Szokująca prawda: Jak moja szwagierka udawała ciążę, by uniknąć pracy i eksmisji z naszego mieszkania

– Ivana, muszę ci coś powiedzieć – głos Marty drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stała w progu naszej kuchni, trzymając się za brzuch, jakby już czuła pierwsze ruchy dziecka. Był środek listopada, a za oknem padał śnieg, który tłumił dźwięki miasta. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko szumem czajnika.

– Co się stało? – zapytałam, choć już czułam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Marta spojrzała na mnie z mieszaniną strachu i nadziei.

– Jestem w ciąży – wyszeptała. W tej chwili świat zawirował. Mój brat, Tomek, jej mąż, był w pracy. Zostawił ją u nas na kilka tygodni, bo ich mieszkanie przechodziło remont. Zgodziłam się bez wahania – przecież rodzina to rodzina.

Początkowo byłam szczęśliwa. W końcu dziecko to błogosławieństwo. Ale coś mi nie pasowało. Marta zaczęła coraz częściej narzekać na złe samopoczucie. Przestała wychodzić do pracy, tłumacząc się mdłościami i zmęczeniem. Z dnia na dzień coraz bardziej angażowała mnie w swoje sprawy – prosiła o zakupy, gotowanie, nawet sprzątanie jej pokoju.

– Ivana, mogłabyś mi zrobić herbatę z imbirem? Podobno pomaga na mdłości – mówiła niemal codziennie. Z początku nie miałam nic przeciwko. Ale kiedy po raz kolejny wróciłam z pracy i zobaczyłam ją leżącą na kanapie z laptopem na kolanach i pustymi opakowaniami po chipsach wokół siebie, poczułam narastającą irytację.

– Marta, może spróbujesz się trochę poruszać? Lekarz mówił, że ruch jest ważny w ciąży – zasugerowałam delikatnie.

– Nie rozumiesz! – wybuchła nagle. – Ty nigdy nie byłaś w ciąży, nie masz pojęcia, jak to jest!

Zamknęłam się w sobie. Zaczęłam obserwować Martę uważniej. Nie przybierała na wadze, nie miała żadnych objawów poza tymi, o których sama mówiła. Kiedy zaproponowałam wspólne wyjście do ginekologa – „żeby wszystko było w porządku” – odmówiła stanowczo.

– To moja sprawa! – rzuciła ostro. – Nie musisz się we wszystko mieszać!

Zaczęły się kłótnie. Tomek wracał wieczorami i widział tylko zmęczoną żonę i mnie z wyrzutami sumienia. Próbowałam mu coś zasugerować, ale on był ślepy na wszystko poza własnym szczęściem.

– Daj jej spokój, Ivana. Przecież to wyjątkowy czas dla kobiety – powtarzał.

Wszystko zaczęło się sypać, kiedy właściciel mieszkania zadzwonił z informacją o podwyżce czynszu. Musiałam podjąć decyzję: albo Marta i Tomek znajdą coś własnego, albo ja będę musiała się wyprowadzić. Powiedziałam o tym bratu przy kolacji.

– Przecież Marta jest w ciąży! Nie możesz jej wyrzucić! – krzyknął Tomek.

– Ale ona nawet nie chodzi do lekarza! Nic nie robi! Ja już nie daję rady! – wybuchłam pierwszy raz od miesięcy.

Wtedy Marta zaczęła płakać jeszcze głośniej niż zwykle. Wybiegła do łazienki i zamknęła się na klucz. Słychać było tylko jej szloch i krzyki: „Nikt mnie tu nie chce! Nikt mnie nie rozumie!”

Nie spałam całą noc. Następnego dnia postanowiłam działać. Zadzwoniłam do jej pracy – okazało się, że Marta od dawna nie przynosiła zwolnień lekarskich. Wzięła urlop bezpłatny i powiedziała koleżankom o „ciążowych komplikacjach”.

Wieczorem usiadłam naprzeciwko niej w kuchni.

– Marta, powiedz mi prawdę. Jesteś naprawdę w ciąży?

Zbladła. Przez chwilę milczała, a potem spuściła głowę.

– Nie… – wyszeptała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

Poczułam ulgę i jednocześnie gniew. Jak mogła nas tak okłamywać? Jak mogła wykorzystywać nasze współczucie?

Tomek był w szoku. Przez kilka dni nie odzywał się do nikogo. Marta próbowała się tłumaczyć: „Bałam się stracić pracę… Bałam się zostać sama… Nie wiedziałam, co robić…”

Nie potrafiłam jej wybaczyć od razu. Musiałam postawić granicę – dla siebie i dla własnego zdrowia psychicznego. Poprosiłam ich o wyprowadzkę do końca miesiąca.

Dziś patrzę na tamte wydarzenia z dystansem, ale blizna pozostała. Zastanawiam się często: czy można jeszcze komuś zaufać bezgranicznie? Czy rodzina naprawdę zawsze powinna być najważniejsza?

Może to właśnie granice są dowodem miłości? Co wy o tym myślicie?