Gdybyś nie wróciła wcześniej, nic byś nie wiedziała – historia zdrady i wyboru
— Co ty tu robisz? — głos mojego męża, Michała, rozległ się z kuchni, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Był wyraźnie zaskoczony. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie potrafiłam od razu nazwać — strach? Wstyd? Może jedno i drugie.
Nie miałam być w domu o tej porze. Pracowałam jako nauczycielka w warszawskim liceum i zwykle wracałam późnym popołudniem. Ale dziś był inny dzień. Moja mama leżała w szpitalu na Banacha po operacji serca. Chciałam ją odwiedzić, ale najpierw planowałam przygotować jej ulubione pierogi z kapustą i grzybami. Chciałam sprawić jej choć odrobinę radości w tych trudnych chwilach.
Weszłam do kuchni i wtedy zobaczyłam ją — Magdę, koleżankę Michała z pracy. Stała przy blacie, z rozpuszczonymi włosami, w mojej bluzie. W dłoniach trzymała kubek z herbatą, a jej policzki były czerwone jak burak. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Czułam, jakby czas stanął w miejscu.
— Przyszłam tylko na chwilę — zaczęła Magda, ale Michał jej przerwał.
— To nie tak, jak myślisz — powiedział szybko. — Gdybyś nie wróciła wcześniej, nic byś nie wiedziała.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego. Jakby to była moja wina, że odkryłam ich sekret. Poczułam, jak moje serce rozpada się na kawałki. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, płakać, rzucić czymś o ścianę. Ale nie zrobiłam nic z tych rzeczy. Po prostu stałam i patrzyłam na nich oboje.
— Od jak dawna? — zapytałam cicho, ledwo słysząc własny głos.
Michał spuścił wzrok. Magda zaczęła zbierać swoje rzeczy.
— To nie jest miejsce na rozmowy — powiedziała szybko i wybiegła z mieszkania, nawet nie patrząc mi w oczy.
Zostaliśmy sami. Michał próbował coś tłumaczyć, mówił o problemach w pracy, o tym, że czuł się samotny, że ja byłam ostatnio nieobecna myślami przez chorobę mamy. Ale ja już go nie słuchałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: jak długo żyłam w kłamstwie?
Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na zimnych kafelkach i pozwoliłam sobie na łzy. Przez kilka minut płakałam bezgłośnie, próbując zebrać myśli. W głowie przewijały mi się obrazy z ostatnich miesięcy: wieczory spędzone osobno, jego częste wyjazdy służbowe, nagłe zmiany nastroju. Czy naprawdę byłam tak ślepa?
Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
— Aniu… proszę cię… porozmawiajmy — błagał Michał.
Otworzyłam drzwi i spojrzałam mu prosto w oczy.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam szczerze. — Teraz muszę jechać do mamy.
Zebrałam torbę z jedzeniem i wyszłam z mieszkania, zostawiając go samego z jego winą.
W drodze do szpitala czułam się jak automat. Warszawa mijała za oknem tramwaju jak niemy film: ludzie spieszący się do pracy, dzieci wracające ze szkoły, starsza pani sprzedająca kwiaty pod Halą Mirowską. Wszystko wydawało się takie zwyczajne, a mój świat właśnie się zawalił.
Mama przyjęła mnie z uśmiechem, choć była bardzo słaba.
— Dziecko, co się stało? — zapytała od razu, widząc moje czerwone oczy.
Nie chciałam jej martwić, więc wymyśliłam wymówkę o alergii na pyłki. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym: o sąsiadce z drugiego piętra, o nowym lekarzu na oddziale, o tym, jak bardzo tęskni za domem.
Kiedy wróciłam wieczorem do mieszkania, Michała już nie było. Na stole leżała kartka: „Musiałem wyjść. Daj mi znać, kiedy będziesz gotowa porozmawiać.” Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy powinnam walczyć o to małżeństwo? Czy zdrada zawsze oznacza koniec? Czy można odbudować zaufanie?
Następne dni były najtrudniejsze w moim życiu. Michał dzwonił codziennie, pisał wiadomości, zostawiał kwiaty pod drzwiami. Magda przestała pojawiać się w naszym otoczeniu — podobno przeniosła się do innego działu w firmie. Ja jednak czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Kasia.
— Anka, musisz coś zrobić dla siebie — powiedziała stanowczo. — Nie możesz wiecznie żyć dla innych: dla mamy, dla Michała… Pomyśl o sobie.
Jej słowa trafiły mnie prosto w serce. Zrozumiałam wtedy, że przez lata stawiałam potrzeby innych ponad własne szczęście. Zawsze byłam tą „silną”, która wszystko znosi i wszystkich wspiera. Ale czy to naprawdę było życie?
Po tygodniu zdecydowałam się spotkać z Michałem. Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole — tym samym, przy którym jeszcze niedawno jedliśmy wspólne śniadania.
— Kocham cię — powiedział cicho Michał. — Popełniłem błąd. Chcę to naprawić.
Spojrzałam na niego długo i uważnie.
— Może kiedyś ci wybaczę — odpowiedziałam powoli. — Ale teraz muszę być sama. Muszę dowiedzieć się, kim jestem bez ciebie.
Spakowałam kilka rzeczy i przeniosłam się na jakiś czas do Kasi. Mama powoli dochodziła do siebie po operacji, a ja zaczynałam uczyć się żyć na nowo: sama ze sobą i dla siebie.
Czasem zastanawiam się: czy gdybym nie wróciła wtedy wcześniej do domu, żyłabym dalej w błogiej nieświadomości? Czy lepiej znać bolesną prawdę czy żyć w kłamstwie? Może czasem los daje nam szansę zacząć od nowa… tylko czy mamy odwagę ją wykorzystać?