Mój ojciec kazał mi płacić czynsz za własny pokój – teraz oczekuje, że się nim zaopiekuję. Czy rodzina to tylko obowiązek?

– Znowu się spóźniłaś, Magda. – Głos ojca odbił się echem w ciasnym przedpokoju, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Pachniało tu starym kurzem i lekami, a w powietrzu wisiało napięcie, które znałam od dziecka.

– Przepraszam, korki były – odpowiedziałam automatycznie, zdejmując buty. W myślach już liczyłam minuty do wyjścia. Odkąd tata zachorował, przyjeżdżałam tu codziennie po pracy. Gotowałam mu obiad, sprzątałam, robiłam zakupy. Ale za każdym razem czułam się jak intruz we własnym domu.

Kiedy miałam osiemnaście lat, ojciec postawił sprawę jasno: „Chcesz tu mieszkać? Płacisz czynsz jak każdy dorosły”. Nie było dyskusji. Mama już wtedy nie żyła, a on powtarzał, że życie to nie bajka. Pracowałam na kasie w Biedronce i oddawałam mu połowę wypłaty. Czasem płakałam po nocach, słysząc jak sąsiadki opowiadają o swoich córkach, które dostają od rodziców wszystko. Ale u nas zawsze było inaczej.

Teraz tata siedział przy stole w kuchni, z gazetą rozłożoną przed sobą. Ręce mu drżały, a oczy miał zmęczone. – Zrobiłaś mi te naleśniki? – zapytał bez cienia wdzięczności.

– Tak, są na patelni – odpowiedziałam chłodno.

– I pamiętaj, żeby nie przesolić zupy jak ostatnio – dodał zgryźliwie.

Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze będę słuchać tych uwag? Ile razy jeszcze będę wracać do tego mieszkania, które nigdy nie było moim domem?

Wieczorem usiadłam na łóżku w swoim wynajmowanym pokoju i zadzwoniłam do siostry. – Anka, nie dam już rady. On mnie wykańcza psychicznie. Całe życie traktował mnie jak lokatora, a teraz oczekuje opieki jak od córki.

– Wiem, Magda… Ale co mamy zrobić? To nasz ojciec – odpowiedziała cicho.

– Twój ojciec może i tak. Mój to bardziej właściciel mieszkania niż rodzic – rzuciłam gorzko.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poprosiłam go o pomoc. Miałam dwadzieścia dwa lata i straciłam pracę. Przyszłam do niego ze łzami w oczach. – Tato, mogę przez miesiąc nie płacić czynszu? – spytałam nieśmiało.

Spojrzał na mnie surowo: – Każdy musi sobie radzić sam. Ja cię nie prosiłem o pomoc, jak byłem młody.

Tamten dzień złamał coś we mnie na zawsze.

Teraz on potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek. Lekarze mówili o demencji, o konieczności stałej opieki. Siostra mieszkała w Krakowie i mogła przyjeżdżać tylko raz w miesiącu. Wszystko spadło na mnie.

Czasem patrzyłam na niego i widziałam starego człowieka, który boi się samotności bardziej niż śmierci. Innym razem widziałam tego samego zimnego mężczyznę, który nigdy nie przytulił mnie bez powodu.

Pewnego dnia podczas obiadu zebrałam się na odwagę:

– Tato… Czy ty pamiętasz, jak kazałeś mi płacić czynsz za mój pokój?

Spojrzał na mnie zaskoczony. – Tak trzeba było. Życie jest ciężkie.

– A teraz? Teraz oczekujesz ode mnie wszystkiego…

Zamilkł na chwilę. W jego oczach pojawiło się coś na kształt żalu.

– Może byłem za surowy… Ale chciałem cię nauczyć samodzielności.

– A nauczyłeś mnie tylko dystansu – odpowiedziałam cicho.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Słyszałam tylko tykanie zegara i jego ciężki oddech.

Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy jestem złą córką, bo czuję żal? Czy powinnam wybaczyć? Czy rodzina to tylko obowiązek?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia:

– Magda, twój ojciec był zawsze trudny. Ale teraz naprawdę cię potrzebuje.

– A kto mnie potrzebował wtedy? – zapytałam przez łzy.

Nie wiem, co będzie dalej. Codziennie walczę ze sobą – między poczuciem obowiązku a pragnieniem wolności. Może kiedyś uda mi się wybaczyć…

Czy można kochać kogoś tylko dlatego, że jest rodziną? A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?