Mój dorosły syn wrócił do domu po rozwodzie. Teraz czuję, że moje życie się rozpada…
— Kuba, ile razy mam cię prosić, żebyś nie zostawiał tych butów na środku przedpokoju? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie.
Mój syn spojrzał na mnie z irytacją. — Mamo, naprawdę? To są tylko buty. Przestań się czepiać.
Wiedziałam, że to nie chodzi o buty. Chodziło o wszystko, co narosło między nami przez lata. O to, że znów mieszkamy razem w moim ciasnym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. O to, że Kuba wrócił do mnie po rozwodzie, z bagażem żalu i rozczarowań, a ja… Ja miałam nadzieję, że na stare lata wreszcie odpocznę.
Kiedy Kuba był mały, byłam dla niego wszystkim. Jego ojciec odszedł, zanim Kuba skończył rok. Pamiętam tamten dzień jak przez mgłę: płacz dziecka, cisza po trzaśnięciu drzwiami i ten paraliżujący strach — jak ja sobie poradzę? Ale poradziłam sobie. Pracowałam na dwa etaty, szyłam wieczorami, żebyśmy mieli na chleb i książki do szkoły. Kuba był moim oczkiem w głowie. Obiecał mi wtedy, że kiedyś mi się odwdzięczy.
I rzeczywiście — gdy dorósł, znalazł dobrą pracę w IT, ożenił się z Magdą i zaczął mi pomagać finansowo. Nigdy nie mówił o tym Magdzie. Wysyłał mi pieniądze na konto, czasem kupował lepszy odkurzacz czy nową lodówkę. Byłam dumna i wdzięczna, choć czasem czułam ukłucie wstydu — czy naprawdę powinnam przyjmować te pieniądze?
A potem wszystko się posypało. Kuba zadzwonił do mnie późnym wieczorem, głosem pełnym łez: — Mamo, mogę wrócić do domu? Magda mnie wyrzuciła…
Nie pytałam o szczegóły. Wiem tylko tyle, ile sam chciał powiedzieć: kłócili się coraz częściej, nie mogli dogadać się w sprawie dzieci (których nie mieli), pieniędzy i czasu dla siebie. Magda miała dość jego pracy po nocach i wiecznego zmęczenia. On miał dość jej pretensji i ciszy przy kolacji.
Przyjechał z dwiema walizkami i laptopem. Zajął dawny pokój — mój pokój do szycia i czytania. Nagle znów byliśmy razem pod jednym dachem. Tylko że to już nie był ten sam Kuba.
Zaczął pracować zdalnie z mojego stołu w kuchni. Rozstawiał papiery, kubki po kawie i talerze po śniadaniu. Ja próbowałam gotować obiad, a on narzekał na hałas. Wieczorami siedział zamknięty w swoim pokoju, słuchał muzyki albo rozmawiał z kimś przez słuchawki. Czasem wychodził na balkon zapalić papierosa — coś, czego nigdy wcześniej nie robił.
— Kuba, może byśmy razem obejrzeli jakiś film? — zaproponowałam pewnego wieczoru.
— Nie mam ochoty — odburknął.
Czułam się coraz bardziej zbędna we własnym domu. Zaczęłam chodzić spać wcześniej, żeby nie słyszeć jego kroków po korytarzu. Rano budziłam się pierwsza i patrzyłam na jego zamknięte drzwi z uczuciem żalu i bezradności.
Pewnego dnia zadzwoniła Magda.
— Pani Aniu… Czy Kuba jest u pani? — Jej głos był zmęczony i smutny.
— Tak, mieszka ze mną od dwóch tygodni — odpowiedziałam cicho.
— Proszę na niego uważać… On bardzo to wszystko przeżywa.
Zamknęłam oczy. Przecież ja też to przeżywam! Przez lata byłam silna dla niego, a teraz nie mam już siły być silna dla siebie.
W weekend odwiedziła nas moja siostra Basia.
— Anka, musisz mu powiedzieć jasno: to twój dom! Nie możesz pozwolić mu traktować cię jak służącą!
Ale jak mam mu to powiedzieć? Przecież to mój syn…
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
— Kuba, musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie niechętnie znad laptopa.
— O czym?
— O nas. O tym, jak tu żyjemy. Ja też mam swoje potrzeby. Chciałabym mieć trochę spokoju…
Przerwał mi gwałtownie:
— To co mam zrobić? Wyprowadzić się pod most? Przecież nie mam dokąd pójść!
Zrobiło mi się przykro. Zawsze byłam dla niego schronieniem — a teraz on traktował mnie jak przeszkodę.
Minęły kolejne tygodnie. Kuba coraz częściej wychodził z domu wieczorami. Czasem wracał pijany, czasem spał do południa. Ja coraz częściej płakałam po cichu w łazience.
Pewnej nocy usłyszałam szloch zza ściany. Weszłam do jego pokoju bez pukania. Siedział skulony na łóżku, z twarzą ukrytą w dłoniach.
— Kuba…
Podniósł głowę. Jego oczy były czerwone od płaczu.
— Przepraszam, mamo… Nie chciałem ci tego wszystkiego narzucać… Po prostu… czuję się nikim…
Usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem.
— Jesteś moim synem. Zawsze będziesz kimś ważnym… Ale musimy nauczyć się żyć razem na nowo.
Od tamtej rozmowy coś się zmieniło. Zaczęliśmy rozmawiać więcej — o dawnych czasach, o tym, co nas boli i czego się boimy. Kuba zaczął pomagać w domu: wynosił śmieci, robił zakupy, czasem gotował obiad.
Ale wiem, że to nie jest rozwiązanie na zawsze. On musi znaleźć własną drogę — a ja muszę nauczyć się żyć dla siebie.
Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy można odbudować rodzinę z kawałków dawnych marzeń? Czy matka powinna zawsze być schronieniem dla dorosłego dziecka? A może czas pozwolić mu odejść — nawet jeśli serce pęka?
Co wy byście zrobili na moim miejscu? Czy potrafilibyście postawić granice własnemu dziecku?