Nie rób tego dla syna. Będę mieć nadzieję, a ty nie pokochasz mnie – historia Magdy z Gdańska

– Magda, nie rób tego tylko dla niego. – Głos mojej mamy był zimny jak listopadowy wiatr od morza. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a ona patrzyła na mnie z tym swoim spojrzeniem, które zawsze wbijało się głęboko pod skórę. – Jeśli nie kochasz Michała, nie próbuj być matką dla jego syna. Będziesz cierpieć.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. W powietrzu unosił się zapach mięty i lęku. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz wszystko, co przez lata tłumiłam – jak bardzo bolało mnie jej wieczne niezadowolenie, jak bardzo pragnęłam być choć raz wystarczająca. Ale tylko westchnęłam i spojrzałam przez okno na szare, gdańskie niebo.

Michał pojawił się w moim życiu nagle, jak burza po upalnym dniu. Poznaliśmy się na spotkaniu autorskim w bibliotece na Starym Mieście. Był cichy, trochę nieśmiały, z tymi swoimi ciemnymi oczami i uśmiechem, który pojawiał się tylko wtedy, gdy mówił o swoim synu. Szymon miał wtedy siedem lat i był całym światem Michała.

Początkowo myślałam, że to będzie tylko przyjaźń. Ale życie lubi zaskakiwać. Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu – spacery po plaży w Brzeźnie, wieczory przy winie i rozmowy do późna. Michał był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam – czuły, uważny, ale też pełen smutku. Jego żona odeszła dwa lata wcześniej, zostawiając go z Szymonem i tysiącem pytań bez odpowiedzi.

Pierwszy raz zobaczyłam Szymona w sobotę rano. Michał zaprosił mnie na śniadanie. Chłopiec siedział przy stole, rysując coś zawzięcie kredkami. Kiedy weszłam do kuchni, spojrzał na mnie spod grzywki i powiedział cicho:

– Ty jesteś Magda?

– Tak – odpowiedziałam z uśmiechem.

– A będziesz tu często?

Zabrakło mi słów. Michał spojrzał na mnie przepraszająco. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo to pytanie będzie do mnie wracać.

Z czasem zaczęłam bywać u nich coraz częściej. Szymon był zamknięty w sobie, nieufny. Czułam się jak intruz w ich świecie. Próbowałam zdobyć jego sympatię – piekłam ciasta, grałam z nim w planszówki, pomagałam przy lekcjach. Ale on patrzył na mnie jak na kogoś obcego, kogoś, kto przyszedł tylko na chwilę.

Michał widział moje starania. Czasem przytulał mnie mocniej niż zwykle i szeptał:

– Dziękuję, że próbujesz.

Ale ja coraz częściej czułam się zmęczona tą walką o akceptację. W domu rodzinnym nigdy jej nie dostałam – ojciec pił, matka była wiecznie rozczarowana. Teraz znów byłam tą „obcą”, która musi udowadniać swoją wartość.

Pewnego wieczoru usiedliśmy z Michałem na kanapie. Szymon zasnął po ciężkim dniu w szkole.

– Magda… – zaczął Michał niepewnie. – Wiem, że to wszystko jest trudne. Ale ja… ja nie chcę cię stracić.

Spojrzałam mu w oczy i poczułam narastający żal.

– A jeśli nigdy nie będę dla Szymona kimś ważnym? Jeśli zawsze będę tylko „tą Magdą”?

Michał milczał długo.

– On potrzebuje czasu. Ja też…

Wtedy po raz pierwszy pomyślałam o odejściu. O tym, że może lepiej byłoby wrócić do swojego małego mieszkania na Zaspie i przestać walczyć o cudze szczęście.

Ale potem przyszły święta Bożego Narodzenia. Siedzieliśmy przy stole – ja, Michał, Szymon i jego babcia ze strony matki. Atmosfera była napięta jak struna. Babcia Szymona patrzyła na mnie z wyższością.

– Magdo, czy ty naprawdę chcesz być macochą? Wiesz, to nie jest łatwe zadanie.

Zacisnęłam szczęki.

– Nie wiem… Ale chcę spróbować.

Szymon spuścił wzrok. Michał ścisnął moją dłoń pod stołem.

Po kolacji Szymon podszedł do mnie i powiedział cicho:

– Mama mówiła, że nikt jej nie zastąpi.

Poczułam łzy pod powiekami.

– I ma rację – odpowiedziałam drżącym głosem. – Ale może mogę być kimś innym…

Przez kolejne miesiące próbowałam znaleźć swoje miejsce w tej rodzinie. Były dni lepsze i gorsze – czasem Szymon pozwalał mi przeczytać mu bajkę na dobranoc, innym razem zamykał się w pokoju i ignorował moje istnienie.

Najtrudniejsze były rozmowy z mamą.

– Po co ci to wszystko? – pytała raz po raz przez telefon. – Przecież możesz mieć własne dziecko, własną rodzinę!

Ale ja już wiedziałam, że nie chodzi tylko o dziecko czy rodzinę. Chodziło o to, żeby ktoś w końcu zobaczył we mnie coś więcej niż tylko „obcą”.

Któregoś dnia Szymon zachorował na anginę. Michał musiał wyjechać służbowo do Warszawy. Zostałam z chłopcem sama. Całą noc czuwałam przy jego łóżku, podając mu herbatę i mierząc gorączkę. Nad ranem Szymon spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Magda…

– Tak?

– Możesz zostać jeszcze trochę?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

To był pierwszy raz, kiedy poczułam się potrzebna.

Ale potem wszystko znów się posypało. Michał zaczął coraz częściej wycofywać się w siebie. Coraz rzadziej rozmawialiśmy o przyszłości. Pewnego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie i powiedział:

– Magda… Ja nie wiem, czy potrafię cię kochać tak, jak na to zasługujesz. Może ja już nie umiem kochać nikogo…

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.

– Nie rób tego dla syna – wyszeptałam drżącym głosem. – Będę mieć nadzieję, a ty nie pokochasz mnie…

Wyszłam wtedy z ich mieszkania bez słowa pożegnania.

Dziś mieszkam sama na Zaspie. Czasem widuję Michała i Szymona na spacerze nad morzem. Uśmiechamy się do siebie z daleka – już bez żalu, bez pretensji.

Często zastanawiam się: czy można pokochać kogoś, kto nigdy nie przestał być dla siebie obcy? Czy warto walczyć o akceptację za wszelką cenę? Może czasem lepiej pozwolić sobie odejść…