Moja córka Gabriela wybrała męża zamiast rodziny – czy naprawdę ją straciłam?
– Gabriela, proszę cię, tata czekał na ten dzień cały rok! – mój głos drżał, gdy trzymałam telefon przy uchu, a w kuchni unosił się zapach świeżo upieczonego sernika.
– Mamo, nie mogę. Michał nie czuje się dziś najlepiej i prosił, żebym została w domu. – Jej głos był cichy, niemal przepraszający, ale stanowczy.
Zamarłam. Przez chwilę nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież jeszcze rok temu Gabriela była duszą każdej rodzinnej uroczystości. Zawsze z uśmiechem pomagała mi w kuchni, żartowała z tatą, a wieczorem siadałyśmy razem przy herbacie i rozmawiałyśmy o wszystkim. Teraz miałam wrażenie, że rozmawiam z kimś obcym.
– Ale przecież to urodziny taty… – szepnęłam bezradnie.
– Wiem, mamo. Przeproś go ode mnie. – Rozłączyła się.
Stałam przez chwilę w ciszy, patrząc na stół zastawiony dla sześciu osób, choć wiedziałam, że będzie nas tylko pięcioro. Mój mąż Andrzej wszedł do kuchni i spojrzał na mnie pytająco.
– Gabriela nie przyjedzie – powiedziałam cicho.
Andrzej tylko westchnął i odwrócił się do okna. Widziałam, jak zaciska pięści. Od ślubu Gabrieli minęło pół roku, a ona coraz rzadziej nas odwiedzała. Zawsze była jakaś wymówka: Michał źle się czuł, Michał miał dużo pracy, Michał chciał spędzić z nią czas. Z początku myślałam, że to normalne – młode małżeństwo, chcą być razem. Ale z każdym tygodniem czułam coraz większy niepokój.
Wieczorem, gdy goście już wyszli, usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia na telefonie. Gabriela z dzieciństwa – z rozwianymi włosami na rowerze, potem na studiach – dumna po obronie magisterki. Zawsze była taka niezależna, pewna siebie. A teraz…
Następnego dnia zadzwoniłam do niej jeszcze raz.
– Gabrysiu, czy wszystko u was w porządku? – zapytałam ostrożnie.
– Tak, mamo. Po prostu Michał źle się czuł i nie chciałam go zostawiać samego.
– Ale przecież to tylko kilka godzin…
– Mamo! – przerwała mi nagle ostrzej niż zwykle. – Proszę cię, nie rób mi wyrzutów. To mój mąż i muszę się nim opiekować.
Zaniemówiłam. Nigdy wcześniej nie podniosła na mnie głosu.
Odłożyłam słuchawkę i poczułam łzy napływające do oczu. Andrzej próbował mnie pocieszyć:
– Daj jej czas. Może to minie.
Ale ja czułam, że coś jest nie tak. Zaczęłam przypominać sobie różne drobiazgi: jak Gabriela przestała nosić kolorowe ubrania i zaczęła ubierać się tak jak lubi Michał – szaro, bez wyrazu. Jak przestała spotykać się z przyjaciółkami, bo „Michał nie przepada za ich towarzystwem”. Jak coraz rzadziej się śmiała.
Pewnego dnia postanowiłam pojechać do nich bez zapowiedzi. Kupiłam jej ulubione ciastka i pojechałam tramwajem przez pół miasta. Michał otworzył drzwi i spojrzał na mnie chłodno.
– Gabriela jest zajęta – powiedział krótko.
– Chciałam tylko ją zobaczyć…
– Może innym razem.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Andrzej milczał przez całą kolację.
Kilka dni później zadzwoniła do mnie sąsiadka Gabrieli.
– Pani Aniu… Przepraszam, że się wtrącam, ale widuję pani córkę coraz rzadziej. A jak już wychodzi z domu, to zawsze z mężem. Nigdy sama…
Zaczęłam łączyć fakty. Gabriela była zawsze taka niezależna – czy naprawdę mogła tak bardzo podporządkować się mężowi? Czy to możliwe, że Michał ją kontroluje?
Nie spałam całą noc. Rano napisałam do niej wiadomość: „Gabrysiu, martwię się o Ciebie. Jeśli chcesz pogadać – zawsze jestem.”
Nie odpisała.
Minęły tygodnie. W końcu zadzwoniła sama.
– Mamo… – jej głos był słaby i drżący. – Czy mogę przyjechać?
Przyjechała wieczorem. Była blada i zmęczona. Usiadłyśmy w kuchni przy herbacie.
– Mamo… Ja już nie wiem kim jestem – wyszeptała nagle przez łzy. – Michał mówi mi co mam robić, jak mam się ubierać, z kim mogę rozmawiać… Ja go kocham, ale czuję się jak cień samej siebie.
Objęłam ją mocno.
– Gabrysiu… Nikt nie ma prawa cię tak traktować. Jesteś dorosłą kobietą i masz prawo decydować o sobie.
Siedziałyśmy długo w milczeniu. Wiedziałam, że przed nami długa droga – rozmowy, wsparcie, może terapia. Ale pierwszy krok został zrobiony.
Dziś patrzę na zdjęcie Gabrieli sprzed lat i pytam sama siebie: gdzie kończy się miłość i lojalność wobec partnera, a zaczyna zatracanie siebie? Czy każda matka musi kiedyś pogodzić się z tym, że jej dziecko wybiera własną drogę – nawet jeśli ta droga prowadzi przez cierpienie?
Czy Wy też kiedyś poczuliście, że tracicie kontakt z kimś bliskim? Jak sobie z tym poradziliście?