„Dlaczego mój syn zawsze jest gorszy?” – Moja walka o akceptację w cieniu teściowej i szwagierki

– Zobacz, jak Kasia pięknie recytuje wierszyk! – głos teściowej przebił się przez gwar rodzinnego obiadu. – A twój Michał znowu tylko patrzy w talerz. Może powinnaś go bardziej zachęcać do aktywności, Marto?

Siedziałam przy stole, ściskając widelec tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Michał miał siedem lat i był cichym, zamkniętym w sobie chłopcem. Kasia, córka mojej szwagierki Agnieszki, była jego rówieśniczką – żywa, wygadana, zawsze w centrum uwagi. I zawsze, absolutnie zawsze, była stawiana przez teściową za wzór.

– Mamo, Michał po prostu jest inny – próbowałam tłumaczyć już setny raz. – Lubi czytać, rysować…

– Ale dzieci powinny być otwarte! – przerwała mi teściowa. – Zobacz na Kasię! Agnieszka wie, jak wychowywać dzieci.

Agnieszka uśmiechnęła się do mnie przepraszająco, ale nie powiedziała nic. Wiedziałam, że jej też nie jest łatwo. Była starszą córką teściowej, oczkiem w głowie. Ja – żona jej syna – zawsze byłam trochę na uboczu.

Wieczorem, kiedy wróciliśmy do domu, Michał zapytał cicho:

– Mamo, dlaczego babcia mnie nie lubi?

Serce mi pękło. Przytuliłam go mocno.

– Babcia cię kocha, tylko czasem nie umie tego pokazać – skłamałam. Sama nie byłam tego pewna.

Od tamtej pory każde rodzinne spotkanie było dla mnie stresem. Przed świętami Bożego Narodzenia miałam koszmary: widziałam, jak teściowa znowu chwali Kasię, a Michał siedzi skulony w kącie. Mój mąż, Tomek, twierdził, że przesadzam:

– Mama po prostu taka jest. Nie przejmuj się.

Ale ja się przejmowałam. Coraz bardziej czułam się niewidzialna i niewystarczająca. Zaczęłam unikać rodzinnych obiadów. Michał też nie chciał jeździć do babci.

Pewnego dnia zadzwoniła Agnieszka.

– Marta, musimy pogadać – powiedziała bez ogródek. – Widzisz, ja też mam już dość tych porównań. Mama myśli, że robi dobrze, ale krzywdzi nas wszystkich. Kasię też.

Zaskoczyła mnie jej szczerość. Spotkałyśmy się na kawie w małej kawiarni przy rynku.

– Kasia zaczęła się bać, że jeśli nie będzie najlepsza, mama przestanie ją lubić – wyznała Agnieszka. – A ja… ja czuję się jak marionetka w jej rękach.

Zrozumiałam wtedy, że nie jestem sama. Postanowiłyśmy działać razem.

Przy kolejnym rodzinnym obiedzie, gdy teściowa zaczęła swoje:

– Kasia tak pięknie śpiewa! Michał mógłby się od niej uczyć…

Agnieszka przerwała jej stanowczo:

– Mamo, proszę cię, nie porównuj dzieci. Każde jest inne i wyjątkowe na swój sposób.

Teściowa spojrzała na nas zdziwiona.

– Ale ja tylko chcę dobrze!

– Wiem – powiedziałam cicho. – Ale Michał bardzo cierpi przez te porównania. Ja też.

Zapadła niezręczna cisza. Po raz pierwszy od lat poczułam ulgę – powiedziałam to głośno.

Teściowa długo milczała. Potem westchnęła:

– Może rzeczywiście przesadzam… Ale wiecie… Ja zawsze czułam się bliżej z Agnieszką i Kasią. To naturalne…

– Ale to nie znaczy, że możesz ranić innych – powiedziała Agnieszka.

Od tamtej rozmowy wiele się zmieniło. Teściowa zaczęła się starać – czasem niezręcznie, czasem zbyt nachalnie, ale widziałam jej wysiłek. Michał powoli otwierał się na babcię. Ja nauczyłam się mówić o swoich uczuciach i stawiać granice.

Najważniejsze jednak było to, że z Agnieszką stałyśmy się sobie bliższe niż kiedykolwiek wcześniej. Zrozumiałyśmy, że każda z nas walczy o swoje dziecko i swoje miejsce w rodzinie.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi, ale też codzienna praca nad relacjami i szacunkiem dla różnic.

Czasem patrzę na Michała i pytam siebie: czy zrobiłam wszystko, by czuł się kochany i akceptowany? Czy potrafimy naprawdę słuchać siebie nawzajem w rodzinie? Co Wy o tym myślicie?