Nie wiem, co robić: Mój syn zawsze staje po stronie swojej żony!

— Michał, czy ty naprawdę nie widzisz, co ona robi? — mój głos drżał, gdy patrzyłam na syna, który nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.

— Mamo, proszę cię, nie zaczynaj znowu — westchnął ciężko. — Ania nic złego nie zrobiła.

Zacisnęłam dłonie na kuchennym stole. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Przecież nie dam jej tej satysfakcji. Siedziała naprzeciwko mnie, z tym swoim spokojnym uśmiechem, jakby wszystko było w porządku. Jakby to ona była panią tego domu, a ja tylko gościem.

Jeszcze kilka lat temu Michał dzwonił do mnie codziennie. Pytał o radę, przyjeżdżał na obiadki, opowiadał o pracy. Odkąd pojawiła się Ania, wszystko się zmieniło. Najpierw subtelnie — coraz rzadziej odbierał telefon, potem przestał wpadać bez zapowiedzi. Teraz widujemy się tylko wtedy, gdy ona pozwoli.

Pamiętam dzień ich ślubu. Stałam w kościele wśród gości i czułam dumę, ale i niepokój. Ania była piękna, uśmiechnięta, wszyscy ją chwalili. Ale ja widziałam coś więcej — chłód w jej oczach, kiedy patrzyła na mnie. Jakby już wtedy wiedziała, że wygrała walkę o mojego syna.

— Michałku, ja tylko chcę dla ciebie dobrze — próbowałam jeszcze raz. — Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć.

— Wiem, mamo — odpowiedział zniecierpliwiony. — Ale musisz zaakceptować, że mam teraz swoją rodzinę.

To słowo zabolało mnie najbardziej. Swoją rodzinę. Czyli ja już się nie liczę? Przez czterdzieści lat byłam jego rodziną. Sama go wychowywałam po śmierci ojca. Poświęciłam wszystko, żeby miał lepiej niż ja. A teraz jestem tylko przeszkodą?

Ania wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze.

— Pani Zosiu, może herbaty? — zapytała uprzejmie.

— Nie trzeba — odpowiedziałam chłodno.

Widziałam kątem oka, jak Michał patrzy na nią z podziwem. Jakby była królową tego domu. A ja? Ja byłam tylko dodatkiem do ich szczęścia.

Wieczorem wróciłam do swojego mieszkania na Pradze. Cisza aż dzwoniła w uszach. Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Michał jako dziecko, Michał na studiach, Michał z pierwszą dziewczyną… Wszędzie uśmiechnięty, szczęśliwy. Ze mną.

Telefon zadzwonił dopiero po tygodniu.

— Mamo, wszystko w porządku? — zapytał bez entuzjazmu.

— Tak, Michałku… — odpowiedziałam cicho. — Tylko jakoś tak pusto tu bez ciebie.

— Mamo… — zawahał się. — Może powinnaś znaleźć sobie jakieś zajęcie? Klub seniora czy coś?

Poczułam się upokorzona. Czy naprawdę myśli, że jestem już tylko starą kobietą bez życia? Czy to Ania mu to podpowiedziała?

Następnego dnia zadzwoniła sąsiadka, pani Halina.

— Zosiu, słyszałam, że znowu się pokłóciłaś z synową…

— Ludzie gadają… — westchnęłam.

— Moja córka też mnie odsunęła po ślubie — powiedziała Halina. — Teraz widuję wnuki tylko na święta.

Zrobiło mi się trochę lżej na sercu. Może to nie tylko mój problem?

Kilka dni później Michał zadzwonił znowu.

— Mamo, Ania jest w ciąży — powiedział nagle.

Zamarłam. Powinnam się cieszyć… Ale poczułam strach. Czy teraz już zupełnie o mnie zapomni?

— Gratuluję… — powiedziałam mechanicznie.

Przez następne miesiące próbowałam być lepszą teściową. Przynosiłam Ani domowe obiady, pytałam o zdrowie… Ale ona zawsze była uprzejma i chłodna zarazem. Nigdy nie pozwoliła mi poczuć się potrzebną.

Kiedy urodziła się mała Zosia, pojechałam do szpitala z kwiatami. Ania podziękowała grzecznie i poprosiła, żebym przyszła za kilka dni, bo jest zmęczona.

Wróciłam do domu i rozpłakałam się jak dziecko.

Michał coraz rzadziej dzwonił. Widziałam wnuczkę tylko od święta. Czułam się coraz bardziej samotna i niepotrzebna.

Pewnego dnia spotkałam Anię na bazarze.

— Pani Zosiu… — zaczęła niepewnie.

— Tak?

— Ja wiem, że pani za nami tęskni… Ale proszę zrozumieć, Michał potrzebuje spokoju. On zawsze był rozdarty między panią a mną…

Patrzyłam na nią długo.

— A ja potrzebuję syna — odpowiedziałam cicho.

Wróciłam do domu i długo myślałam nad jej słowami. Może rzeczywiście powinnam odpuścić? Może to ja jestem problemem?

Ale czy matka może przestać kochać swoje dziecko? Czy naprawdę muszę wybierać między samotnością a byciem tą „złą teściową”?

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: Zosiu, gdzie popełniłaś błąd? Czy naprawdę zasłużyłaś na to wszystko? A może to po prostu życie…

Czy ktoś z was też czuje się czasem tak bardzo niepotrzebny własnej rodzinie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?