Po śmierci taty zaczęła się wojna o spadek. Zamiast żałoby – słowa, których nie da się już cofnąć

— To niesprawiedliwe! — głos mojej siostry, Magdy, rozdarł ciszę jak nóż. Stała przy stole, zaciśnięte pięści wbijała w biały obrus, który jeszcze rano prasowałam drżącymi dłońmi. — Tata obiecał mi ten dom! Ty masz mieszkanie w Warszawie, a ja co? Zostanę z niczym?

Patrzyłam na nią przez łzy, próbując zrozumieć, kiedy nasze relacje zaczęły się sypać. Czy to już wtedy, gdy tata zachorował i każda z nas miała własny pomysł na opiekę? A może dopiero teraz, gdy jego ciało jeszcze nie ostygło, a my już dzielimy się tym, co po nim zostało?

— Magda, przecież to nie jest czas na takie rozmowy… — próbowałam mówić spokojnie, choć głos mi drżał. — Tata by tego nie chciał.

— Tata nie żyje! — wrzasnęła. — I nie zostawił testamentu. Wszystko jest do podziału. A ty zawsze byłaś tą lepszą, tą odpowiedzialną. Myślisz, że wszystko ci się należy?

W kącie stał nasz brat, Tomek. Milczał, ale widziałam w jego oczach gniew i rozczarowanie. On też miał swoje żale. Przez lata był tym najmłodszym, wiecznie pomijanym w ważnych sprawach. Teraz chciał być słyszany.

— Może podzielimy wszystko po równo? — rzucił cicho, ale stanowczo. — Bez awantur. Tata by tego chciał.

Magda prychnęła.

— Łatwo ci mówić! Ty masz firmę po teściu! Ja mam tylko ten dom!

Zacisnęłam powieki. W głowie dudniły mi wspomnienia: tata krojący chleb w sobotni poranek, jego śmiech odbijający się od ścian kuchni, zapach tytoniu i starej wody po goleniu. Wszystko to wydawało się teraz tak odległe, jakby należało do innego życia.

— Przestańcie… — wyszeptałam. — Proszę was…

Ale nikt mnie nie słuchał. Słowa padały jak kamienie: „zawsze byłaś ulubienicą”, „nigdy nie pomagałaś”, „tylko pieniądze ci w głowie”. Każde z nich bolało bardziej niż poprzednie.

Mama siedziała na fotelu przy oknie, skulona jak dziecko. Jej twarz była blada, oczy puste. Nie płakała już – łzy skończyły się pierwszego dnia po pogrzebie.

— Dzieci… — szepnęła bezradnie. — Czy naprawdę o to wam chodzi?

Nikt jej nie odpowiedział.

Wieczorem siedziałam sama w kuchni. Wpatrywałam się w kubek z nadkruszonym uchem – ten sam, z którego tata pił herbatę przez ostatnie trzydzieści lat. Przesuwałam palcem po porcelanie i czułam, jak narasta we mnie żal – nie tylko do rodzeństwa, ale i do siebie.

Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wcześniej porozmawiać z tatą o testamencie? Czy mogłam przewidzieć tę burzę?

Następnego dnia przyszliśmy wszyscy – Magda z mężem, Tomek z żoną i dwójką dzieci. Każdy miał swoje argumenty, swoje żale i swoje rachunki krzywd.

— Ja tu mieszkałam przez ostatnie lata! — krzyczała Magda. — Opiekowałam się tatą! Gdzie byliście wy?

— Przecież ci pomagaliśmy! — broniłam się. — Przesyłałam pieniądze, przyjeżdżałam na weekendy!

— To nie to samo! — syknęła.

Tomek uderzył pięścią w stół.

— Dość! Rozwalacie rodzinę przez pieniądze!

Zapanowała cisza. Dzieci Tomka zaczęły płakać. Mama wyszła do ogrodu i długo nie wracała.

Wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka.

— Kasiu… Słyszałam krzyki. Twój tata byłby załamany…

Poczułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.

Przez kolejne dni atmosfera gęstniała. Każde spotkanie kończyło się kłótnią. Zaczęliśmy rozmawiać przez prawników – obcy ludzie mieli decydować o naszym domu rodzinnym.

Nie spałam nocami. Wpatrywałam się w sufit i słyszałam głos taty: „Pamiętajcie, dzieciaki, rodzina jest najważniejsza”. Ale czy jeszcze byliśmy rodziną?

Pewnego dnia Magda przyszła sama. Usiadła naprzeciwko mnie i długo milczała.

— Pamiętasz, jak tata uczył nas jeździć na rowerze? — zapytała nagle cicho.

Skinęłam głową.

— Bałam się wtedy strasznie… Ale on zawsze był obok…

Łzy popłynęły jej po policzkach.

— Nie chcę już walczyć… — wyszeptała. — Ale boję się zostać sama…

Objęłam ją mocno. Po raz pierwszy od śmierci taty poczułam ulgę.

Tomek dołączył do nas wieczorem. Siedzieliśmy razem w kuchni, piliśmy herbatę z nadkruszonych kubków i milczeliśmy. Każde z nas wiedziało, że czegoś już nie da się naprawić – padły słowa, których nie da się cofnąć.

Ale może jeszcze możemy ocalić resztki tego, co zostało?

Dziś dom stoi pusty. Mama zamieszkała u mnie, Magda znalazła mieszkanie niedaleko szkoły swoich dzieci, Tomek wrócił do siebie. Spotykamy się rzadko – rozmowy są ostrożne, pełne niedopowiedzeń.

Czasem wracam do starego domu i siadam w fotelu taty przy oknie. Wdycham resztki jego zapachu i pytam siebie: czy naprawdę warto było walczyć o rzeczy? Czy można jeszcze odbudować rodzinę po takiej wojnie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć słowa wypowiedziane w gniewie?