Mój ojciec ma 57 lat i postanowił nas zostawić: Matka postawiła mu ultimatum. Czy rodzina to tylko wspólne zdjęcia?
— Tata, powiedz mi wprost: dlaczego? — zapytałem, patrząc na niego przez kuchenny stół, na którym jeszcze niedawno razem z wnuczkiem układaliśmy puzzle. Ojciec, siwy już, ale wciąż silny, odwrócił wzrok. W jego oczach widziałem zmęczenie, którego nigdy wcześniej nie dostrzegałem.
— Michał… To nie jest takie proste. — Jego głos był cichy, jakby bał się, że matka usłyszy. — Po prostu… nie mogę już tak żyć.
Wtedy poczułem, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przecież byliśmy normalną rodziną. Mama, tata, ja — teraz już z własną rodziną. Oczywiście, bywały kłótnie. Mama zawsze była stanowcza, czasem aż za bardzo. Ojciec raczej milczał, chował się w swoim warsztacie albo wychodził na długie spacery z psem. Ale rozwód? W tym wieku?
Matka dowiedziała się pierwsza. Zrobiła awanturę, jakiej nie pamiętam od czasów dzieciństwa. Krzyczała, płakała, rzucała talerzami. Potem zamknęła się w sypialni na dwa dni. Gdy wyszła, była już inna — zimna, opanowana, z planem działania.
— Albo wracasz do porządku, albo możesz się wynosić — powiedziała ojcu przy mnie i mojej żonie, Agacie. — Nie będę żyć z kimś, kto mnie nie szanuje.
Ojciec milczał. Patrzył na nią długo, potem na mnie. Widziałem w jego oczach coś dziwnego — ulgę? Strach? Może jedno i drugie.
Przez kolejne tygodnie dom był polem minowym. Każde spotkanie kończyło się kłótnią lub cichą wojną spojrzeń. Mama zaczęła planować remont kuchni — jakby chciała wymazać ślady jego obecności. Ojciec coraz częściej nocował u swojego brata, wujka Andrzeja.
Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie.
— Michał… Muszę ci coś powiedzieć. Nie chodzi o inną kobietę. Po prostu… czuję się tu obcy. Od lat. Twoja matka… ona zawsze wiedziała lepiej. Ja tylko robiłem swoje. Ale teraz… mam dość.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Przecież to byli moi rodzice — ci sami ludzie, którzy razem budowali dom, sadzili drzewa w ogrodzie, jeździli na wakacje do Międzyzdrojów. Czy naprawdę można tak po prostu przestać być rodziną?
Agata próbowała mnie pocieszać:
— Może to kryzys wieku średniego? Może potrzebuje czasu?
Ale ja widziałem w oczach ojca coś więcej niż kryzys. To była decyzja podjęta dawno temu, tylko teraz miał odwagę ją wypowiedzieć na głos.
Mama nie zamierzała odpuścić.
— Michał, musisz stanąć po którejś stronie — powiedziała mi pewnego dnia przez telefon. — On nas zostawia! Po tylu latach! Jak możesz być wobec tego obojętny?
Nie byłem obojętny. Byłem rozdarty. Z jednej strony rozumiałem matkę — jej ból, poczucie zdrady. Z drugiej strony widziałem ojca: zmęczonego życiem pod dyktando, pragnącego choć raz zrobić coś dla siebie.
W pracy nie mogłem się skupić. Szef zapytał mnie nawet, czy wszystko w porządku.
— Rodzina mi się sypie — odpowiedziałem szczerze.
On tylko pokiwał głową.
— Mój stary też odszedł od matki po czterdziestu latach małżeństwa. Myślałem wtedy, że świat się kończy…
Przez chwilę poczułem ulgę — nie jestem sam w tym chaosie.
Najgorzej było z moim synkiem, Kubą.
— Dziadek już tu nie mieszka? — zapytał któregoś dnia.
— Dziadek musi trochę odpocząć — wymamrotałem.
Kuba spojrzał na mnie poważnie:
— A ty też kiedyś odejdziesz?
To pytanie przeszyło mnie na wskroś.
W końcu nadszedł dzień wyprowadzki ojca. Spakował walizkę i kilka pudełek z narzędziami. Mama stała w progu z zaciśniętymi ustami.
— Nie wracaj — powiedziała cicho.
Ojciec spojrzał na mnie.
— Michał… dbaj o siebie i o Kubę.
Chciałem go zatrzymać, powiedzieć coś mądrego, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Przez kolejne tygodnie próbowałem pogodzić się z nową rzeczywistością. Mama dzwoniła codziennie — opowiadała o remoncie, o nowych znajomych z klubu seniora. Ojciec rzadko się odzywał; spotykaliśmy się czasem na kawie w barze mlecznym przy dworcu.
— Wiesz, Michał… Czasem trzeba odejść, żeby nie zwariować — powiedział mi kiedyś.
Patrzyłem na niego i widziałem człowieka wolnego i jednocześnie bardzo samotnego.
Agata pytała mnie często:
— Myślisz, że my też kiedyś możemy się tak pogubić?
Nie wiedziałem. Bałem się tej myśli bardziej niż czegokolwiek innego.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia. Rodzina już nigdy nie będzie taka sama. Mama nauczyła się żyć sama; ojciec powoli układa sobie życie na nowo. Ja wciąż próbuję zrozumieć ich decyzje i pogodzić się z tym, że nawet dorośli rodzice mogą nagle stać się dla siebie obcy.
Czasem patrzę na zdjęcia sprzed lat i zastanawiam się: czy rodzina to tylko wspólne zdjęcia i wspomnienia? Czy można naprawdę kogoś znać po trzydziestu latach wspólnego życia? A może każdy z nas nosi w sobie tajemnice, których nigdy nie wypowie na głos?
Może właśnie dlatego tak trudno jest być dorosłym dzieckiem dorosłych rodziców…
Czy wy też mieliście momenty, gdy wasza rodzina nagle przestała być tą samą rodziną? Jak sobie z tym poradziliście?