Moje życie zmieniło się na zawsze: dzieci dorastały beze mnie, aż pewnego dnia wszystko się odmieniło

– Mamo, dlaczego nie możesz zostać z nami na noc? – zapytała Eliza, patrząc na mnie wielkimi, niebieskimi oczami, które odziedziczyła po mnie. Dawid już spał, wtulony w pluszowego misia, a ja stałam w progu ich pokoju, czując, jak serce rozdziera mi się na pół.

Nie mogłam jej odpowiedzieć. Nie mogłam powiedzieć pięcioletniej córce, że tata nie chce mnie już w tym domu. Że sąd zdecydował, iż dzieci zostają z nim, bo ja – według opinii biegłych – byłam zbyt roztrzęsiona, zbyt niestabilna emocjonalnie po poronieniu trzeciej ciąży. Że przez ostatnie miesiące nie byłam matką, jaką powinnam być.

Kiedy miałam trzydzieści dwa lata, wydawało się, że mam wszystko: dom na obrzeżach Poznania, stabilną pracę w banku, kochającego męża i dwójkę dzieci. Byłam w ciąży z trzecią córką – wyczekiwaną, wymarzoną. Ale życie potrafi być okrutne. W szóstym miesiącu ciąży zaczęły się komplikacje. Lekarze walczyli o nas obie. Przegrałyśmy.

Po tym wszystkim nie potrafiłam się pozbierać. Michał próbował mnie wspierać, ale sam był zagubiony. Zamiast się do siebie zbliżyć, oddalaliśmy się coraz bardziej. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o to, kto odbierze dzieci z przedszkola, kto zrobi zakupy, kto posprząta łazienkę. Michał coraz częściej znikał wieczorami pod pretekstem pracy. Ja zamykałam się w sobie.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez przypadek jego rozmowę telefoniczną. „Nie mogę już tak żyć… Ona jest cieniem samej siebie. Dzieci też to widzą.” Poczułam się zdradzona i upokorzona. Następnego dnia Michał poprosił mnie o rozmowę.

– Aniu, musimy coś zmienić. Ja już nie daję rady. Ty też nie. Może powinniśmy się rozstać?

Nie protestowałam. Byłam zbyt zmęczona walką z samą sobą. Zgodziłam się na rozwód i na to, że dzieci zostaną z nim – przynajmniej na jakiś czas. Sąd uznał, że to najlepsze rozwiązanie.

I tak zaczęło się moje życie na nowo – samotne, puste i pełne wyrzutów sumienia. Pracowałam jeszcze więcej niż wcześniej, wracałam do pustego mieszkania i płakałam do poduszki. Co drugi weekend widywałam Dawida i Elizę – przez kilka godzin starałam się być najlepszą mamą na świecie, a potem znów wracała pustka.

Minęły trzy lata. Dzieci rosły beze mnie. Dawid zaczął grać w piłkę nożną – dowiedziałam się o tym od sąsiadki, bo Michał zapomniał mi powiedzieć. Eliza nauczyła się czytać i pisać – jej pierwsze słowo napisała do mnie na laurce: „Mamo”.

Czułam się coraz bardziej obca we własnej rodzinie. Michał miał nową partnerkę – Magdę, która była dla moich dzieci „ciocią”. Zazdrość i żal dławiły mnie za każdym razem, gdy widziałam ich razem na zdjęciach z wakacji czy urodzin.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Eliza.

– Mamo, czy mogę u ciebie zamieszkać? Tata jest ostatnio bardzo smutny i dużo pracuje. Magda krzyczy na nas za wszystko.

Serce mi stanęło. Wiedziałam, że nie mogę jej tego obiecać bez rozmowy z Michałem i sądem. Ale ten telefon był dla mnie sygnałem – może jeszcze nie wszystko stracone?

Zadzwoniłam do Michała tego samego wieczoru.

– Michał… Eliza dzwoniła do mnie dzisiaj. Powiedziała, że nie czuje się dobrze u was w domu.

– Aniu, ja naprawdę staram się jak mogę… Ale Magda… Ona nie radzi sobie z dziećmi tak jak myślałem.

– Może powinniśmy spróbować innego rozwiązania? Może dzieci mogłyby zamieszkać ze mną?

Zapadła cisza.

– Nie wiem… Dawid ma tu szkołę, przyjaciół…

– Ale ja jestem ich matką! Chcę być przy nich! Nie mogę dłużej patrzeć z boku!

Po tej rozmowie długo nie mogłam zasnąć. Następnego dnia zadzwonił do mnie Dawid.

– Mamo… Mogę przyjechać do ciebie na weekend? Chcę ci coś powiedzieć.

Przyjechał z plecakiem pełnym książek i smutkiem w oczach.

– Mamo… Tęsknię za tobą. Tata jest fajny, ale ciągle go nie ma. Magda mówi, że jesteśmy niewychowani i że przeszkadzamy jej w pracy.

Objęłam go mocno i poczułam pierwszy raz od lat nadzieję.

Złożyłam wniosek do sądu o zmianę opieki nad dziećmi. Michał nie protestował – był zmęczony i sam przyznał przed sędzią, że dzieci potrzebują matki bardziej niż on kolejnej partnerki.

Pierwsze tygodnie były trudne – dzieci były wycofane, nieufne, często płakały bez powodu. Ja też płakałam – ze szczęścia i ze strachu jednocześnie. Bałam się, że nie podołam tej odpowiedzialności po tylu latach samotności i żalu.

Zaczęliśmy budować wszystko od nowa: wspólne śniadania w niedzielę, wieczorne czytanie bajek, spacery po Cytadeli i wycieczki rowerowe nad Maltę. Dawid znów zaczął się śmiać; Eliza przytulała się do mnie przed snem i szeptała: „Kocham cię najbardziej na świecie”.

Czasem patrzę na nich i myślę o tych wszystkich straconych latach – o laurkach schowanych do szuflady, o pierwszych krokach Elizy bez mojego wsparcia, o meczach Dawida bez moich oklasków na trybunach.

Czy można odzyskać stracony czas? Czy dzieci kiedyś mi wybaczą? A może najważniejsze jest to, że dziś jesteśmy razem – mimo wszystkich błędów i ran?

Może każdy zasługuje na drugą szansę – nawet jeśli przez lata żył w cieniu własnych porażek.