Ciotka ujawnia rodzinny rozłam po śmierci teściowej: „Jak możesz brać pieniądze od siostry? Przecież masz wszystko, a ona ledwo wiąże koniec z końcem!”
— Andrzej, nie rób tego, proszę cię! — głos Wiktorii drżał, a jej oczy były pełne łez. Stała w kuchni, oparta o stół, jakby szukała w nim oparcia, którego nie mogła znaleźć wśród najbliższych.
Patrzyłam na nią z boku, czując się jak intruz w tej rodzinnej tragedii. Byłam żoną Andrzeja od dziesięciu lat, ale nigdy nie widziałam go tak spiętego. Zaciskał szczęki, patrząc w okno, jakby chciał uciec z tego mieszkania, które jeszcze niedawno należało do jego matki.
— Wiktoria, to nie jest takie proste — odpowiedział cicho. — Mama zostawiła testament. Dom należy do nas obojga. Musimy się dogadać.
— Dogadać? — Wiktoria niemal krzyknęła. — Ty masz dom pod Warszawą, firmę, samochód! Ja mam dwójkę dzieci i kredyt na karku! Chcesz mnie zmusić do sprzedaży tego domu?
Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Po śmierci teściowej wszyscy byliśmy rozbici, ale kiedy notariusz odczytał testament, poczułam, jakby ktoś wrzucił granat do naszej rodziny. Dom — trzypokojowe mieszkanie na warszawskiej Pradze — miał być podzielony po równo między Andrzeja i Wiktorię. Tyle że dla niej to był jedyny dach nad głową.
Wiktoria mieszkała tu z matką i dwójką dzieci. Jej mąż odszedł kilka lat temu, zostawiając ją z długami i wiecznym strachem o jutro. Andrzej miał własny dom, dobrze prosperującą firmę budowlaną i życie, które wydawało się poukładane. Ale testament był jasny: połowa dla niego, połowa dla niej.
— Możemy to rozwiązać spokojnie — próbowałam wtrącić się łagodnie. — Może uda się znaleźć jakieś wyjście…
— Nie potrzebuję twojej litości! — Wiktoria spojrzała na mnie z wyrzutem. — Ty nigdy nie zrozumiesz, co to znaczy bać się o jutro!
Zamilkłam. Miała rację — nie znałam jej strachu. Ale widziałam też Andrzeja, który przez całe życie czuł się w cieniu siostry, bo to ona była tą „dobrą córką”, która została przy matce.
Kilka dni później przyszła ciotka Halina — starsza siostra teściowej. Zawsze była bezpośrednia i nie bała się mówić tego, co myśli.
— Andrzej! — zaczęła ostro już od progu. — Jak możesz brać pieniądze od własnej siostry? Przecież masz wszystko! A ona ledwo wiąże koniec z końcem!
Andrzej spuścił głowę.
— Ciociu, to nie tak…
— To właśnie tak! — przerwała mu Halina. — Twoja matka przewraca się w grobie! Zawsze mówiła: „Wiktoria ma dobre serce, Andrzej sobie poradzi”. I co? Teraz chcesz ją wyrzucić na bruk?
Wiktoria płakała cicho w kącie pokoju. Ja stałam jak sparaliżowana. Wiedziałam, że Andrzej nie chce być tym złym. Ale wiedziałam też, że jego firma ma kłopoty — ostatni kontrakt nie wypalił, a kredyt hipoteczny wisiał nad nami jak miecz Damoklesa.
Wieczorem usiedliśmy razem w kuchni.
— Nie wiem, co robić — powiedział Andrzej cicho. — To nie jest tylko kwestia pieniędzy. To dom mojego dzieciństwa…
— Ale dla Wiktorii to jedyna szansa na normalność — odpowiedziałam.
— A jeśli sprzedam swoją część? Potrzebuję tych pieniędzy…
Patrzyłam na niego długo. Wiedziałam, że każda decyzja będzie bolała.
Następnego dnia Wiktoria przyszła z dziećmi.
— Andrzej… jeśli chcesz mnie zmusić do sprzedaży domu, powiedz to wprost — powiedziała bez łez, za to z dziwnym spokojem.
— Nie chcę cię krzywdzić… — zaczął Andrzej.
— Ale krzywdzisz — przerwała mu. — Mama zawsze mówiła, że rodzina jest najważniejsza. Ale chyba się myliła.
Dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami. Poczułam gulę w gardle.
W kolejnych tygodniach atmosfera była coraz gęstsza. Ciotka Halina dzwoniła codziennie, próbując przemówić Andrzejowi do rozsądku. Wiktoria przestała odbierać telefony ode mnie i Andrzeja. Rodzinne obiady zamieniły się w milczenie i wymijające spojrzenia.
W końcu Andrzej podjął decyzję: sprzeda swoją część domu Wiktorii za połowę rynkowej wartości. To miało być kompromisem — on dostanie trochę pieniędzy na ratowanie firmy, ona zachowa dach nad głową.
Ale kiedy podpisywali umowę u notariusza, Wiktoria nawet na niego nie spojrzała.
Po wszystkim Andrzej siedział długo w samochodzie przed blokiem matki.
— Straciłem siostrę — powiedział cicho. — Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina?
Patrzyłam na niego i czułam ciężar tej decyzji również na sobie. Bo przecież to nie tylko jego wybór — to wybór nas wszystkich.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawić coś, co pękło przez pieniądze? Czy rodzina naprawdę jest silniejsza niż testament i liczby na koncie?
A wy? Co byście zrobili na naszym miejscu?