Dwa lata ciszy: Moja córka przestała ze mną rozmawiać. Czy jeszcze kiedyś mnie usłyszy?
– Mamo, nie dzwoń do mnie więcej. – Jej głos był zimny, obcy. Stałam wtedy w kuchni, z telefonem przy uchu, a ręce drżały mi tak bardzo, że prawie upuściłam kubek z herbatą. Zuzanna, moja jedyna córka, od dwóch lat nie odezwała się do mnie ani słowem. Dwa lata ciszy, które rozciągają się jak nieskończona pustka między naszymi światami.
Czasem łapię się na tym, że wciąż sprawdzam jej profil na Facebooku. Widzę zdjęcia z gór, uśmiechniętą twarz obok chłopaka, którego nigdy nie poznałam. Nowe mieszkanie, nowa praca, nowi przyjaciele. Wszystko nowe – tylko ja zostałam w starym świecie, w którym jej pokój wciąż pachnie szamponem i lawendą.
Mąż, Andrzej, próbuje udawać, że wszystko jest w porządku. – Daj jej czas – powtarza. – Młodzi muszą się wyszumieć. Ale ja wiem, że to nie jest zwykły bunt. To coś głębszego. Coś, co wydarzyło się tamtego wieczoru dwa lata temu.
Był listopad, deszcz bębnił o parapet. Zuzanna wróciła późno, z imprezy u koleżanki. W progu poczułam alkohol i papierosy. – Znowu? – zapytałam z wyrzutem. – Ile razy mam ci powtarzać…
– Mamo, mam dwadzieścia dwa lata! – krzyknęła. – Przestań mnie kontrolować!
Nie wytrzymałam. Wylałam na nią cały swój strach: o jej przyszłość, o towarzystwo, o studia, które rzuciła bez słowa. Wtedy ona powiedziała coś, czego nie zapomnę do końca życia:
– Nigdy mnie nie słuchasz! Zawsze tylko mówisz, co robię źle!
Trzasnęła drzwiami i wyszła. Następnego dnia spakowała walizkę i wyprowadziła się do chłopaka. Od tamtej pory – cisza.
Próbowałam wszystkiego: dzwoniłam, pisałam SMS-y, wysyłałam maile. Na święta zostawiałam jej prezenty pod drzwiami mieszkania na Pradze. Raz nawet pojechałam pod uczelnię, żeby ją zobaczyć z daleka. Ale ona odwracała wzrok.
Moja mama mówiła zawsze: „Matka musi być twarda”. Ale ja nie jestem twarda. Każda noc to walka z myślami: co zrobiłam źle? Czy byłam zbyt surowa? Czy za bardzo chciałam ją chronić?
Andrzej coraz częściej zamyka się w swoim świecie. Praca, telewizor, piwo wieczorem. Unika rozmów o Zuzannie. Raz tylko powiedział:
– Może powinnaś przeprosić.
Ale jak przeprosić za wszystko naraz? Za lata presji, za niespełnione oczekiwania? Za to, że chciałam dla niej lepszego życia niż moje?
Czasem śni mi się Zuzanna jako mała dziewczynka. Biega po parku Skaryszewskim z balonikiem w ręku i woła: „Mamo, patrz!”. Budzę się wtedy z mokrymi policzkami.
W pracy koleżanki pytają: – Co u Zuzi? – Uśmiecham się sztucznie i mówię: – Dobrze, studiuje…
Kłamię. Bo prawda boli za bardzo.
Najgorsze są święta. Puste miejsce przy stole. Opłatek, który łamię tylko z Andrzejem i moją starą matką. Wszyscy udają, że nic się nie stało. Ale ja widzę jej zdjęcie na komodzie i czuję, jak serce pęka mi na tysiąc kawałków.
Pewnego dnia dostaję list polecony. Rozpoznaję jej pismo od razu – drobne litery, trochę pochyłe w lewo.
„Mamo,
Nie jestem gotowa rozmawiać. Potrzebuję jeszcze czasu. Proszę, nie szukaj mnie na siłę.
Zuzanna”
Czytam ten list sto razy. Każde słowo boli jak rana rozdrapana do krwi.
Wieczorem siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta. Myślę o wszystkich matkach, które straciły kontakt ze swoimi dziećmi. O tych cichych wojnach toczonych w czterech ścianach mieszkań na blokowiskach Warszawy.
Czasem wyobrażam sobie rozmowę z Zuzanną:
– Czego ode mnie chcesz?
– Żebyś mnie zaakceptowała taką, jaka jestem.
Ale czy potrafię? Czy umiem kochać bez warunków?
W końcu piszę do niej list:
„Zuzanno,
Przepraszam za wszystko. Za to, że chciałam cię chronić nawet wtedy, gdy powinnam była pozwolić ci dorosnąć po swojemu. Tęsknię za tobą każdego dnia.”
Nie wiem, czy kiedykolwiek mi odpowie.
Czasem myślę: ile matek w Polsce czeka na telefon od swojego dziecka? Ile rodzin rozdziera duma i niewypowiedziane słowa?
Może kiedyś Zuzanna wróci do domu. Może usiądziemy razem przy stole i opowiemy sobie wszystko od nowa.
A może już zawsze będziemy żyć obok siebie – blisko ciałem, daleko sercem?
Czy naprawdę można naprawić to, co zostało złamane? Czy matka i córka mogą nauczyć się siebie na nowo?
Czekam… I pytam siebie: ile jeszcze wytrzyma moje serce bez jej głosu?