„Narzeczona mojego syna przyszła do mnie zapłakana. On zniknął dwa tygodnie temu. Nikt nie wie, gdzie jest…” – Historia matki, która musiała zmierzyć się z prawdą o własnej rodzinie
Otworzyłam drzwi i od razu poczułam, że coś jest nie tak. Przede mną stała młoda kobieta, cała roztrzęsiona, z czerwonymi od płaczu oczami. Przez chwilę nie mogłam jej poznać, ale zanim zdążyłam zapytać, kim jest, ona wyszeptała: „Pani Anno, jestem Martą… narzeczoną Pawła. On… on zniknął. Od dwóch tygodni nie mam z nim kontaktu. Nikt nie wie, gdzie jest…”
Zamarłam. Przez głowę przetoczyła mi się fala myśli. Narzeczona? Pawła? Mój syn nigdy nie wspominał, że z kimś się spotyka. Ostatnio był zamknięty w sobie, ale tłumaczyłam to pracą i stresem. Przecież zawsze był taki odpowiedzialny, taki… przewidywalny. A teraz dowiaduję się, że nie tylko miał narzeczoną, ale też zniknął bez śladu?
Wpuściłam Martę do środka. Usiadła na kanapie, a ja nalałam jej szklankę wody. Jej dłonie drżały, a głos łamał się przy każdym słowie. „Pani Anno, ja już nie wiem, co robić. Policja mówi, że dorośli mają prawo znikać, ale Paweł nigdy by mnie tak nie zostawił. On… on miał plany, mieliśmy razem zamieszkać. Proszę, niech mi pani pomoże go znaleźć.”
Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Próbowałam zachować spokój, ale w środku wszystko się we mnie gotowało. Gdzie jest mój syn? Dlaczego nic nie wiem o jego życiu? Czy coś przede mną ukrywał? A może to ja byłam zbyt zajęta sobą, by zauważyć, że coś jest nie tak?
Zadzwoniłam do męża. „Tomek, musisz wrócić do domu. Chodzi o Pawła. On… zniknął.” W słuchawce zapadła cisza, a potem usłyszałam tylko krótkie: „Już jadę.”
Wieczorem siedzieliśmy razem w salonie – ja, Tomek i Marta. Przeglądaliśmy zdjęcia Pawła, jego rzeczy, szukaliśmy jakichkolwiek wskazówek. Marta pokazała mi wiadomości, które wymieniali przez ostatnie tygodnie. Ostatnia była krótka: „Muszę coś załatwić. Odezwę się później.” I potem cisza.
Tomek był wściekły. „Dlaczego nic nie wiedzieliśmy? Dlaczego nie powiedział nam o Marcie? Co się z nim dzieje?”
Nie miałam odpowiedzi. Czułam się winna. Może za bardzo naciskałam na niego, żeby skończył studia, znalazł dobrą pracę, był taki, jak sobie wymarzyliśmy. Może nie pozwoliłam mu być sobą?
Następnego dnia pojechałyśmy z Martą do mieszkania Pawła. Klucz, który miałam, pasował. W środku panował porządek, ale na stole leżał list. Drżącymi rękami otworzyłam kopertę. To był list do mnie.
„Mamo,
Wiem, że nie rozumiesz, dlaczego musiałem odejść. Przepraszam, że nie powiedziałem ci o Marcie. Bałem się twojej reakcji. Bałem się, że nie zaakceptujesz mojego wyboru. Przez całe życie próbowałem być taki, jak chciałaś – najlepszy uczeń, wzorowy syn. Ale nie jestem taki, mamo. Mam swoje marzenia, swoje lęki. Nie chcę już żyć według cudzego scenariusza. Muszę odnaleźć siebie. Proszę, nie szukaj mnie. Kiedy będę gotowy, wrócę. Kocham cię.
Paweł”
Zatkało mnie. Przeczytałam list kilka razy, zanim dotarło do mnie, co napisał. Marta płakała cicho obok. „On naprawdę mnie kochał… Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi…”
Przez kolejne dni żyliśmy w zawieszeniu. Tomek próbował zachować pozory normalności, chodził do pracy, ale wieczorami siedział w milczeniu, patrząc w okno. Ja nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam słowa Pawła: „Nie chcę już żyć według cudzego scenariusza.”
Zaczęłam analizować nasze życie. Czy naprawdę byłam taką matką, która nie pozwala dziecku być sobą? Przypominałam sobie wszystkie nasze rozmowy, kłótnie o studia, o przyszłość. Zawsze chciałam dla niego jak najlepiej, ale czy pytałam go, czego on naprawdę chce?
Marta przychodziła codziennie. Razem próbowałyśmy znaleźć jakikolwiek ślad. Pisałyśmy do jego znajomych, sprawdzałyśmy media społecznościowe. Nikt nic nie wiedział. Paweł jakby rozpłynął się w powietrzu.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra, Ewa. „Anka, musisz przestać się obwiniać. Paweł jest dorosły. Może potrzebował czasu dla siebie.”
Ale jak przestać się obwiniać, kiedy serce matki rozdziera strach i poczucie winy?
Minął miesiąc. Życie toczyło się dalej, ale nic nie było już takie samo. Marta powoli zaczęła się wycofywać. „Pani Anno, muszę wrócić do siebie. Nie mogę już dłużej czekać. Jeśli Paweł się odezwie… proszę mi dać znać.”
Zostałam sama z Tomkiem i pustką w domu. Każdy dźwięk, każdy telefon wywoływał nadzieję, że to Paweł. Ale on milczał.
Któregoś wieczoru usiadłam przy stole z mężem. „Tomek, może to my powinniśmy się zmienić? Może powinniśmy nauczyć się słuchać, a nie tylko wymagać?”
Spojrzał na mnie smutno. „Za późno na zmiany?”
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy kiedyś jeszcze zobaczę mojego syna? Czy wybaczy mi, że nie pozwoliłam mu być sobą?
Czasem patrzę na drzwi i wyobrażam sobie, że zaraz je otworzy, uśmiechnie się i powie: „Mamo, wróciłem.” Ale drzwi pozostają zamknięte.
Czy można naprawić to, co się zepsuło przez lata? Czy matka może nauczyć się kochać dziecko takim, jakim jest, a nie takim, jakim chciałaby je widzieć? Może ktoś z Was zna odpowiedź…