Mój mąż przyprowadził do domu swojego syna z poprzedniego związku. Czy jestem gotowa być macochą?
– Mamo, kto to jest? – zapytał Michał, mój siedmioletni syn, patrząc niepewnie na chłopca stojącego w progu naszego mieszkania.
Tomek stał za nim, z miną tak poważną, jakiej nie widziałam u niego od lat. W ręku trzymał małą walizkę, a jego oczy błagały mnie o zrozumienie. Chłopiec miał jasne włosy, trochę za długie, i ogromne, przestraszone oczy. Przez chwilę nie mogłam wykrztusić słowa.
– To jest Kuba – powiedział Tomek cicho. – Mój syn.
W jednej sekundzie świat zawirował mi przed oczami. Wiedziałam o Kubie, wiedziałam, że Tomek miał go z poprzedniego związku z Magdą, ale nigdy nie sądziłam, że pewnego dnia stanie w naszym przedpokoju. Nigdy nie rozmawialiśmy o tym, że Kuba mógłby z nami zamieszkać. To była zawsze jakaś odległa rzeczywistość, która nie dotyczyła mnie bezpośrednio.
– Co się stało? – zapytałam cicho, starając się ukryć drżenie głosu.
Tomek spojrzał na mnie bezradnie.
– Magda… Magda wyjechała do Niemiec. Powiedziała, że nie może zabrać Kuby. Nie wiem na jak długo. Może na zawsze.
Zrobiło mi się słabo. Michał patrzył to na mnie, to na Kubę. W powietrzu zawisło napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem.
– Chodźcie do środka – powiedziałam w końcu i odsunęłam się od drzwi.
Kuba wszedł powoli, jakby bał się zrobić krok dalej. Michał od razu schował się za moimi plecami. Tomek postawił walizkę w korytarzu i westchnął ciężko.
Wieczorem siedziałam w kuchni z kubkiem zimnej już herbaty. Słyszałam przez ścianę cichy płacz Kuby i szept Tomka, który próbował go uspokoić. Michał nie chciał spać w swoim pokoju – bał się „obcego chłopca”.
W głowie kłębiły mi się myśli: Jak mam być macochą? Czy potrafię pokochać dziecko, które nie jest moje? Czy Michał zaakceptuje nowego brata? Czy nasza rodzina to przetrwa?
Następnego dnia rano Kuba siedział przy stole i patrzył na mnie wielkimi oczami. Zrobiłam mu kanapkę z serem i ogórkiem – taką samą jak Michałowi.
– Dziękuję – powiedział cicho.
– Lubisz ogórki? – zapytałam.
Wzruszył ramionami.
– Mama zawsze dawała mi pomidora.
Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Nie jestem jego mamą. Nigdy nie będę. Ale teraz to ja muszę się nim zająć.
Przez kolejne dni było tylko gorzej. Michał zaczął być zazdrosny o uwagę Tomka. Kuba był cichy i zamknięty w sobie, a Tomek coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później, zostawiając mnie samą z dwójką dzieci.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię w pokoju chłopców.
– To mój samochodzik! Oddaj! – krzyczał Michał.
– Ale ja tylko chciałem zobaczyć…
Weszłam do pokoju i zobaczyłam, jak Michał wyrywa Kubie zabawkę z rąk. Kuba miał łzy w oczach.
– Michał! Tak nie wolno! – powiedziałam ostro.
Michał spojrzał na mnie ze złością.
– Ty go lubisz bardziej niż mnie! – wrzasnął i wybiegł z pokoju.
Usiadłam obok Kuby. Patrzył na mnie niepewnie.
– Przepraszam za Michała – powiedziałam cicho.
Kuba spuścił głowę.
– On mnie nie lubi…
Objęłam go delikatnie. Było mi go żal, ale jednocześnie czułam narastającą frustrację. Nie tak miało wyglądać moje życie.
Wieczorem wybuchłam przy Tomku.
– Zostawiłeś mnie samą! Ja nie wiem, jak mam sobie poradzić! Michał jest zazdrosny, Kuba nieszczęśliwy… A ty uciekasz do pracy!
Tomek spuścił głowę.
– Przepraszam… Ja też nie wiem, co robić. Boję się, że wszystko zepsuję.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. W końcu powiedziałam:
– Musimy być razem w tym wszystkim. Inaczej się rozpadniemy.
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej – ze sobą i z dziećmi. Zorganizowaliśmy wspólne wyjście do parku. Michał powoli zaczął akceptować Kubę, choć nadal bywały spięcia. Ja uczyłam się cierpliwości i dystansu do własnych emocji.
Najtrudniejsze były wieczory, kiedy Kuba płakał za mamą. Siadałam wtedy obok niego i słuchałam jego opowieści o tym, jak Magda czytała mu bajki na dobranoc albo piekła ulubione ciasto marchewkowe.
– Myślisz, że mama wróci? – zapytał kiedyś szeptem.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przytuliłam go mocniej i powiedziałam:
– Nie wiem, Kubusiu… Ale tu też jesteś kochany.
Czasem łapałam się na tym, że zaczynam traktować go jak własnego syna. Innym razem ogarniała mnie złość na Magdę – jak mogła zostawić swoje dziecko?
Minęły miesiące. Nasza rodzina powoli zaczęła funkcjonować jako całość, choć nadal były dni pełne łez i krzyków. Michał nauczył się dzielić zabawkami, a Kuba coraz częściej się uśmiechał. Tomek zaczął wracać wcześniej do domu i angażować się w życie chłopców.
Ale ja wciąż mam wątpliwości. Czy jestem dobrą macochą? Czy potrafię dać Kubie tyle miłości, ile potrzebuje? Czy nasza rodzina przetrwa tę próbę?
Czasem patrzę na śpiących chłopców i pytam siebie: czy można pokochać cudze dziecko tak samo jak własne? A może to właśnie ta miłość jest najtrudniejsza i najprawdziwsza?