Zaproszenie, które rozdarło moje życie: Historia zdrady i przebaczenia
– Naprawdę to zrobiłaś, Anka? – mój głos drżał, gdy patrzyłam na nią przez kuchenny stół. W jej oczach widziałam cień wstydu, ale nie odwróciła wzroku. – Zrobiłam to, co musiałam, Marta. Przepraszam… – odpowiedziała cicho, bawiąc się nerwowo pierścionkiem na palcu.
Nie pamiętam, jak długo siedziałyśmy w milczeniu. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przerywana tylko tykaniem zegara i moim przyspieszonym oddechem. W głowie miałam mętlik – obrazy z przeszłości mieszały się z tym, co właśnie się wydarzyło. Anka była moją przyjaciółką od podstawówki. Razem przechodziłyśmy przez pierwsze miłości, egzaminy, rodzinne dramaty. Była jak siostra, której nigdy nie miałam.
A teraz…
Dwa dni wcześniej dostałam zaproszenie na ślub. Zwykła biała koperta, elegancki papier. Nadawcy: Anna Nowak i Piotr Kowalczyk. Mój były mąż i moja najlepsza przyjaciółka. Przez chwilę myślałam, że to żart. Ale nie – wszystko było prawdziwe. Data, miejsce, nawet numer telefonu do potwierdzenia obecności.
Wróciłam do domu jak w transie. Moja mama zauważyła, że coś jest nie tak. – Martuśka, co się stało? – zapytała z troską, której nie potrafiłam znieść. – Nic, mamo – skłamałam, chowając zaproszenie głęboko do szuflady.
Ale nie mogłam spać. W nocy przewracałam się z boku na bok, a w głowie słyszałam ich śmiech. Przypominałam sobie nasze wspólne wakacje nad morzem, kiedy Piotr jeszcze był moim mężem, a Anka opowiadała mi o swoich nieudanych randkach. Czy już wtedy coś między nimi było? Czy byłam ślepa?
Następnego dnia zadzwoniłam do Anki. Musiałam usłyszeć jej głos, musiałam zrozumieć. Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie. Było duszno i tłoczno, ale dla mnie świat zwolnił.
– Dlaczego? – zapytałam bez ogródek.
Anka spuściła wzrok. – To nie było planowane… Po waszym rozstaniu Piotr zadzwonił do mnie kilka razy… Najpierw chciał pogadać o tobie… Potem jakoś tak wyszło…
– Jakoś tak wyszło? – powtórzyłam z goryczą.
– Marta, przysięgam ci, nigdy bym ci tego nie zrobiła za twoimi plecami! Ale kiedy już byliście po rozwodzie…
– A zaproszenie? Po co mi je wysyłacie? Żebym zobaczyła wasze szczęście?
– Chciałam być fair… Chciałam ci pokazać, że niczego nie ukrywam…
Wyszłam stamtąd bez słowa. Czułam się jak postać w kiepskim serialu – zdradzona przez wszystkich, których kochałam.
Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat. Praca w urzędzie miasta dawała mi chwilowe ukojenie – tam nikt nie wiedział o moim dramacie. Ale po powrocie do pustego mieszkania wszystko wracało ze zdwojoną siłą.
Mama próbowała mnie pocieszać. – Może to i lepiej? Piotr nigdy nie był dla ciebie dobry…
Ale ja nie chciałam słuchać pocieszeń. Potrzebowałam odpowiedzi.
Pewnego wieczoru zadzwonił Piotr.
– Cześć, Marta… Możemy pogadać?
– O czym? O tym, jak świetnie się bawisz z moją byłą przyjaciółką?
– To nie tak… Wiem, że cię zraniłem. Ale nasze małżeństwo już dawno się wypaliło…
– A ona była najbliżej pod ręką?
– Nie chcę się tłumaczyć… Chciałem tylko powiedzieć, że życzę ci dobrze.
Rozłączyłam się bez słowa.
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Koleżanki zauważyły, że coś jest nie tak.
– Marta, wyglądasz jak cień samej siebie – powiedziała Kasia z działu kadr.
– Mam trochę problemów rodzinnych – wymamrotałam.
W końcu postanowiłam pójść do psychologa. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu – przyznać się przed obcą osobą do własnej słabości.
– Czuje się pani zdradzona przez dwie najbliższe osoby – powiedziała pani psycholog po pierwszej sesji. – To naturalne, że boli.
Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego wieczoru przelewałam na papier swój ból i gniew. Czasem płakałam nad kartkami przez godzinę.
Zbliżał się dzień ślubu Anki i Piotra. Nie zamierzałam tam iść, ale coś mnie tknęło. Może chciałam zobaczyć ich szczęście na własne oczy? Może potrzebowałam zamknąć ten rozdział?
Włożyłam prostą granatową sukienkę i pojechałam do kościoła na Starym Mieście. Siedziałam w ostatniej ławce, ukryta za filarem. Gdy zobaczyłam Ankę w białej sukni u boku Piotra, poczułam ukłucie zazdrości i żalu.
Po ceremonii podeszła do mnie ciotka Basia.
– Dziecko, co ty tu robisz? Przecież to nie twoje miejsce…
– Musiałam zobaczyć to na własne oczy – odpowiedziałam cicho.
Wyszłam z kościoła zanim zaczęły się gratulacje i weselna wrzawa.
Wieczorem zadzwoniła Anka.
– Dziękuję, że przyszłaś… To dla mnie ważne.
– Nie rób sobie nadziei na przebaczenie – powiedziałam szczerze. – Ale może kiedyś nauczę się żyć z tym wszystkim.
Minęły miesiące. Powoli zaczęłam odzyskiwać równowagę. Zapisałam się na kurs fotografii, poznałam nowych ludzi. Z czasem ból zelżał, choć blizna została.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy warto próbować odbudować siebie po czymś takim?
Może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak poradziliście sobie ze zdradą najbliższych?