Plan Oliwii: Jak dziesięcioletnia dziewczynka postanowiła zmienić los swojej rodziny
– Mamo, a jak będziecie już starzy, to co z Michałem? – zapytałam pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy kuchennym stole. Mama zamarła z łyżką w ręku, a tata odłożył gazetę. W powietrzu zawisła cisza, tak gęsta, że aż bolało mnie w piersiach. Michał, mój młodszy brat, bawił się na dywanie swoimi ulubionymi klockami. Miał wtedy siedem lat i od urodzenia poruszał się na wózku.
Nie wiem skąd we mnie tyle odwagi, żeby zadać to pytanie. Może dlatego, że od kilku tygodni podsłuchiwałam rozmowy rodziców, ich szeptane noce pełne troski i strachu o przyszłość. Może dlatego, że w szkole koleżanki opowiadały o planach na przyszłość, a ja nie umiałam sobie wyobrazić życia bez Michała.
Mama spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. – Oliwka…
– Ja się nim zajmę – powiedziałam stanowczo, choć głos mi drżał. – Jak będę dorosła, Michał będzie mieszkał ze mną. Będę go wozić do szkoły i na rehabilitację. I będziemy razem gotować obiad.
Tata odchrząknął i spojrzał przez okno. Widziałam, jak ściska pięści. Mama zaczęła płakać. Michał podczołgał się do mnie i objął mnie swoimi chudymi ramionami.
– Oliwia, ty jesteś jeszcze dzieckiem – powiedział tata cicho. – Nie musisz brać na siebie takiego ciężaru.
Ale ja już wtedy czułam, że nie mam wyboru. Od kiedy pamiętam, wszystko w naszym domu było podporządkowane Michałowi: godziny rehabilitacji, specjalne obiady bez glutenu, wieczne wizyty u lekarzy i walka o refundacje sprzętu. Mama rzuciła pracę, żeby być z nim w domu. Tata pracował po godzinach jako kierowca autobusu miejskiego w Poznaniu.
Często słyszałam ich kłótnie przez cienkie ściany naszego mieszkania na Ratajach:
– Nie damy rady dłużej! – krzyczała mama. – Nie mamy już siły!
– A co mam zrobić? Ukradnę pieniądze? – odpowiadał tata zrezygnowanym głosem.
Wtedy zamykałam się z Michałem w pokoju i opowiadałam mu bajki wymyślone na poczekaniu. On śmiał się głośno, a ja udawałam, że nie słyszę płaczu mamy.
Pewnego dnia w szkole pani wychowawczyni zapytała nas o marzenia. Dzieci mówiły: „Chcę być piłkarzem”, „Chcę mieć własny sklep”, „Chcę mieszkać za granicą”. Ja powiedziałam: „Chcę mieć dom z podjazdem dla wózka”. Klasa wybuchła śmiechem. Pani spojrzała na mnie dziwnie i zapisała coś w dzienniku.
Po lekcjach podeszła do mnie koleżanka, Kasia:
– Ty serio chcesz całe życie opiekować się bratem?
– A kto ma to zrobić? – odpowiedziałam pytaniem.
Kasia wzruszyła ramionami i pobiegła do mamy, która czekała na nią pod szkołą nowym SUV-em.
Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z listą leków Michała. Tata spał na kanapie w ubraniu. W kuchni pachniało bigosem, ale nikt nie miał apetytu.
– Mamo…
– Tak?
– Ja naprawdę chcę się nim zajmować. Nawet jak będę dorosła.
Mama spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Oliwko, kochanie… My chcemy dla ciebie innego życia. Chcemy, żebyś była wolna.
– Ale ja nie chcę być wolna bez niego.
Mama zaczęła płakać jeszcze mocniej. Przytuliła mnie tak mocno, że aż zabolało.
Następnego dnia tata zabrał mnie na lody do parku Cytadela.
– Wiesz… – zaczął niepewnie – Kiedy dowiedzieliśmy się o chorobie Michała… Myślałem, że nie dam rady. Że to wszystko nas zniszczy. Ale potem pojawiłaś się ty i wszystko stało się trochę łatwiejsze.
Patrzyłam na niego zdziwiona.
– Jesteś bardzo dzielna, Oliwio. Ale pamiętaj… Masz prawo do własnych marzeń.
Nie odpowiedziałam nic. Bo moje marzenie było jedno: żeby Michał był szczęśliwy.
Lata mijały. Michał rósł szybciej niż ja. Jego choroba postępowała powoli, ale nieubłaganie. Coraz częściej musiał zostawać w domu zamiast chodzić do szkoły. Mama wyglądała coraz gorzej – siwe włosy pojawiły się u niej już przed czterdziestką. Tata zaczął pić piwo wieczorami i coraz częściej wracał do domu rozdrażniony.
W gimnazjum miałam coraz mniej przyjaciół. Nikt nie rozumiał mojej sytuacji. Zaproszenia na urodziny przestały przychodzić. Zamiast tego pomagałam mamie przy kąpieli Michała albo szukałam w internecie informacji o nowych terapiach.
Pewnego dnia mama zasłabła w kuchni. Zawiozłam ją karetką do szpitala razem z tatą. Lekarz powiedział: „Przemęczenie”.
Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach. Co jeśli mama umrze? Co jeśli zostaniemy sami?
Po powrocie ze szpitala usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
– Musimy coś zmienić – powiedział tata stanowczo.
– Ale co? – zapytałam cicho.
– Może powinniśmy oddać Michała do ośrodka…
Mama wybuchła płaczem.
– Nigdy! – krzyknęłam. – Obiecałam mu!
Michał patrzył na nas wielkimi oczami pełnymi strachu.
Tata spuścił głowę.
Przez kilka tygodni atmosfera w domu była napięta jak struna. Każdy dzień był walką o przetrwanie: praca, szkoła, rehabilitacja, gotowanie, sprzątanie…
W końcu przyszedł dzień moich osiemnastych urodzin. Michał wręczył mi własnoręcznie narysowaną laurkę: „Dziękuję, że jesteś moją siostrą”.
Popatrzyłam na niego i wiedziałam już na pewno: nigdy go nie zostawię.
Dziś mam dwadzieścia lat i studiuję fizjoterapię na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Michał jest nastolatkiem i coraz częściej pyta mnie o dziewczyny i gry komputerowe. Mama wróciła do pracy na pół etatu w bibliotece osiedlowej; tata rzucił picie po terapii rodzinnej.
Nie jest łatwo. Czasem mam ochotę uciec gdzieś daleko i zapomnieć o wszystkim. Ale potem patrzę na Michała i wiem, że to on jest moim domem.
Czy zrobiłam dobrze? Czy poświęcenie własnych marzeń dla rodziny to słabość czy siła? A może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź na to pytanie?