„Mamo, chcę się wyprowadzić na działkę” – Odrzuciłam prośbę syna, oferując mu wsparcie finansowe. Czy postąpiłam słusznie?

– Mamo, muszę z tobą porozmawiać – Bartek stał w progu kuchni, opierając się o framugę drzwi. Jego głos był cichy, ale wyczuwałam w nim napięcie. W dłoniach ściskał klucze do samochodu, które obracał nerwowo.

Wiedziałam, że coś się święci. Od kilku tygodni był rozkojarzony, wracał późno z pracy, a z jego dziewczyną, Kasią, coraz częściej słyszałam ciche kłótnie przez zamknięte drzwi jego pokoju.

– Chciałbym… chciałbym się wyprowadzić na działkę – powiedział w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Z Kasią. Chcemy spróbować żyć na swoim, ale nie stać nas na wynajem mieszkania w mieście. Działka stoi pusta od lat…

Zamarłam. Działka pod Warszawą była moim azylem od dzieciństwa. Tam spędzałam wakacje z moimi rodzicami, tam uczyłam się życia i tam płakałam po śmierci taty. Teraz miałabym oddać ją synowi? I to w takim stanie – bez ogrzewania, z przeciekającym dachem i starymi meblami?

– Bartek, przecież tam nie da się mieszkać! – wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – To nie jest miejsce do życia dla młodych ludzi. Tam nawet łazienka ledwo działa!

– Mamo, damy radę. Sam wszystko naprawię. Kasia też chce spróbować. To nasza szansa na niezależność.

Poczułam, jak narasta we mnie gniew i bezradność. Bartek zawsze był uparty – od dziecka musiał wszystkiego dotknąć, spróbować na własnej skórze. Ale czy naprawdę musiał zaczynać dorosłość od walki z grzybem na ścianach i zimną wodą?

– Nie zgadzam się – powiedziałam stanowczo. – Nie po to pracowałam całe życie, żebyś teraz mieszkał w takich warunkach. Jeśli chcesz się usamodzielnić, pomogę ci finansowo. Dam ci na wynajem mieszkania przez pół roku. Ale działki nie oddam.

Bartek spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Czyli nie ufasz mi? Myślisz, że sobie nie poradzę?

– Nie o to chodzi…

– Właśnie o to chodzi! – przerwał mi podniesionym głosem. – Zawsze musisz mieć ostatnie słowo! Zawsze wiesz lepiej!

Wyszedł trzaskając drzwiami. Zostałam sama w kuchni, z bijącym sercem i łzami w oczach.

Wieczorem usiadłam przy stole z mężem, Andrzejem.

– Może powinnaś mu pozwolić? – zapytał cicho. – Może to jego droga?

– Andrzej, przecież on sobie nie poradzi! Tam jest wilgoć, szczury…

– Ale może właśnie tego potrzebuje? Może musi się sparzyć?

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o Bartku jako małym chłopcu, który bał się ciemności i zawsze przychodził do mnie po radę. Teraz był dorosły – miał 27 lat, dobrą pracę w IT i dziewczynę, która go kochała. Ale wciąż widziałam w nim dziecko.

Następnego dnia Bartek nie wrócił na noc. Kasia napisała mi krótkiego SMS-a: „Bartek potrzebuje czasu”.

Przez kolejne dni dom był cichy jak nigdy dotąd. Próbowałam zająć się pracą i codziennymi obowiązkami, ale myśli ciągle wracały do syna. Czy naprawdę zrobiłam dobrze? Czy powinnam była pozwolić mu spróbować?

Po tygodniu Bartek przyszedł do domu po swoje rzeczy. Nie patrzył mi w oczy.

– Wynajmujemy pokój u znajomych Kasi – powiedział szorstko. – Dzięki za propozycję pieniędzy, ale damy sobie radę sami.

Chciałam go przytulić, powiedzieć mu, jak bardzo go kocham i jak bardzo się o niego boję. Ale on już był za drzwiami.

Minęły dwa miesiące. Bartek rzadko dzwonił, a kiedy już rozmawialiśmy, był chłodny i zdystansowany. Kasia czasem pisała do mnie na Messengerze: „Jest ciężko, ale Bartek daje radę”.

W końcu nadszedł dzień moich urodzin. Siedziałam przy stole z Andrzejem i starszą córką Magdą, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.

Bartek stał w progu z bukietem polnych kwiatów i nieśmiałym uśmiechem.

– Wszystkiego najlepszego, mamo – powiedział cicho.

Przytuliłam go mocno i poczułam łzy na policzkach.

– Przepraszam… – wyszeptał mi do ucha. – Chciałem tylko spróbować po swojemu.

– Wiem, synku… Wiem.

Wieczorem siedzieliśmy razem przy stole i rozmawialiśmy jak dawniej. Bartek opowiadał o problemach z wynajmem, o tym jak trudno jest być dorosłym i samodzielnym w dzisiejszych czasach.

– Mamo… czasem mam wrażenie, że nigdy nie będę wystarczająco dobry – powiedział nagle cicho.

Złapałam go za rękę.

– Jesteś najlepszy taki, jaki jesteś. I zawsze będziesz moim synem.

Dziś często wracam myślami do tej rozmowy i zastanawiam się: czy powinnam była pozwolić Bartkowi zamieszkać na działce? Czy czasem nasze matczyne lęki nie odbierają dzieciom szansy na własne błędy i sukcesy? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?