Najpierw odrzuciłam synową – potem zrozumiałam, że nie ona jest winna, ale ja sama
– Mamo, to jest Kasia – powiedział Michał, wprowadzając ją do naszego mieszkania. Stałam wtedy przy kuchennym stole, kroiłam ogórki na mizerię. Zamarłam z nożem w ręku, bo nie tak wyobrażałam sobie dziewczynę mojego jedynego syna. Miała rude włosy związane w niedbały koczek, szerokie spodnie i tatuaż na nadgarstku. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie.
– Dzień dobry, pani Anno – powiedziała cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie rozbrzmiewało tylko jedno: „To nie jest dziewczyna dla Michała”.
Przez kolejne tygodnie robiłam wszystko, by to udowodnić. Krytykowałam jej sposób mówienia, jej ubrania, nawet to, jak śmiała się z żartów Michała. Gdy przyszli na niedzielny obiad, celowo podałam rosół z makaronem, wiedząc, że Kasia jest weganką. Michał patrzył na mnie z wyrzutem, ale udawałam, że nie widzę.
– Mamo, mogłabyś choć raz spróbować ją zaakceptować? – zapytał wieczorem, kiedy Kasia wyszła do łazienki.
– Synku, ja tylko chcę dla ciebie dobrze – odpowiedziałam. – Ona nie pasuje do naszej rodziny.
Michał milczał przez chwilę. W jego oczach zobaczyłam rozczarowanie i coś jeszcze – może żal?
Z biegiem miesięcy ich związek się rozwijał. Kasia coraz częściej bywała u nas w domu. Przynosiła własne ciasta bez jajek i mleka, które z uporem odstawiałam na bok. Kiedyś podsłuchałam rozmowę Michała z ojcem:
– Tata, ona się stara. Ale mama…
– Daj jej czas. Twoja mama zawsze była uparta.
Zaciskałam zęby ze złości. Przecież to ja wiedziałam najlepiej! Michał był moim dzieckiem, wychowałam go sama przez wiele lat, kiedy jego ojciec pracował za granicą. Poświęciłam mu wszystko – jak mogłabym pozwolić, by jakaś dziewczyna zniszczyła to, co budowałam przez lata?
Pewnego dnia Michał przyszedł sam. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole i długo milczał.
– Mamo… Chcę się oświadczyć Kasi.
Poczułam, jak świat mi się wali. Zaczęłam płakać.
– Synku… Przemyśl to jeszcze. Ona cię zmieni. Odsunie cię ode mnie.
Michał spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Mamo, dorosłem. Chcę być szczęśliwy.
Nie spałam całą noc. W głowie miałam obrazy: Michał odchodzi z domu, Kasia zabiera go ode mnie na zawsze. Rano zadzwoniłam do mojej siostry, Grażyny.
– Anka, przestań się wygłupiać – powiedziała bez ogródek. – Chcesz być jak nasza matka? Pamiętasz, jak traktowała twojego męża?
Zamilkłam. Przecież przez lata walczyłam o akceptację w rodzinie męża. Czy teraz robiłam to samo Kasi?
Mimo wszystko nie potrafiłam się przełamać. Na zaręczynach siedziałam sztywno przy stole i ledwo składałam życzenia. Kasia wyglądała na skruszoną i zmieszaną. Michał był spięty i cichy.
Minęły kolejne miesiące. Michał coraz rzadziej dzwonił. W święta po raz pierwszy nie pojawił się w domu – pojechał do rodziców Kasi do Łodzi.
Czułam się zdradzona i opuszczona. Zaczęłam obwiniać Kasię za wszystko: za samotność, za pustkę w domu, za to, że Michał już nie był moim małym chłopcem.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka:
– Pani Aniu, widziałam pani syna z tą dziewczyną… Wyglądali na szczęśliwych.
Zazdrość ścisnęła mi serce. Czy naprawdę była lepsza ode mnie?
W końcu nadszedł dzień ślubu. Michał przyszedł po mnie rano.
– Mamo… Proszę cię tylko o jedno: bądź dziś ze mną naprawdę.
Patrzyłam na niego długo. Był dorosły, pewny siebie – już nie mój mały synek.
Na weselu siedziałam obok Grażyny.
– Anka, popatrz na nich – szepnęła siostra. – Są szczęśliwi. Ty też możesz być.
Wtedy podeszła Kasia.
– Pani Anno… Chciałam tylko powiedzieć… Ja naprawdę kocham Michała i chciałabym być częścią tej rodziny.
Spojrzałam jej w oczy po raz pierwszy bez uprzedzeń. Były pełne lęku i nadziei.
– Wiem, Kasiu – powiedziałam cicho. – Przepraszam cię za wszystko.
Kasia uśmiechnęła się przez łzy i przytuliła mnie mocno.
Od tamtej pory powoli zaczęłyśmy budować relację od nowa. Nie było łatwo – musiałam nauczyć się akceptować różnice i odpuścić kontrolę nad życiem syna. Ale dziś wiem jedno: moje uprzedzenia mogłyby zniszczyć całą rodzinę.
Czasem patrzę na zdjęcia ze ślubu i myślę: ile bym straciła przez własny upór? Czy naprawdę warto walczyć o swoje racje kosztem szczęścia najbliższych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?