„Nie chcę być mamą!” – wyznanie mojej córki, które rozdarło naszą rodzinę na strzępy

– Nie chcę być mamą! Chcę się bawić i spotykać z przyjaciółmi! – Zuzia wrzasnęła tak głośno, że aż sąsiadka zza ściany uderzyła w kaloryfer. Stała przede mną w drzwiach swojego pokoju, z rozmazanym tuszem pod oczami i drżącymi rękami. W tej chwili czas się zatrzymał. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Jeszcze dwa tygodnie temu myślałam, że największym problemem Zuzi są oceny z matematyki i jej wieczne spóźnienia do szkoły. Teraz patrzyłam na nią i widziałam dziecko, które samo miało zostać matką. Siedemnastoletnia dziewczyna, która jeszcze wczoraj śmiała się do łez z koleżankami na TikToku, dziś płakała w moich ramionach, powtarzając: „Nie dam rady, mamo. Nie chcę tego dziecka.”

Mój mąż, Tomek, od kilku dni chodził jak cień. Gdy tylko dowiedział się o ciąży Zuzi, zamknął się w sobie. Przestał żartować przy obiedzie, przestał nawet oglądać mecze w telewizji. Wieczorami siedział sam w kuchni, gapiąc się w okno na puste podwórko. Ja próbowałam być silna dla wszystkich – dla Zuzi, dla Tomka, nawet dla młodszego syna, Antka, który nie rozumiał jeszcze, dlaczego mama i tata tak często się kłócą.

Najgorsze były noce. Leżałam wtedy w łóżku i słyszałam cichy płacz Zuzi za ścianą. Czasem chciałam wejść do jej pokoju i przytulić ją mocno, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie wiedziałam, czy to prawda. Sama nie wiedziałam, co robić.

Pewnego dnia Zuzia wróciła do domu wcześniej niż zwykle. Rzuciła plecak w kąt i usiadła naprzeciwko mnie przy stole.
– Mamo… – zaczęła cicho. – Ja nie chcę tego dziecka. Naprawdę nie chcę.
– Zuzia…
– Nie rozumiesz? Ja nie chcę być jak ty! Nie chcę siedzieć w domu i gotować obiadów! Chcę żyć! Chcę wyjechać na koncert do Warszawy z Olą i Martą! Chcę mieć chłopaka, a nie dziecko!

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przypomniałam sobie siebie sprzed lat – miałam osiemnaście lat, kiedy zaszłam w ciążę z Tomkiem. Wszyscy mówili: „Dziecko wychowa dziecko”. Było ciężko, ale daliśmy radę. Czy mogłam wymagać tego samego od Zuzi?

Tego wieczoru Tomek wszedł do pokoju Zuzi bez pukania.
– Musimy porozmawiać – powiedział stanowczo.
– O czym? – Zuzia nawet na niego nie spojrzała.
– O tym, co dalej. To nie jest tylko twoja decyzja.
– A czyja niby? To moje ciało!
– Ale to też nasze życie! – Tomek podniósł głos.
– Przestańcie! – krzyknęłam. – To nie czas na kłótnie!

Przez chwilę wszyscy milczeliśmy. W końcu Zuzia wybiegła z domu trzaskając drzwiami.

Następne dni były jak koszmar. Zuzia przestała chodzić do szkoły. Przestała odbierać telefony od koleżanek. Siedziała zamknięta w swoim pokoju, słuchając smutnych piosenek i przewijając bez końca Instagram. Ja chodziłam po domu jak duch, próbując znaleźć rozwiązanie. Tomek coraz częściej wychodził z domu bez słowa.

Pewnego popołudnia przyszła do nas Ola – najlepsza przyjaciółka Zuzi.
– Pani Aniu… Zuzia jest załamana. Ona się boi.
– Czego się boi?
– Wszystkiego. Ludzi w szkole, plotek… Tego, że już nigdy nie będzie normalnie.

Usiadłam obok Oli i poczułam łzy napływające do oczu.
– Ja też się boję – wyszeptałam.

Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy kuchennym stole.
– Musimy jej pomóc – powiedziałam cicho.
– Ale jak? Przecież ona nas nienawidzi.
– Ona jest zagubiona. Tak samo jak my wtedy…
– To nie to samo. Teraz jest inaczej. Teraz wszystko jest trudniejsze.

Milczeliśmy długo. W końcu Tomek powiedział:
– Może powinniśmy pójść do psychologa?

Zgodziłam się bez wahania. Następnego dnia zadzwoniłam do poradni rodzinnej. Umówiłam nas wszystkich na spotkanie.

Pierwsza wizyta była trudna. Zuzia siedziała z założonymi rękami i patrzyła w podłogę. Psycholog, pani Ewa, zadawała pytania spokojnym głosem:
– Czego się boisz najbardziej?
Zuzia milczała długo.
– Że już nigdy nie będę szczęśliwa – wyszeptała w końcu.

Te słowa przebiły mnie na wskroś. Przez kolejne tygodnie chodziliśmy razem na terapię. Rozmawialiśmy o lękach, o przyszłości, o tym, co znaczy być rodziną. Zuzia powoli zaczynała się otwierać. Czasem nawet żartowała z Antkiem przy kolacji.

Pewnego dnia przyszła do mnie do kuchni i powiedziała:
– Mamo… Ja chyba jednak dam radę. Ale boję się…
Przytuliłam ją mocno.
– Ja też się boję. Ale będziemy razem.

Ciąża Zuzi była dla nas wszystkich próbą ognia. Straciliśmy siebie na chwilę, ale odnaleźliśmy coś ważniejszego – odwagę do rozmowy i miłość mimo wszystko.

Czasem patrzę na Zuzię i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mogłam lepiej ją przygotować na dorosłość? A może każda z nas musi przejść swoją własną drogę?

Czy Wy też baliście się kiedyś tak bardzo o swoje dzieci? Jak poradziliście sobie z ich wyborami?