Córka powiedziała, że nie chce mnie na swoim ślubie. Myślałam, że się mnie wstydzi, ale prawdziwy powód był o wiele bardziej bolesny

– Mamo, proszę… nie przychodź na mój ślub.

Te słowa Moniki dźwięczały mi w uszach jak wyrok. Stałyśmy w kuchni, a ja ściskałam w dłoniach kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Moja córka patrzyła na mnie z mieszaniną lęku i determinacji. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze, ale jej twarz pozostała niewzruszona.

– Co ty mówisz? – wyszeptałam, czując, jak serce wali mi jak oszalałe. – Przecież jestem twoją matką…

Monika odwróciła wzrok. – Wiem. Ale tak będzie lepiej.

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć odpowiedź. Czy to przez to, że jestem rozwódką? Czy przez to, że nie mam pieniędzy na elegancki prezent? Może chodzi o to, że zawsze byłam zbyt surowa? Przypomniałam sobie wszystkie nasze kłótnie: o szkołę, o chłopaków, o jej wybory życiowe. Ale przecież każda matka czasem się kłóci z córką…

Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, Ewy.

– Może ona się ciebie wstydzi? – powiedziała Ewa bez ogródek. – Wiesz, teraz wszystko musi być idealne na Instagramie. Może boisz się, że popsujesz jej obrazek?

Zabolało mnie to. Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Monika unikała mnie, zamykała się w swoim pokoju albo wychodziła do narzeczonego. Czułam się jak intruz we własnym domu.

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam ją wprost:

– Monika, powiedz mi prawdę. Dlaczego nie chcesz mnie na swoim ślubie?

Spojrzała na mnie długo, a potem spuściła głowę.

– Boję się… – zaczęła cicho. – Boję się, że wszystko się popsuje. Że znowu będziemy się kłócić przy wszystkich. Że powiesz coś tacie…

Zatkało mnie. Od rozwodu z jej ojcem minęło już dziesięć lat. On ułożył sobie życie z nową żoną, ja zostałam sama. Monika zawsze była bliżej niego – miał więcej pieniędzy, zabierał ją na wakacje za granicę, kupował drogie prezenty. Ja byłam tą „nudną”, która pilnowała szkoły i domowych obowiązków.

– Myślisz, że nie potrafię się zachować? – zapytałam z goryczą.

– Nie o to chodzi… Po prostu… Tata powiedział, że jeśli ty będziesz na ślubie, to on nie przyjdzie. A ja chcę mieć go przy sobie tego dnia.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Więc to on ci kazał?

– Nie kazał… Ale dał mi wybór.

Wyszłam z domu i długo chodziłam po parku. Próbowałam zrozumieć: czy naprawdę jestem tak nieważna? Czy moja obecność jest aż tak problematyczna? Przypomniałam sobie wszystkie lata samotnego wychowywania Moniki: noce spędzone przy jej łóżku, gdy miała gorączkę; rozmowy o pierwszych miłościach; wspólne gotowanie pierogów na święta.

Wieczorem zadzwonił do mnie jej ojciec, Marek.

– Wiem, że jesteś zła – powiedział bez emocji. – Ale Monika jest dorosła i sama podejmuje decyzje.

– Ty jej pomogłeś podjąć tę decyzję – odpowiedziałam przez łzy.

– Nie mieszaj jej w nasze sprawy.

Rozłączył się pierwszy. Poczułam się jeszcze bardziej samotna niż zwykle.

Przez kolejne tygodnie przygotowania do ślubu trwały w najlepsze beze mnie. Monika przestała ze mną rozmawiać. Widziałam ją tylko przelotem – zawsze spieszyła się gdzieś z narzeczonym albo z ojcem.

W dniu ślubu siedziałam sama w pustym mieszkaniu. Z radia sączyła się cicha muzyka, a ja patrzyłam na stare zdjęcia: Monika jako mała dziewczynka na moich kolanach; Monika w pierwszym dniu szkoły; Monika na studniówce. Łzy same płynęły mi po policzkach.

Wieczorem zadzwoniła Ewa.

– Musisz z nią porozmawiać – powiedziała stanowczo. – To nie może tak zostać.

Zebrałam się na odwagę dopiero po tygodniu. Poszłam do Moniki bez zapowiedzi. Otworzyła mi drzwi zaskoczona i zmieszana.

– Mamo…

– Muszę wiedzieć jedno – przerwałam jej drżącym głosem. – Czy naprawdę uważasz, że jestem gorsza od twojego ojca? Że nie zasłużyłam na to, żeby być przy tobie w najważniejszym dniu twojego życia?

Monika rozpłakała się nagle jak małe dziecko.

– Nie! To nie tak! Ja po prostu… bałam się wybrać między wami! Tata powiedział, że nie zniesie twojej obecności… A ja chciałam mieć spokój…

Przytuliłam ją mocno mimo bólu w sercu.

– Czasem spokój kosztuje za dużo – powiedziałam cicho.

Siedziałyśmy razem długo w milczeniu. W końcu Monika spojrzała mi w oczy:

– Przepraszam cię, mamo…

Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę jej do końca. Ale wiem jedno: rodzina to nie tylko wspólne zdjęcia i święta przy jednym stole. To też trudne wybory i rany, które zostają na zawsze.

Czy można naprawdę przebaczyć dziecku taki ból? Czy matka powinna zawsze rozumieć i wybaczać – nawet wtedy, gdy serce pęka na pół?