Niespodziewana wizyta teściowej: Jak rodzinny obiad zmienił wszystko

— Znowu nie posprzątałaś kuchni? — głos pani Haliny rozbrzmiał w przedpokoju, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć kapcie. Stała w drzwiach, z torbą pełną zakupów i spojrzeniem, które nie wróżyło niczego dobrego. — Przecież mówiłam, że w piątki przychodzę po Krzysia ze szkoły!

Zamarłam. Nie spodziewałam się jej dzisiaj. Zresztą, nawet gdybym się spodziewała, nie byłabym gotowa. Kuchnia wyglądała jak po bitwie, a ja sama byłam w dresie, z włosami spiętymi byle jak. Mój mąż, Tomek, schował się w łazience pod pretekstem prysznica. Krzyś siedział przy stole i dłubał widelcem w zimnej jajecznicy.

— Dzień dobry, mamo — powiedziałam cicho, próbując nie okazać irytacji. — Nie wiedziałam, że dziś przyjdziesz.

— Jak zwykle — westchnęła ciężko. — Nic nie wiesz, nic nie pamiętasz. A dziecko głodne! — rzuciła torbę na blat i zaczęła wyciągać produkty: jajka, masło, świeże bułki. — Usiądź, zrobię śniadanie jak należy.

Poczułam się jak intruz we własnym domu. Pani Halina zawsze była wymagająca. Miała swoje zasady: dom musi lśnić, dzieci być najedzone i zadbane, a żona… no cóż, żona powinna być perfekcyjna. Ja taka nie byłam. Pracowałam zdalnie, czasem nie miałam siły na gotowanie czy sprzątanie. Tomek pomagał, ale dla jego mamy to zawsze było za mało.

— Mamo, naprawdę nie trzeba… — próbowałam protestować.

— Właśnie że trzeba! — przerwała mi ostro. — Ktoś tu musi zadbać o porządek.

Krzyś spojrzał na mnie z niepokojem. Wiedział, że zaraz wybuchnie kłótnia. Ale tym razem postanowiłam inaczej. Zacisnęłam zęby i zamiast się kłócić, zaczęłam pomagać jej przy śniadaniu. Kroiłam warzywa, podawałam talerze. Pani Halina milczała przez chwilę, ale potem zaczęła opowiadać o sąsiadce z parteru i jej nowym psie.

— Wiesz, Anka znowu się rozwodzi — rzuciła nagle. — Mówiłam jej, żeby nie wychodziła za tego pijaka…

Słuchałam jej półuchem, ale coś mnie tknęło. Może ona też czuje się samotna? Może dlatego tak bardzo chce być potrzebna?

Po śniadaniu Krzyś pobiegł do swojego pokoju. Tomek wyszedł z łazienki i spojrzał na mnie pytająco. Wzruszyłam ramionami.

— Może zostaniesz na obiedzie? — zapytałam teściową niespodziewanie dla samej siebie.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

— Myślisz, że dacie radę coś ugotować? — zapytała z przekąsem.

— Razem damy radę — odpowiedziałam spokojnie.

I tak zaczęłyśmy gotować. Najpierw było sztywno. Pani Halina poprawiała mnie co chwilę: „Nie tak się kroi cebulę”, „Za dużo soli”, „Makaron już rozgotowany”. Ale potem zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie w małej wiosce pod Siedlcami. O tym, jak jej matka gotowała rosół na niedzielę i jak wszyscy siadali razem do stołu.

— Teraz to już nie to samo — westchnęła. — Każdy gdzieś biegnie, nikt nie ma czasu na rodzinę.

Patrzyłam na nią inaczej niż zwykle. Zobaczyłam w niej nie tylko surową teściową, ale kobietę, która całe życie poświęciła rodzinie i teraz boi się być niepotrzebna.

Obiad wyszedł pyszny. Krzyś zjadł dwie porcje makaronu z sosem pomidorowym. Tomek nawet pochwalił naszą współpracę.

— Mamo, może częściej będziemy gotować razem? — zaproponował nieśmiało.

Pani Halina uśmiechnęła się pierwszy raz tego dnia.

— Może… jeśli tylko będziecie chcieli mnie tu widzieć — odpowiedziała cicho.

Po obiedzie usiadłyśmy razem przy kawie. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym: o pracy, o dzieciach, o życiu. Po raz pierwszy poczułam, że możemy być sobie bliższe.

Wieczorem, kiedy pani Halina wychodziła, przytuliła mnie lekko.

— Dziękuję za dzisiaj — powiedziała.

Zostałam w kuchni sama i długo myślałam o tym dniu. Może czasem warto odpuścić dumę i spróbować zobaczyć drugiego człowieka takim, jaki jest naprawdę?

Czy każda rodzinna wojna musi kończyć się przegraną? A może wystarczy jeden wspólny obiad, żeby zacząć od nowa?