Wyrzuciłam męża i teściową z mojego mieszkania – i nie żałuję! Jedna noc zmieniła wszystko
– To twoja wina, Aniu! – wrzasnęła teściowa, stojąc w moim salonie, z rękami założonymi na piersi. – Gdybyś była lepszą żoną, mój syn nie musiałby się tak męczyć!
Stałam przy oknie, patrząc na rozświetlone nocą ulice Warszawy. W głowie miałam szum, a serce waliło jak oszalałe. Mój mąż, Tomek, siedział na kanapie, milczący, z twarzą zwróconą w stronę telewizora. Nawet nie próbował mnie bronić.
– Tomek, powiedz coś – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Mama ma rację – rzucił cicho. – Ostatnio tylko narzekasz, jesteś wiecznie zmęczona i nieprzyjemna. Może powinnaś się zastanowić nad sobą.
To był cios. Przez chwilę miałam ochotę po prostu wyjść, zamknąć za sobą drzwi i nigdy nie wracać. Ale to był mój dom. Mój własny kąt, na który pracowałam latami, odkładając każdą złotówkę z pensji nauczycielki. To ja zaprosiłam Tomka do swojego życia, a potem – niestety – także jego matkę, kiedy zachorowała i nie miała się gdzie podziać.
Od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć. Teściowa rządziła kuchnią, przestawiała moje rzeczy, krytykowała każdy mój ruch. Tomek coraz częściej stawał po jej stronie. Ja czułam się coraz bardziej obca we własnym domu.
Tamtej nocy coś we mnie pękło.
– Dość! – krzyknęłam nagle, sama zaskoczona siłą swojego głosu. – To jest mój dom! Jeśli wam się nie podoba, możecie się wynosić!
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą.
– Ty nas wyrzucasz? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?
– Co dla mnie zrobiłaś? – zapytałam drżącym głosem. – Od kiedy tu mieszkasz, czuję się jak intruz we własnym życiu!
Tomek wstał powoli z kanapy.
– Aniu, przesadzasz. Mama jest chora. Nie możesz jej tak po prostu wyrzucić.
– A mnie możesz wyrzucać z własnej kuchni? Z własnego łóżka? Bo ostatnio nawet tam nie mam spokoju!
Wiedziałam, że to koniec. Że jeśli teraz się nie postawię, już zawsze będę żyła w cieniu tej kobiety i w cieniu własnego męża.
Zebrałam ich rzeczy do walizki. Teściowa płakała i przeklinała mnie pod nosem. Tomek patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę to robisz? – zapytał cicho.
– Tak – odpowiedziałam stanowczo. – Macie godzinę na opuszczenie mieszkania.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Przez chwilę myślałam, że zwariowałam. Że może rzeczywiście powinnam była być bardziej cierpliwa, bardziej wyrozumiała… Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy wracałam do domu po pracy i słyszałam szepty za drzwiami sypialni. Wszystkie te razy, kiedy teściowa krytykowała moje gotowanie albo mówiła Tomkowi, że zasługuje na kogoś lepszego.
Przez kolejne dni telefon milczał. Nikt nie dzwonił z przeprosinami ani z pytaniem, jak się czuję. Moja mama zadzwoniła tylko raz:
– Aniu, czy ty naprawdę wyrzuciłaś Tomka i jego matkę?
– Tak, mamo. Nie mogłam już dłużej tego znieść.
– Wiesz, że cała rodzina będzie o tym gadać…
– Niech gadają – odpowiedziałam cicho.
W pracy koleżanki patrzyły na mnie z ukosa. Plotki rozeszły się błyskawicznie.
– Podobno wyrzuciłaś męża na bruk? – zapytała Basia podczas przerwy na kawę.
– Tak – przyznałam bez wahania. – I nie żałuję.
Wieczorami siadałam sama przy stole w kuchni i słuchałam ciszy. Było mi ciężko, ale pierwszy raz od miesięcy mogłam oddychać pełną piersią. Zaczęłam czytać książki, których nie miałam czasu tknąć przez ostatnie lata. Zapisałam się na jogę. Odwiedziłam starą przyjaciółkę z liceum.
Tomek próbował wrócić po tygodniu. Przyszedł wieczorem pod drzwiami mojego mieszkania.
– Aniu… możemy porozmawiać?
Spojrzałam na niego przez wizjer i poczułam tylko pustkę.
– Nie mam już nic do powiedzenia – odpowiedziałam przez drzwi.
Odszedł bez słowa.
Czasem budzę się w środku nocy i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam uratować nasze małżeństwo? Ale potem przypominam sobie ten moment, kiedy pierwszy raz od dawna poczułam się wolna we własnym domu.
Może czasem trzeba wybrać siebie. Może czasem trzeba być egoistą, żeby przetrwać.
Czy wy też kiedyś musieliście postawić wszystko na jedną kartę? Czy warto było?