Powiedzieli, żebym wróciła do męża: Dzień, w którym moi rodzice zamknęli przede mną drzwi
— Mamo, proszę cię, nie każ mi wracać do niego. — Moje słowa ginęły w szumie deszczu, który lał się z nieba jakby chciał zmyć cały mój ból. Stałam na wycieraczce przed domem rodziców, z walizką w jednej ręce i rozdartym sercem w drugiej. Mama patrzyła na mnie przez uchylone drzwi, a jej twarz była twarda jak nigdy dotąd. — Marto, nie przesadzaj. To tylko kłótnia. Każda żona czasem się pokłóci z mężem. — Jej głos był chłodny, obcy. Za jej plecami widziałam sylwetkę taty, który nawet nie podszedł bliżej.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie miałam chaos: obrazy z ostatnich miesięcy, krzyki, trzaskające drzwi, łzy w poduszkę. Michał, mój mąż, coraz częściej wracał do domu pijany. Znikał na całe noce, a kiedy wracał, potrafił wyładować na mnie całą swoją frustrację. Próbowałam rozmawiać, prosić o zmianę, ale on tylko się śmiał. „Przesadzasz, Marto. Wszyscy mają problemy.”
W końcu zebrałam się na odwagę. Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do rodziców. Myślałam, że mnie przytulą, że powiedzą: „Dobrze zrobiłaś, jesteśmy z tobą.” Zamiast tego usłyszałam: — W małżeństwie trzeba umieć wybaczać. Nie możesz uciekać za każdym razem, gdy coś się nie układa. — Tata nawet nie spojrzał mi w oczy. Stał przy oknie i udawał, że ogląda ogród.
— Ale on mnie rani! — krzyknęłam, czując jak łzy mieszają się z deszczem na mojej twarzy. — On… on mnie obraża, czasem popycha. Ja się go boję!
Mama westchnęła ciężko. — Marto, nie przesadzaj. Twój ojciec też czasem podniósł głos. To nie powód, żeby rozbijać rodzinę. Pomyśl o dzieciach.
Dzieci… Moje dzieci spały teraz w pustym domu z ojcem, który nie potrafił się nimi zająć. Zostawiłam je na kilka godzin, żeby znaleźć pomoc. Czułam się jak najgorsza matka na świecie, ale nie miałam już siły walczyć sama.
— Mamo, proszę… — szepnęłam. — Potrzebuję was.
Odpowiedziała mi cisza. Mama zamknęła drzwi trochę szerzej tylko po to, by podać mi parasol. — Idź do domu, Marto. Porozmawiaj z Michałem. Jesteście rodziną. My nie będziemy się wtrącać.
Stałam tam jeszcze chwilę, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Wychowałam się w tym domu. Tu uczyłam się jeździć na rowerze, tu mama tuliła mnie po pierwszym złamanym sercu. Teraz byłam dla nich ciężarem, problemem, którego lepiej się pozbyć.
Wróciłam do samochodu i długo siedziałam za kierownicą, zanim odważyłam się ruszyć. W głowie słyszałam tylko jedno zdanie: „Wracaj do męża.” Jakby to było takie proste. Jakby wszystko zależało ode mnie.
Kiedy wróciłam do mieszkania, dzieci spały wtulone w siebie na kanapie. Michała nie było. W kuchni stała pusta butelka po wódce i niedopałki papierosów. Usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać. Czułam się jak ktoś, kto tonie i nie ma już siły wołać o pomoc.
Następnego dnia zadzwoniła mama. — Marto, rozmawiałam z twoim ojcem. Uważamy, że powinnaś dać Michałowi jeszcze jedną szansę. On cię kocha, tylko czasem nie radzi sobie z emocjami. Może powinnaś być dla niego bardziej wyrozumiała?
— Mamo, ja już nie mam siły! — wybuchłam. — Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Czy dla ciebie ważniejsze jest to, żeby sąsiedzi nie gadali?
Po drugiej stronie zapadła cisza. — Nie chcemy się wtrącać w wasze sprawy — powiedziała w końcu mama. — Ale pamiętaj, że rodzina jest najważniejsza.
Rodzina… To słowo brzmiało jak kpina. Gdzie była ta rodzina, kiedy jej najbardziej potrzebowałam?
Przez kolejne dni próbowałam funkcjonować jak automat. Dzieci do przedszkola, zakupy, praca zdalna. Michał wracał coraz później, coraz bardziej agresywny. Pewnego wieczoru rzucił talerzem o ścianę, bo obiad był za zimny. Dzieci płakały w swoim pokoju, a ja stałam w kuchni i myślałam: „Czy to jest życie, na które zasłużyłam?”
Zadzwoniłam do przyjaciółki, Kasi. — Marta, musisz coś zrobić — powiedziała stanowczo. — Jeśli rodzice ci nie pomagają, poszukaj wsparcia gdzie indziej. Są fundacje, psychologowie. Nie jesteś sama.
Ale czułam się sama. Nawet bardzo. Każda rozmowa z rodzicami kończyła się tym samym: „Przesadzasz”, „Nie rób wstydu rodzinie”, „Zacisnij zęby”.
Pewnego dnia Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Był trzeźwy, ale spięty. — Słyszałem, że byłaś u twoich rodziców — powiedział zimno. — Nie licz na nich. Oni wiedzą, co jest dobre dla ciebie i dzieci.
— A ty wiesz? — zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie z pogardą. — Wiem jedno: nie będziesz mi robić wstydu przed ludźmi.
Tej nocy nie spałam ani minuty. Rano spakowałam dzieci i pojechałam do Kasi. Przyjęła nas bez słowa, tylko mocno mnie przytuliła.
Dziś mija pół roku od tamtego dnia, kiedy moi rodzice zamknęli przede mną drzwi. Nie odezwali się ani razu. Michał przysłał papiery rozwodowe dopiero wtedy, gdy dowiedział się, że mam wsparcie prawnika.
Czasem patrzę na swoje dzieci i zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza — nawet wtedy, gdy cię rani?
Może to pytanie powinno zostać bez odpowiedzi. Może każdy musi sam zdecydować, gdzie kończy się lojalność wobec rodziny, a zaczyna troska o siebie i swoje dzieci.