Brak Oddechu: Historia Agnieszki z Warszawy

Nie ma powietrza. Czuję to od razu, gdy przekręcam klucz w zamku. Wstrzymuję oddech, jakbym mogła w ten sposób nie zdradzić swojej obecności. Drzwi skrzypią głośniej niż zwykle, a ja przeklinam w myślach ten stary mechanizm. Zdejmuję buty, zostawiam je przy wejściu i na palcach przemykam przez ciemny przedpokój. Jeszcze tylko kilka kroków do mojego pokoju, jeszcze tylko chwila ciszy, zanim światło eksploduje nad moją głową.

— Agnieszka, gdzie byłaś? — głos mamy tnie powietrze jak nóż. — Dlaczego wracasz o tej godzinie?

Zatrzymuję się w pół kroku. Wiem, że nie ma sensu udawać, że mnie tu nie ma. Wiem też, że nie ma sensu kłamać. Mama siedzi przy stole w kuchni, światło lampy pada na jej zmęczoną twarz. W oczach ma gniew i strach jednocześnie.

— Byłam u Kasi — mówię cicho, próbując nie patrzeć jej w oczy.

— U Kasi? O tej porze? — Jej głos drży. — Myślisz, że jestem głupia? Że nie wiem, co się dzieje?

Chciałabym jej powiedzieć, że nic się nie dzieje. Że naprawdę byłam u Kasi, że rozmawiałyśmy o studiach, o życiu, o wszystkim i o niczym. Ale wiem, że ona i tak mi nie uwierzy. Odkąd tata odszedł trzy lata temu, mama stała się cieniem samej siebie. Kontroluje każdy mój krok, jakby bała się, że i ja zniknę.

— Mamo, proszę… Jestem dorosła — próbuję jeszcze raz.

— Dorosła? — parska śmiechem. — Dorosła to byś była, gdybyś potrafiła zadbać o siebie! Gdybyś nie wracała do domu po północy! Co ludzie powiedzą?

Zaciskam pięści. Czuję, jak narasta we mnie gniew i bezsilność. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć się z każdego wyjścia? Ile razy jeszcze usłyszę o tym, co powiedzą sąsiedzi?

— Może przestańmy się przejmować tym, co powiedzą inni — rzucam zbyt ostro.

Mama milknie na chwilę. Patrzy na mnie tak, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy. Widzę w jej oczach łzy.

— Nie rozumiesz… Ja się po prostu boję — mówi cicho.

I wtedy dociera do mnie cała prawda. Ona naprawdę się boi. Boi się samotności, boi się o mnie, boi się świata, który wymknął jej się spod kontroli.

Ale ja też się boję. Boję się tego mieszkania, w którym nie ma powietrza. Boję się tej ciszy po kłótni, która dusi bardziej niż krzyk.

Odkąd tata odszedł do innej kobiety — tej młodszej z pracy — wszystko się zmieniło. Mama przestała wychodzić z domu poza pracą i zakupami. Przestała rozmawiać z sąsiadkami, przestała zapraszać kogokolwiek do nas. Jej świat skurczył się do czterech ścian i mnie.

A ja? Ja próbowałam być grzeczną córką. Próbowałam nie sprawiać kłopotów, nie zadawać trudnych pytań. Ale im bardziej starałam się być niewidzialna, tym bardziej mama mnie kontrolowała.

Pamiętam tamten dzień sprzed roku, kiedy wróciłam do domu z wysoką gorączką. Mama zamiast zapytać, co mi jest, zaczęła wypytywać, gdzie byłam i z kim się spotykałam. Jakby każda moja choroba była moją winą.

Od tamtej pory coraz częściej wychodziłam z domu tylko po to, żeby złapać oddech. Spotykałam się z Kasią w kawiarni na Mokotowie albo chodziłyśmy nad Wisłę i patrzyłyśmy na światła miasta odbijające się w wodzie. Tam czułam się wolna.

Ale każda taka chwila kończyła się powrotem do dusznego mieszkania i kolejnej awantury.

— Agnieszka! — głos mamy wyrywa mnie z zamyślenia. — Słyszysz mnie w ogóle?

— Tak… Słyszę — odpowiadam zmęczona.

— Nie chcę twojego zmęczenia! Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje! — krzyczy.

Wtedy coś we mnie pęka.

— Mamo! Ja też mam prawo żyć! Mam prawo mieć swoje życie! — krzyczę równie głośno.

Zapada cisza. Patrzymy na siebie przez chwilę jak dwie obce osoby.

— Może powinnam wyjechać na studia do innego miasta… — mówię cicho.

Widzę przerażenie w jej oczach.

— Nie możesz mnie zostawić…

— Nie chcę cię zostawiać… Ale nie mogę tu oddychać…

Mama zaczyna płakać. Po raz pierwszy od lat widzę ją taką bezbronną. Siadam obok niej przy stole. Przez chwilę milczymy.

— Przepraszam — szepcze w końcu mama. — Po prostu nie wiem już, jak żyć…

Kładę jej dłoń na ręce.

— Ja też nie wiem… Ale może spróbujemy razem?

Nie wiem, czy to coś zmieni. Nie wiem, czy kiedykolwiek odzyskam powietrze w tym domu. Ale wiem jedno: muszę walczyć o siebie. Muszę nauczyć się oddychać na nowo.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich rodzin żyje w dusznych mieszkaniach Warszawy? Ile matek i córek nie potrafi ze sobą rozmawiać? Czy można nauczyć się ufać na nowo? Czy można odzyskać powietrze tam, gdzie go brakuje?