Czy miałam prawo wyrzucić teściową z domu po tym, co zrobiła pod naszą nieobecność?
— Co to jest?! — krzyknęłam, ledwo przekraczając próg naszego nowego mieszkania. W powietrzu unosił się zapach świeżo malowanych ścian, ale coś było nie tak. Zamiast naszych wybranych, pastelowych zasłon w salonie wisiały ciężkie, bordowe kotary, które znałam aż za dobrze z domu mojej teściowej. Mój mąż, Tomek, stał za mną z walizką w ręku i patrzył na mnie zdezorientowany.
— Może mama chciała pomóc… — zaczął niepewnie, ale przerwałam mu gwałtownie.
— Pomóc?! Tomek, przecież ustalaliśmy razem każdy szczegół! To miał być NASZ dom!
Czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. Przez ostatnie miesiące żyliśmy na walizkach, oszczędzaliśmy każdy grosz, żeby urządzić mieszkanie po swojemu. Marzyłam o miejscu, gdzie będę mogła oddychać swobodnie, bez wiecznego oceniania i poprawiania przez innych. A teraz…
Weszłam do kuchni i zamarłam. Na blacie stały nowe słoiki z przetworami — oczywiście podpisane charakterystycznym pismem teściowej: „Ogórki babci Haliny”. Zniknęły nasze kubki z IKEA, zamiast nich pojawiły się ciężkie filiżanki w kwiaty. W łazience wisiały haftowane ręczniki z inicjałami „H.K.”.
— Tomek, czy ty to widzisz? — zapytałam drżącym głosem.
— Może mama chciała dobrze… — powtórzył bez przekonania.
Wtedy usłyszałam klucz w zamku. Do mieszkania weszła teściowa, Halina. Uśmiechnięta, z siatką pełną zakupów.
— O, już wróciliście! Jak dobrze! Zrobiłam wam bigos i trochę poprzestawiałam rzeczy, żeby było wygodniej. Zobaczcie, jak pięknie teraz wygląda salon!
Patrzyłam na nią w milczeniu. Czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi spod nóg grunt. To nie był już mój dom. To był dom Haliny.
— Mamo… — zaczął Tomek nieśmiało. — Może nie powinnaś była aż tyle zmieniać bez naszej zgody…
Halina spojrzała na niego z wyrzutem.
— Przecież chciałam tylko pomóc! Wy młodzi nie macie doświadczenia. Ja wiem, co jest praktyczne. A te wasze zasłony… przecież to się brudzi od razu!
Nie wytrzymałam.
— Proszę pani… — zaczęłam oficjalnie, bo „mamo” nie przechodziło mi przez gardło. — To jest nasz dom. Chcieliśmy urządzić go po swojemu. Proszę zabrać swoje rzeczy i zostawić nas samych.
Halina spojrzała na mnie tak, jakby właśnie usłyszała największą obelgę w życiu.
— Jak możesz być taka niewdzięczna? Przecież ja tylko chciałam dobrze! Tomek, powiedz coś!
Mój mąż stał między nami jak sparaliżowany. Widziałam w jego oczach strach i poczucie winy. Wiedziałam, że stawiam go w trudnej sytuacji, ale nie mogłam już dłużej milczeć.
— Tomek, musisz wybrać — powiedziałam cicho. — Albo będziemy mieli własny dom, albo będziemy żyć pod dyktando twojej mamy.
Halina zaczęła płakać. Wybiegła do przedpokoju i zaczęła pakować swoje rzeczy do siatki.
— Nie martw się, już mnie tu nie będzie! — rzuciła przez łzy.
Po jej wyjściu zapadła cisza. Tomek usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
— Może przesadziłaś… — szepnął po chwili.
— A może wreszcie ktoś musiał postawić granicę? — odpowiedziałam ostrożnie.
Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Tomek prawie się do mnie nie odzywał. Dzwonił do matki codziennie, próbując ją pocieszyć i tłumaczyć moje zachowanie. Ja czułam się winna i jednocześnie wściekła. Czy naprawdę muszę wybierać między własnym spokojem a dobrymi relacjami z rodziną męża?
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zauważyła moje rozkojarzenie.
— Coś się stało? — zapytała troskliwie.
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:
— Moja teściowa też taka była. Dopóki nie powiedziałam „dość”, czułam się jak gość we własnym domu. Masz prawo do swoich granic.
Wieczorem usiadłam z Tomkiem przy stole.
— Musimy porozmawiać — zaczęłam spokojnie. — Kocham cię i chcę być z tobą szczęśliwa, ale nie mogę żyć w cieniu twojej mamy. Musisz mi pomóc postawić granicę.
Tomek milczał długo.
— Nie chcę wybierać między tobą a mamą — powiedział w końcu cicho.
— Nie musisz wybierać. Ale musisz jasno powiedzieć mamie, że to jest nasz dom i nasze zasady.
Zgodził się niechętnie. Następnego dnia zadzwonił do Haliny i poprosił ją o szacunek dla naszych decyzji. Było ciężko — przez kilka tygodni teściowa nie odzywała się do mnie ani słowem. Potem przysłała SMS-a: „Przepraszam, że się wtrącałam. Chciałam tylko pomóc”.
Dziś nasze mieszkanie znów pachnie świeżością i spokojem. Zasłony są takie, jakie wybraliśmy razem. W kuchni stoją nasze kubki. Ale relacja z teściową już nigdy nie będzie taka sama.
Czasem zastanawiam się: czy naprawdę miałam prawo wyrzucić ją wtedy z domu? Czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie bronić swoich granic? Co wy byście zrobili na moim miejscu?