Na 60. urodziny odnalazłam swoją pierwszą miłość. Drzwi otworzyła kobieta, która wyglądała jak… ja sama

— Mamo, po co ci to? — zapytała moja córka Ania, patrząc na mnie z niepokojem, gdy pakowałam się do pociągu do Poznania. — Przecież masz wszystko: dom, wnuki, tatę… Po co rozdrapywać stare rany?

Zatrzymałam się na chwilę, ściskając w dłoni pożółkłe zdjęcie sprzed czterdziestu lat. Na nim byłam ja i Marek — moja pierwsza miłość. Miałam wtedy osiemnaście lat, on dwadzieścia dwa. Wydawało mi się, że świat należy do nas. Potem życie potoczyło się inaczej: studia w Warszawie, szybki ślub z Andrzejem, narodziny dzieci. Marek zniknął z mojego życia tak nagle, jak się pojawił. Przez lata nie miałam odwagi nawet o nim myśleć.

Ale teraz, kiedy skończyłam sześćdziesiąt lat i dzieci były już dorosłe, coś we mnie pękło. Zaczęłam się zastanawiać: kim bym była, gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej? Czy naprawdę jestem szczęśliwa? Czy Andrzej był moim przeznaczeniem, czy tylko bezpiecznym wyborem?

Pociąg sunął przez szare pola Wielkopolski, a ja czułam narastający niepokój. W głowie słyszałam głos matki: „Nie grzeb w przeszłości, bo możesz znaleźć coś, czego nie chcesz wiedzieć”. Ale ja musiałam to zrobić.

Adres Marka znalazłam przypadkiem — w internecie, na liście członków stowarzyszenia miłośników historii Poznania. Przez tydzień zbierałam się na odwagę, aż w końcu napisałam krótkiego maila: „Czy to Pan Marek Nowak z ulicy Słowiańskiej? Jeśli tak — proszę o kontakt. Z poważaniem, Maria z Warszawy”.

Odpowiedź przyszła po dwóch dniach: „Tak, to ja. Zapraszam na kawę. Marek”.

Teraz stałam przed jego domem — starym bliźniakiem z czerwonej cegły. Serce waliło mi jak młotem. Zadzwoniłam dzwonkiem.

Drzwi otworzyła kobieta w moim wieku. Miała siwe włosy spięte w kok i oczy… moje oczy. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.

— Dzień dobry… Szukam Marka Nowaka — wydukałam.

Kobieta uśmiechnęła się smutno.

— Proszę wejść. Jestem Zofia, żona Marka.

Weszłam do środka, czując się jak intruz. W salonie panował porządek i cisza. Na ścianach wisiały zdjęcia rodzinne: Marek z żoną i córką — młodą kobietą o znajomych rysach twarzy.

— Marek jest na cmentarzu — powiedziała Zofia cicho. — Odwiedza grób naszej córki. Zginęła dwa lata temu w wypadku samochodowym.

Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć.

— Przepraszam… Nie wiedziałam…

Zofia spojrzała na mnie przenikliwie.

— Kim pani jest?

Zebrałam się na odwagę.

— Byłam kiedyś blisko z Markiem… Dawno temu. Chciałam go zobaczyć po latach.

Zofia westchnęła i usiadła naprzeciwko mnie.

— On często o pani mówił. Zwłaszcza po śmierci Kasi… Powtarzał, że gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej, może dziś byłby szczęśliwszy.

Poczułam ukłucie żalu i winy.

— Ja też często o nim myślałam — przyznałam szeptem.

W tym momencie drzwi otworzyły się i wszedł Marek. Zmarszczki wyżłobiły jego twarz, ale oczy pozostały te same — ciepłe i pełne smutku.

— Maria? — zapytał niepewnie.

Wstałam i podeszłam do niego. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy bez słów. Potem Marek objął mnie delikatnie.

— Myślałem o tobie przez całe życie — powiedział cicho.

Usiedliśmy razem przy stole. Zofia nalała nam herbaty i wyszła do kuchni, zostawiając nas samych.

— Dlaczego wtedy wyjechałaś? — zapytał Marek.

— Bałam się… Chciałam czegoś więcej niż małe miasto. A potem było już za późno…

Marek pokiwał głową.

— Ja zostałem tutaj dla rodziców. Potem pojawiła się Zofia… Byliśmy szczęśliwi przez jakiś czas, ale po śmierci Kasi wszystko się rozpadło.

Siedzieliśmy długo w milczeniu. Czułam ciężar lat i niewypowiedzianych słów.

— Czy żałujesz? — zapytałam w końcu.

Marek spojrzał na mnie smutno.

— Żałuję tylko tego, że nie miałem odwagi cię zatrzymać.

Pożegnaliśmy się bez łez, ale z poczuciem straty i ulgi jednocześnie. Wyszłam z domu Marka z uczuciem pustki, ale też dziwnej lekkości. Może czasem trzeba wrócić do przeszłości, żeby zrozumieć siebie?

W pociągu do Warszawy patrzyłam przez okno na przesuwające się krajobrazy i myślałam o Andrzeju, moich dzieciach i wnukach. Czy naprawdę byłam szczęśliwa przez te wszystkie lata? Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie — jednego w rzeczywistości, drugiego w marzeniach?

A może każdy z nas nosi w sobie tęsknotę za czymś utraconym i nigdy nie odnalezionym?

Czy wy też czasem zastanawiacie się, jak wyglądałoby wasze życie, gdybyście podjęli inną decyzję? Czy warto wracać do przeszłości?