Nie chcę widzieć zięcia w moim domu – historia matki, córki i rodzinnych granic

– Mamo, proszę cię… – głos Kasi drżał, a ja czułam, jak moje serce ściska się z bólu i gniewu jednocześnie. – Nie mamy już gdzie pójść. Ja… ja nie dam rady sama.

Patrzyłam na nią przez chwilę w milczeniu. Moja córka, moja mała dziewczynka, która kiedyś tuliła się do mnie po nocnych koszmarach, teraz stała przede mną z oczami pełnymi łez i rozpaczy. Obok niej stała Zosia, moja wnuczka, ściskając pluszowego misia tak mocno, że aż białe paluszki pobielały.

– Kasiu – zaczęłam powoli, starając się opanować drżenie głosu – ty i Zosia zawsze możecie wrócić do domu. Ale… – zawahałam się, bo wiedziałam, że to, co powiem, zaboli ją bardziej niż cokolwiek innego – nie chcę widzieć Pawła w moim domu.

Kasia spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Mamo! On jest moim mężem! Ojcem Zosi!

– Wiem – przerwałam jej ostro. – Ale już raz tu mieszkał. Pamiętasz, jak to się skończyło? Wieczne kłótnie, jego wieczorne powroty po pracy z piwem w ręku, pretensje o wszystko… Nie potrafię tego znieść jeszcze raz.

W pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko cichy szloch Zosi. Przez chwilę miałam ochotę cofnąć wszystko, rzucić się Kasi na szyję i powiedzieć, że przyjmę ich wszystkich. Ale pamiętałam tamte miesiące – nieprzespane noce, krzyki za ścianą, strach o wnuczkę.

Kasia usiadła ciężko na krześle. – On się zmienił, mamo. Próbował… Pracuje na budowie od rana do nocy, żebyśmy miały na czynsz. Ale teraz go zwolnili…

– I co? – zapytałam gorzko. – Znowu będziesz go bronić? Ile razy już cię zawiódł? Ile razy płakałaś przez niego w tej kuchni?

Zosia podeszła do mnie nieśmiało i wtuliła się w moje ramiona. Poczułam jej drobne ciało i łzy na mojej bluzce.

– Babciu… nie chcę się kłócić…

Pogłaskałam ją po głowie. – Kochanie, wszystko będzie dobrze. Ty i mama możecie tu zostać tak długo, jak będzie trzeba.

Kasia podniosła głowę. W jej oczach widziałam gniew i rozpacz.

– A jeśli ja nie chcę zostawiać Pawła? Jeśli nie potrafię być bez niego?

Westchnęłam ciężko. – To twoja decyzja. Ale ja nie mogę już dłużej patrzeć na to, jak on was rani. Jak rani ciebie.

Przez następne dni dom wypełnił się napiętą ciszą. Kasia chodziła jak cień, unikała mojego wzroku. Zosia próbowała udawać, że wszystko jest w porządku – bawiła się lalkami w swoim dawnym pokoju, ale często słyszałam jej ciche łkanie nocą.

Pewnego wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je z wahaniem i zobaczyłam Pawła. Stał na progu z torbą podróżną i miną zbitego psa.

– Pani Aniu… ja tylko na chwilę… Chcę zobaczyć Zosię.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Kasia wybiegła z pokoju.

– Paweł! – rzuciła mu się na szyję. – Tak bardzo się martwiłam!

Patrzyłam na nich z mieszanką ulgi i gniewu. Zosia wybiegła za mamą i rzuciła się ojcu w ramiona.

– Tatusiu!

Paweł spojrzał na mnie błagalnie.

– Pani Aniu… ja naprawdę się staram. Wiem, że zawiodłem… Ale kocham Kasię i Zosię.

Zacisnęłam usta.

– Paweł, możesz zostać na kolację. Ale nie licz na więcej.

Przy stole panowała napięta atmosfera. Paweł jadł szybko, Kasia patrzyła na niego z nadzieją, a ja próbowałam nie wybuchnąć.

Po kolacji Paweł podszedł do mnie.

– Proszę pani… Ja wiem, że pani mnie nie chce tutaj. Ale nie mam gdzie pójść. Próbuję znaleźć pracę…

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Paweł, nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o to, jak traktujesz moją córkę i wnuczkę. O twoje wieczne obietnice bez pokrycia.

Zamilkł i spuścił głowę.

Kasia wybuchła płaczem.

– Mamo! Dlaczego nie możesz mu wybaczyć? Dlaczego zawsze musisz wszystko kontrolować?

Poczułam ukłucie winy.

– Bo cię kocham! Bo nie mogę patrzeć, jak cierpisz!

Wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami.

Zosia patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Babciu… czy mama już nigdy nie będzie szczęśliwa?

Przytuliłam ją mocno.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy mam prawo decydować za Kasię? Czy powinnam była przyjąć Pawła pod swój dach dla dobra wnuczki? Czy miłość matki polega na stawianiu granic czy na bezwarunkowej akceptacji?

Następnego dnia Kasia spakowała rzeczy Zosi i wyszła bez słowa. Zostawiła mi tylko krótką kartkę: „Nie umiem wybierać między tobą a nim”.

Siedziałam długo przy kuchennym stole patrząc na pusty kubek po kawie. Dom wydawał się jeszcze bardziej pusty niż wtedy, gdy mieszkałam sama.

Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą matką, nie akceptując wyborów własnego dziecka? A może czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej?