„Nie chciałam być opiekunką własnej babci, ale życie nie pyta” – historia Alicji z Poznania

– Alicja, hej! Dlaczego nie karmisz babci? – głos pani Zosi rozbrzmiał za moimi plecami, kiedy wychodziłam ze sklepu spożywczego na Jeżycach. Zatrzymałam się z torbami pełnymi zakupów, a serce zabiło mi mocniej. – Babcia mówiła, że nie jadła od trzech dni, więc dałam jej cukierki – dodała sąsiadka, patrząc na mnie z wyrzutem.

Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież babcia mieszkała z wujkiem Bronkiem na drugim końcu miasta. Ostatni raz widziałam ją na święta, kiedy siedziała przy stole, milcząca i zamknięta w sobie jak zawsze. Nigdy nie była czuła – raczej oschła, wymagająca, krytyczna. Ale czy naprawdę mogła być głodna?

Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Telefon zadzwonił jeszcze zanim zdążyłam rozpakować zakupy.

– Ala, nie wiem, co robić – usłyszałam głos mojego brata, Bartka. – Jacek chce jechać nad morze, a my mamy babcię na głowie.

– Czemu mi to mówisz? – zapytałam ostrożnie.

– Może mogłabyś się nią zająć przez miesiąc? Wiesz, ja mam urlop, dzieciaki czekają…

Westchnęłam ciężko. Pracowałam w biurze rachunkowym, ledwo wyrabiałam się z terminami. Ale poczucie winy już zaczynało mnie gryźć.

– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Możecie ją przywieźć.

Bartek był zachwycony. Ja mniej. Babcia nigdy mnie nie lubiła. Odkąd pamiętam, powtarzała: „Alicja, ty zawsze wszystko robisz źle”. Nawet kiedy miałam piątkę z matematyki, mówiła: „A czemu nie szóstka?”

Kiedy przywieźli ją do mojego dwupokojowego mieszkania na Łazarzu, poczułam się jak intruz we własnym domu. Babcia siedziała na kanapie, patrzyła na mnie spod zmarszczonych brwi i milczała.

– Dzień dobry, babciu – powiedziałam cicho.

– Dzień dobry – odpowiedziała chłodno. – Gdzie będę spać?

– W moim pokoju. Ja przeniosę się na kanapę.

Nie podziękowała. Po prostu skinęła głową i zaczęła rozglądać się po mieszkaniu.

Pierwsze dni były koszmarem. Babcia budziła się o piątej rano i głośno narzekała na wszystko: że kawa za słaba, chleb za twardy, okna brudne. Próbowałam być cierpliwa, ale po tygodniu miałam dość.

Któregoś wieczoru zadzwonił Bartek.

– Jak tam z babcią?

– Jakbyś zamknął wulkan w moim mieszkaniu – odpowiedziałam zirytowana.

– Wytrzymaj jeszcze trochę. My tu mamy super pogodę!

Zacisnęłam zęby. On odpoczywał nad Bałtykiem, a ja walczyłam z własną babcią o każdy drobiazg.

Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam babcię siedzącą w kuchni z sąsiadką Zosią.

– Alicja, twoja babcia mówiła, że nie ma co jeść – powiedziała Zosia z troską.

– Babciu, przecież zostawiłam ci obiad w lodówce! – wybuchłam.

Babcia spojrzała na mnie zimno.

– Nie lubię twojego jedzenia. Wszystko bez smaku.

Poczułam łzy napływające do oczu. Całe życie próbowałam zasłużyć na jej aprobatę i nigdy mi się nie udało.

Wieczorem usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Zadzwonił telefon. To była mama.

– Ala, wiem, że ci ciężko…

– Mamo, ona mnie nienawidzi! – wykrzyknęłam przez łzy. – Cokolwiek zrobię, jest źle!

Mama westchnęła.

– Babcia zawsze była trudna. Ale jest stara i samotna…

Spojrzałam na babcię przez uchylone drzwi. Siedziała w fotelu i patrzyła w okno. Nagle wydała mi się taka mała i krucha.

Następnego dnia postanowiłam spróbować inaczej.

– Babciu… może opowiesz mi coś ze swojego dzieciństwa? – zapytałam podczas śniadania.

Spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Po co ci to?

– Chciałabym cię lepiej poznać.

Przez chwilę milczała. Potem zaczęła mówić: o wojnie, o tym jak straciła rodziców, jak musiała sama wychowywać młodsze rodzeństwo. Słuchałam jej historii z zapartym tchem. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko surową staruszkę, ale kobietę po przejściach.

Zaczęłyśmy rozmawiać coraz częściej. Czasem nawet się uśmiechała. Ale nadal bywały dni, kiedy krzyczała na mnie bez powodu albo zamykała się w sobie na całe godziny.

Kiedy Bartek wrócił z urlopu i zabrał babcię do siebie, poczułam ulgę… i pustkę jednocześnie. Przez miesiąc żyłyśmy razem pod jednym dachem – dwie kobiety z różnych światów, połączone tylko więzami krwi i wspólnym bólem.

Dziś często myślę o tym czasie. Czy zrobiłam wszystko jak trzeba? Czy mogłam być lepszą wnuczką? A może to ona nigdy nie nauczyła się kochać inaczej?

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można kochać kogoś, kto nigdy nie nauczył cię miłości? Czy jestem egoistką, skoro czasem miałam jej dość?