Pięć lat w cieniu: Jak matka z Mazur walczyła o prawdę po zniknięciu córki
– Gdzie ona jest, do cholery?! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchni. Ojciec Magdy tylko wzruszył ramionami, jakby to była kolejna kłótnia o niepozmywane naczynia. Ale ja czułam, jakby moje serce rozrywało się na kawałki. To był trzeci dzień, odkąd Magda nie wróciła do domu. Trzeci dzień, odkąd jej telefon milczał, a ja nie spałam ani minuty.
Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Jeszcze tydzień temu śmiała się w kuchni, opowiadając o tym nowym chłopaku – Pawle. Był z Olsztyna, poznali się przez internet. Mówiła, że jest inny niż wszyscy, że ją rozumie. Patrzyłam na nią wtedy z niepokojem, ale nie chciałam być tą matką, która wszystko krytykuje. Pozwoliłam jej pojechać na weekend do niego. Teraz przeklinałam siebie za tę decyzję.
– Może po prostu chce odpocząć od ciebie – rzucił mój mąż, Andrzej, z goryczą w głosie. – Zawsze ją kontrolowałaś.
– Przestań! – syknęłam. – To nie jest normalne! Magda nigdy by mnie tak nie zostawiła bez słowa!
Wiedziałam, że coś jest nie tak. Policja przyjęła zgłoszenie, ale już po tonie głosu dyżurnego wiedziałam, że nie traktują tego poważnie. „Pewnie się zakochała i nie chce wracać” – usłyszałam między wierszami. Ale ja znałam swoją córkę. Zawsze dzwoniła, nawet gdy była na imprezie do rana.
Pierwsze dni były jak koszmar na jawie. Przeszukiwałam jej pokój, szukając jakiejkolwiek wskazówki. Znalazłam tylko kilka zdjęć Pawła na Facebooku i wiadomości pełne serduszek. Napisałam do niego – nie odpisał. Pojechałam do Olsztyna sama, szukając adresu, pod którym miał mieszkać. Drzwi otworzyła mi starsza kobieta.
– Paweł? Nie mieszka tu już od dwóch lat – powiedziała zaskoczona.
Wróciłam do domu z jeszcze większym niepokojem. Andrzej patrzył na mnie z wyrzutem.
– Może gdybyś jej nie pozwoliła jechać…
– Przestań mnie obwiniać! – wybuchłam. – To ty zawsze mówiłeś, żeby dać jej więcej swobody!
W domu panowała atmosfera grobowa. Syn, Bartek, zamknął się w swoim pokoju i przestał się odzywać. Ja żyłam tylko poszukiwaniami. Codziennie dzwoniłam na policję, pisałam do fundacji zajmujących się zaginięciami. Rozklejałam plakaty na przystankach w Giżycku i okolicznych wsiach. Ludzie patrzyli na mnie współczująco albo z irytacją.
Najgorsze były plotki. W małym miasteczku wszyscy wiedzą wszystko.
– Słyszałaś? Podobno Magda uciekła z jakimś facetem do Niemiec…
– Może zaszła w ciążę i się boi wrócić…
Każda taka rozmowa wbijała mi nóż w serce. Przestałam chodzić do sklepu, przestałam odbierać telefony od znajomych. Nawet moja matka zaczęła mnie unikać.
– Musisz żyć dalej – powiedziała mi pewnego dnia przez telefon. – Masz jeszcze Bartka.
Ale jak miałam żyć dalej? Każdy dzień bez Magdy był jak życie bez powietrza.
Minęły tygodnie. Policja przesłuchała Pawła – okazało się, że wyjechał za granicę jeszcze przed zniknięciem Magdy. Ich znajomość była tylko internetową iluzją. Zaczęli sprawdzać inne tropy: koleżanki ze szkoły, dawnych chłopaków… Nic.
Andrzej coraz częściej znikał z domu. W końcu dowiedziałam się od sąsiadki, że widuje go w barze pod Giżyckiem z jakąś kobietą.
– Ty masz obsesję! – krzyczał na mnie pewnej nocy. – Ja też cierpię! Ale nie mogę tak żyć!
Zostawił mnie kilka miesięcy po zaginięciu Magdy. Bartek zaczął sprawiać problemy w szkole – bójki, wagary. Ja byłam cieniem człowieka.
Pewnej nocy usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Magdy:
„Córko, jeśli to czytasz… Wróć do domu. Nieważne co się stało.”
Nie miałam już siły płakać.
Rok po zaginięciu dostałam anonimowy list:
„Twoja córka żyje. Szukaj jej tam, gdzie nikt nie patrzy.”
Policja uznała to za głupi żart. Ale dla mnie to była iskierka nadziei.
Zaczęłam szukać sama – jeździłam po Mazurach autostopem, rozmawiałam z bezdomnymi pod sklepami, odwiedzałam noclegownie i schroniska dla młodzieży. Czasem wydawało mi się, że widzę ją na ulicy – długie włosy, znajomy chód… Ale to nigdy nie była ona.
Bartek wyprowadził się do Warszawy na studia i zerwał ze mną kontakt.
– Nie mogę już patrzeć na twoją rozpacz – powiedział mi przez telefon.
Zostałam sama w pustym domu nad jeziorem. Czasem miałam wrażenie, że słyszę głos Magdy za ścianą.
Minęły cztery lata. W końcu policja zadzwoniła:
– Znaleźliśmy ciało młodej kobiety w lesie pod Mrągowem…
Pojechałam tam z duszą na ramieniu. To nie była Magda.
Po powrocie usiadłam na werandzie i patrzyłam na jezioro. Przypomniały mi się wakacje sprzed lat – jak Magda uczyła się pływać, jak śmiała się do słońca…
Czasem myślę, że ona gdzieś tam jest – może żyje nowe życie pod innym nazwiskiem? Może ktoś ją skrzywdził i boi się wrócić?
Piąty rok minął bez odpowiedzi. Ludzie przestali pytać o Magdę; nawet Andrzej ułożył sobie życie z nową kobietą.
Ale ja nie przestaję szukać.
Każdego dnia budzę się z nadzieją i zasypiam z bólem.
Czy kiedykolwiek dowiem się prawdy? Czy można żyć dalej bez odpowiedzi?
A może są tu inni rodzice, którzy też czekają na powrót dziecka? Jak radzicie sobie z ciszą?