Dzień, w którym moja teściowa przekroczyła granicę: Lekcja oszczędności, która rozdarła naszą rodzinę
— Mamo, dlaczego babcia nie dała nam obiadu? — zapytała cicho Zosia, kiedy wsiadła do samochodu. Jej oczy były czerwone, a policzki mokre od łez. Siedzący obok niej Staś milczał, ściskając w dłoni pustą paczkę po chrupkach kukurydzianych.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież zostawiłam dzieci u teściowej tylko na kilka godzin. Byłam pewna, że jak zawsze dostaną ciepły posiłek i trochę domowego ciepła. Zosia miała siedem lat, Staś pięć — oboje byli głodni i rozczarowani.
Wróciłam do domu z bijącym sercem. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy to możliwe, że mama Marka naprawdę nie nakarmiła wnuków? Czy coś się stało? A może przesadzam? Postanowiłam zadzwonić do niej jeszcze tego samego wieczoru.
— Mamo, czy wszystko było w porządku z dziećmi? — zapytałam, starając się brzmieć spokojnie.
— Oczywiście! — odpowiedziała teściowa, pani Halina, z wyraźnym rozdrażnieniem. — Dałam im chrupki i wodę. Nie będę gotować obiadu dla każdego, kto do mnie przyjdzie. Wiesz przecież, jak teraz wszystko drogie!
Zamurowało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa. W mojej głowie pojawiły się obrazy dzieci siedzących przy pustym stole, podczas gdy ich babcia liczy każdy grosz.
— Ale mamo… One były głodne — powiedziałam cicho.
— A ty myślisz, że ja nie jestem? — odburknęła Halina. — Zobacz, ile teraz kosztuje mięso! A emerytura nie rośnie tak szybko jak ceny. Musisz zrozumieć, że czasy się zmieniły.
Rozłączyłam się z płaczem. Marek wrócił z pracy późno i od razu zauważył mój nastrój.
— Co się stało? — zapytał z troską.
Opowiedziałam mu wszystko. Najpierw słuchał w milczeniu, potem zaczął bronić matki:
— Może rzeczywiście jest jej ciężko? Wiesz, że od śmierci taty ledwo wiąże koniec z końcem…
— Ale Marek! To są nasze dzieci! Nie można ich głodzić pod pretekstem oszczędzania!
W naszym domu wybuchła burza. Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Marek coraz częściej milczał przy kolacji, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Zosia zaczęła unikać rozmów o babci, Staś przestał rysować jej laurki.
Po tygodniu postanowiłam porozmawiać z Haliną twarzą w twarz. Pojechałam do niej sama, zostawiając dzieci z Markiem.
— Mamo, musimy porozmawiać — zaczęłam stanowczo.
Halina spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi.
— O czym?
— O dzieciach. O tym, jak je traktujesz. Rozumiem, że jest ciężko, ale nie możesz ich głodzić. To nie jest oszczędność, to brak szacunku dla nich i dla nas.
Teściowa wybuchła płaczem. Po raz pierwszy zobaczyłam ją taką bezbronną.
— Ty nic nie rozumiesz! — krzyknęła przez łzy. — Całe życie oszczędzałam! Twój teść pił, wszystko przepijał… Ja musiałam dbać o każdy grosz! Teraz mam tylko tę emeryturę i strach przed jutrem…
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy razem. Poczułam dziwną mieszankę współczucia i gniewu.
— Mamo… Ale dzieci nie są winne twojej przeszłości — powiedziałam łagodnie. — One cię kochają i chcą tu przychodzić. Ale musisz im dawać choćby prosty posiłek.
Halina otarła łzy i skinęła głową.
— Może masz rację… Ale ja już nie umiem inaczej żyć…
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Marek czekał na mnie w kuchni.
— I co? — zapytał cicho.
— Twoja mama jest bardzo samotna i przestraszona — odpowiedziałam. — Ale musimy ustalić granice. Nie możemy pozwolić, żeby nasze dzieci cierpiały przez jej lęki.
Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy znaleźć kompromis. Zaczęliśmy zostawiać Halinie gotowe obiady dla dzieci albo przekazywać jej trochę pieniędzy na zakupy spożywcze. Dzieci powoli odzyskiwały zaufanie do babci, ale coś między nami wszystkimi pękło na zawsze.
Najtrudniejsze były rozmowy z Zosią:
— Mamo, dlaczego babcia nas nie lubi?
Za każdym razem tłumaczyłam jej, że babcia jest po prostu bardzo zmęczona życiem i czasami nie potrafi okazać miłości tak jak inni.
Wciąż jednak wraca do mnie to jedno popołudnie — widok głodnych dzieci i świadomość, że czasem nawet najbliżsi mogą nas zawieść w imię własnych lęków i przyzwyczajeń.
Czy można nauczyć kogoś szacunku do cudzych granic? Czy oszczędność może być ważniejsza niż miłość do wnuków? Czasem zastanawiam się: ile jeszcze rodzinnych tajemnic kryje się za zamkniętymi drzwiami naszych domów?