, ale ja widziałam w jej oczach cień niepokoju.

Pociąg zatrzymał się na małej stacyjce. Ludzie wysiadali z walizkami, dzieci piszczały z radości. Mama złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. – Chodź, Asia. Nie dajmy się zwariować.

W pensjonacie przywitała nas właścicielka, pani Halina – kobieta o ostrych rysach i spojrzeniu, które przeszywało na wylot. – Pokój na górze, po lewej. Śniadania o ósmej, kolacje o dziewiętnastej. Proszę nie hałasować po dwudziestej drugiej – rzuciła bez uśmiechu.

Mama próbowała żartować, ale ja czułam się coraz bardziej nieswojo. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam szum morza za oknem i czułam dziwny lęk. Przypomniałam sobie słowa babci i zaczęłam płakać w poduszkę.

Następnego dnia mama zabrała mnie na plażę. Słońce paliło skórę, dzieci budowały zamki z piasku, a ja siedziałam pod parasolem i obserwowałam fale. Mama rozłożyła koc obok mnie i zaczęła czytać książkę.

– Asia, idź się pobawić – zachęcała mnie co chwilę.

– Nie chcę – burknęłam.

– Nie możesz całych wakacji przesiedzieć pod parasolem! – zirytowała się.

W końcu poszłam do wody. Stałam po kostki w zimnym Bałtyku i patrzyłam na horyzont. Wtedy podeszła do mnie dziewczynka w moim wieku.

– Cześć! Jestem Magda. Chcesz się pobawić? – zapytała z uśmiechem.

Niepewnie skinęłam głową. Razem budowałyśmy fosę wokół zamku z piasku. Magda była otwarta i zabawna, opowiadała o swoim psie i o tym, jak jej tata nauczył ją pływać. Poczułam się trochę lepiej.

Wieczorem mama była zadowolona, że znalazłam koleżankę. Ale kiedy poszłam pod prysznic, usłyszałam jej rozmowę przez telefon:

– Mamo, nie strasz Asi takimi rzeczami… Tak, wiem… Ale przecież nie możemy żyć w strachu… Tak, będę uważać…

Zrozumiałam wtedy, że mama jednak się boi. Że ta przepowiednia babci siedzi jej w głowie tak samo jak mnie.

Następnego dnia Magda zaprosiła mnie na rowery wodne. Mama zgodziła się niechętnie.

– Tylko uważajcie! – krzyknęła za nami.

Na środku jeziora Magda zaczęła wygłupiać się i nagle wpadła do wody. Zaczęła krzyczeć:

– Asia! Pomóż!

Zamarłam ze strachu. Przypomniałam sobie słowa babci: „Woda zabiera to, co kochasz najbardziej.” Serce waliło mi jak oszalałe. Chciałam skoczyć do wody, ale nogi miałam jak z waty.

Na szczęście podpłynął ratownik i wyciągnął Magdę na brzeg. Była cała i zdrowa, tylko przestraszona.

Wieczorem mama przytuliła mnie mocno.

– Widzisz? Nic się nie stało – próbowała mnie pocieszyć.

Ale ja czułam się winna. Gdyby coś się stało Magdzie… Czy to przeze mnie? Czy przez przepowiednię?

Kolejne dni mijały w napięciu. Mama była coraz bardziej nerwowa, ja coraz bardziej zamknięta w sobie. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać.

Pewnej nocy obudził mnie płacz mamy. Siedziała na balkonie i rozmawiała przez telefon:

– Nie wiem już, co robić… Ona mnie nienawidzi… Wszystko przez tę twoją przepowiednię!

Poczułam ukłucie żalu. Nie chciałam jej ranić. Ale nie umiałam przestać się bać.

Ostatniego dnia wakacji poszłyśmy razem na spacer brzegiem morza. Milczałyśmy długo.

– Asia… Przepraszam cię – powiedziała nagle mama. – Chciałam dobrze. Chciałam ci pokazać świat…

Spojrzałam na nią przez łzy.

– Ja też przepraszam… Bałam się…

Przytuliłyśmy się mocno. Poczułam ulgę.

Wróciłyśmy do domu inne niż wyjechałyśmy. Przepowiednia babci już nie miała nade mną takiej władzy jak wcześniej. Ale czasem w nocy budzę się z lękiem i pytam siebie: czy można uciec przed przeznaczeniem? Czy to my tworzymy swoje życie, czy ono jest już zapisane gdzieś wcześniej?

A wy? Wierzycie w przepowiednie? Czy pozwolilibyście im kierować swoim życiem?