„Nie dam już rady z moim wnukiem. Wiem, że wielu mnie oceni, ale podjęłam decyzję”

– Babciu, nie będziesz mi mówić, co mam robić! – wrzasnął Michał, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Znowu. Drżały mi ręce, gdy zbierałam z podłogi porozrzucane klocki Lego. Miałam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie mogłam pokazać słabości. Przecież jestem tą silną – babcią, która zawsze daje radę.

Michał ma dziewięć lat i jest moim jedynym wnukiem. Kiedy się urodził, myślałam, że to będzie najpiękniejszy czas w moim życiu. I przez pierwsze lata rzeczywiście tak było – wspólne spacery po parku, pieczenie szarlotki, czytanie bajek na dobranoc. Ale od kiedy Maja, moja córka, wróciła do pracy po rozwodzie, wszystko się zmieniło.

– Mamo, tylko ty możesz mi pomóc – mówiła przez telefon, głos jej drżał od zmęczenia. – Michał jest trudny, ale przecież go kochasz…

Oczywiście, że go kocham. Ale czy miłość wystarczy, gdy dziecko rzuca w ciebie talerzem, bo nie dostało lodów na śniadanie? Gdy wyzywa cię od „starych bab”, a potem zamyka się w łazience i trzaska wszystkim, czym się da? Gdy sąsiedzi patrzą na ciebie z politowaniem i szepczą za plecami: „Co ona robi źle?”

Maja zawsze była uparta. Sama wychowywałam ją po śmierci męża i wiem, jak to jest być samotną matką. Ale nigdy nie pozwoliłam sobie wejść na głowę. A ona? Pozwala Michałowi na wszystko. Tablet przy stole, chipsy na kolację, gry komputerowe do północy. Kiedy próbuję zwrócić jej uwagę, słyszę tylko:

– Mamo, teraz dzieci są inne. Nie rozumiesz tego.

Może rzeczywiście nie rozumiem. Może jestem już za stara na te nowe metody wychowawcze. Ale wiem jedno: nie dam już rady.

Wczoraj był ten dzień, kiedy pękłam. Michał wrócił ze szkoły wściekły – podobno pani kazała mu zostać po lekcjach za bójkę z kolegą. Próbowałam z nim porozmawiać:

– Michałku, dlaczego się biłeś?
– Bo on mnie wyzwał! – krzyknął i rzucił plecakiem o ścianę.
– Ale przemoc niczego nie rozwiązuje…
– Ty nic nie rozumiesz! Jesteś głupia!

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Usiadłam na kanapie i poczułam się tak bezradna jak nigdy dotąd. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – młodą kobietę walczącą o każdy dzień dla swojej córki. Teraz nie miałam już siły walczyć.

Wieczorem zadzwoniła Maja.
– Jak tam Michaś?
– Maju… ja już nie mogę. On mnie nie słucha. Jest agresywny.
– Przesadzasz! To tylko dziecko!
– Ale ja się go boję…

Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… przecież obiecałaś mi pomagać.
– Pomagałam przez lata! Ale teraz musisz znaleźć inne rozwiązanie.

Rozłączyła się bez słowa.

Nie spałam całą noc. W głowie miałam tysiące myśli: Czy jestem złą babcią? Czy powinnam była wytrzymać jeszcze trochę? Czy Maja sobie poradzi? A co z Michałem – czy ktoś mu pomoże?

Rano zadzwonił domofon. To była Maja – przyszła po syna szybciej niż zwykle.
– Naprawdę mnie zostawiasz? – zapytała cicho, patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
– Nie zostawiam cię. Po prostu już nie mogę być sama z Michałem. Potrzebujecie pomocy specjalisty.
– Ty zawsze musisz wszystko komplikować…

Patrzyłam, jak odchodzą razem – ona ze spuszczoną głową, on kopiący kamienie na chodniku. Poczułam ulgę i ból jednocześnie.

Od tamtej pory minęły dwa tygodnie. Maja przestała się odzywać. Czasem widuję ich przez okno – Michał wygląda na jeszcze bardziej zamkniętego w sobie niż wcześniej. Ja siedzę sama w kuchni i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze?

Wiem jedno: kocham ich oboje ponad życie. Ale czasem miłość to także umiejętność powiedzenia „dość”. Dla siebie i dla nich.

Czy jestem egoistką? Czy powinnam była poświęcić się jeszcze bardziej? A może to właśnie teraz pokazuję im prawdziwą miłość – stawiając granice i prosząc o pomoc? Co Wy o tym myślicie?