Stare przyjaźnie nie rdzewieją, ale czasem bolą najbardziej – historia o rodzinnych ranach i zdradzie przyjaciółki
– Nie wracaj tu więcej! – krzyknęła mama, a jej głos odbił się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam w przedpokoju, trzymając w rękach torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Siostra, Anka, patrzyła na mnie z pogardą, jakby chciała powiedzieć: „Sama jesteś sobie winna”. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ta chwila rozedrze moje życie na pół.
Wyszłam na klatkę schodową, a łzy same płynęły mi po policzkach. Przez lata próbowałam zrozumieć, dlaczego wszystko musiało się tak potoczyć. Czy to naprawdę moja wina? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Mama zawsze była surowa, ale po śmierci taty stała się nie do zniesienia. Każde moje potknięcie wywoływało awanturę. Anka, młodsza ode mnie o dwa lata, zawsze była jej oczkiem w głowie. Ja byłam tą „trudną”, „zbuntowaną”.
Przez pierwsze tygodnie spałam u Magdy. Znałyśmy się od podstawówki – razem przeżywałyśmy pierwsze miłości, wagary i nieudane matury. Magda była moim światłem w tunelu. – Nie martw się, wszystko się ułoży – powtarzała, parząc mi herbatę z cytryną. Jej mieszkanie na Pradze było małe, ale czułam się tam bezpieczna. Czasem śniło mi się, że wracam do domu i mama przytula mnie bez słowa. Budziłam się wtedy z mokrą od łez poduszką.
Mijały miesiące. Próbowałam dzwonić do mamy, pisałam do Anki na Messengerze. Bez odpowiedzi. W końcu przestałam próbować. Znalazłam pracę w kawiarni na Wilanowie. Życie zaczęło się układać – przynajmniej tak mi się wydawało. Magda była przy mnie zawsze, kiedy tego potrzebowałam. Razem śmiałyśmy się z głupich żartów baristów i planowałyśmy wspólne wakacje nad Bałtykiem.
Pewnego wieczoru wróciłam do mieszkania Magdy wcześniej niż zwykle. Drzwi były uchylone. Usłyszałam szeptane głosy z kuchni.
– Ale ona nie może się dowiedzieć – mówił męski głos.
– Spokojnie, przecież to tylko chwilowe – odpowiedziała Magda.
Zamarłam. Poznałam ten głos – to był Bartek, mój były chłopak. Zostawił mnie pół roku temu bez słowa wyjaśnienia. Teraz siedział w kuchni mojej najlepszej przyjaciółki.
Weszłam bezszelestnie do środka. Magda spojrzała na mnie jak na ducha.
– O co tu chodzi? – zapytałam drżącym głosem.
Bartek spuścił wzrok.
– To nie tak jak myślisz…
– A jak? – przerwałam mu. – Od kiedy?
Magda zaczęła płakać.
– Przepraszam… To było silniejsze od nas…
Wyszłam trzaskając drzwiami. Czułam się zdradzona przez dwie najbliższe osoby. Przez kolejne dni nie odbierałam telefonów od Magdy ani Bartka. Praca w kawiarni stała się moją ucieczką od rzeczywistości.
Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki – ktoś widział Magdę i Bartka razem na mieście, ktoś inny mówił, że planują wspólne mieszkanie. Bolało mnie to bardziej niż rozstanie z rodziną. Przyjaźń z Magdą była dla mnie jak tlen – teraz dusiłam się samotnością.
Któregoś dnia po pracy zobaczyłam Ankę stojącą przed kawiarnią.
– Musimy pogadać – powiedziała bez zbędnych powitań.
Usiadłyśmy na ławce obok przystanku autobusowego.
– Mama jest chora – zaczęła cicho. – Ma raka.
Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
– Dlaczego mi nie powiedziałyście?
– Mama nie chciała cię martwić…
Przez chwilę milczałyśmy obie.
– Chciałaby cię zobaczyć – dodała Anka.
Wróciłam do rodzinnego mieszkania po raz pierwszy od dwóch lat. Mama leżała w łóżku, wychudzona i blada.
– Cześć, mamo – wyszeptałam.
Spojrzała na mnie z łzami w oczach.
– Przepraszam…
Nie pamiętam już dokładnie, co wtedy powiedziałyśmy sobie nawzajem. Pamiętam tylko ciepło jej dłoni i łzy spływające po naszych policzkach.
Przez kolejne miesiące opiekowałam się mamą razem z Anką. Było ciężko – choroba postępowała szybko, a my próbowałyśmy nadrobić stracony czas. Czasem kłóciłyśmy się o drobiazgi: kto ma zrobić zakupy, kto zostaje na noc. Ale były też chwile bliskości: wspólne oglądanie starych zdjęć, rozmowy do późna w nocy.
Magda próbowała się ze mną skontaktować kilka razy. Pisała długie wiadomości na Messengerze:
„Wiem, że cię zraniłam. Tęsknię za tobą każdego dnia.”
Nie odpowiadałam. Nie potrafiłam wybaczyć jej zdrady.
Mama odeszła jesienią. Pogrzeb był skromny – tylko najbliższa rodzina i kilku sąsiadów. Po wszystkim usiadłyśmy z Anką w kuchni i długo milczałyśmy.
– Myślisz, że mama nam wybaczyła? – zapytała nagle Anka.
– Myślę, że tak… Ale czy my sobie wybaczymy?
Dziś mieszkam sama na Ursynowie. Z Anką widuję się rzadko, ale nasze relacje powoli się odbudowują. Czasem myślę o Magdzie i Bartku – czy byli szczęśliwi? Czy warto było poświęcić tyle dla tej przyjaźni?
Często wracam myślami do tamtej nocy sprzed lat: czy gdybym wtedy została w domu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy warto walczyć o stare więzi, gdy wszystko wokół się zmienia? A może czasem trzeba pozwolić im odejść? Co wy byście zrobili na moim miejscu?