Mój mąż spędził lato ze swoją byłą żoną: „Zrozum, muszę utrzymywać kontakt”
– „Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że to tylko przyjaźń?” – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć spokojnie. Stałam w kuchni, oparta o blat, patrząc na Michała, który unikał mojego wzroku. W powietrzu wisiała cisza, gęsta jak letni upał za oknem.
– „Kasia jest matką mojej córki. Muszę z nią rozmawiać, muszę utrzymywać kontakt. Zrozum to, proszę” – odpowiedział cicho, jakby tłumaczył się sam przed sobą.
Wiedziałam, że nie chodzi tylko o rozmowy. Wiem, że ich córka, Zosia, jest dla niego najważniejsza. Ale czy naprawdę musiał spędzać z Kasią całe wakacje? Czy nie wystarczyłyby krótkie spotkania przy przekazaniu dziecka? Czy musieli razem jechać nad morze, wynajmować domek i udawać rodzinę?
Moja przyjaciółka Zośka nie owijała w bawełnę:
– „Co zamierzasz zrobić? Po prostu to odpuścisz? Dasz radę z tym żyć?” – zapytała mnie pewnego wieczoru na balkonie, popijając wino.
– „Nie wiem, co robić” – przyznałam. – „Z jednej strony to absurdalne. Ale z drugiej… Nie chcę być tą zazdrosną żoną, która robi sceny. Przecież on mnie kocha. Prawda?”
Ale czy naprawdę mnie kocha? Czy może po prostu nie potrafi odciąć się od przeszłości?
Wszystko zaczęło się niewinnie. Michał powiedział mi w maju, że Kasia zaproponowała wspólny wyjazd nad morze z Zosią. „Dla dobra dziecka” – tłumaczył. „Zosia będzie szczęśliwa, jeśli spędzimy razem trochę czasu”. Próbowałam być wyrozumiała. Sama jestem macochą i wiem, jak trudno jest budować relacje w patchworkowej rodzinie.
Ale kiedy zobaczyłam zdjęcia na Facebooku – Michał i Kasia na plaży, śmiejący się do siebie jak dawniej – poczułam ukłucie w sercu. Zosia była szczęśliwa, to prawda. Ale czy ja też powinnam być szczęśliwa?
Przez całe lato czułam się jak duch w naszym mieszkaniu. Michał dzwonił co wieczór, mówił, że tęskni. Ale jego głos był inny – jakby był gdzieś daleko, nie tylko fizycznie. Kiedy wrócił we wrześniu, próbował zachowywać się normalnie. Przywiózł mi muszelki i opowiadał o zachodach słońca.
– „To tylko wspomnienia” – mówił. – „Nie ma już między nami nic poza Zosią”.
Ale ja widziałam, jak patrzy na telefon, gdy Kasia dzwoniła. Słyszałam jego śmiech podczas rozmów z nią. I widziałam smutek w jego oczach, kiedy kończyli rozmawiać.
Moja mama powiedziała mi kiedyś: „Nie buduj szczęścia na cudzym nieszczęściu”. Czy to ja jestem tą trzecią? Czy może to Kasia nie potrafi odpuścić?
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i pojechałam do Kasi. Chciałam porozmawiać szczerze – kobieta z kobietą.
– „Nie chcę ci zabierać Michała” – powiedziała mi spokojnie. – „Ale Zosia potrzebuje ojca. A ja… Czasem tęsknię za tym, co było. Ale wiem, że to już przeszłość”.
Patrzyłam na nią i widziałam kobietę zmęczoną życiem, ale silną. Może silniejszą ode mnie?
Wieczorem Michał wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Usiadł obok mnie na kanapie i długo milczał.
– „Przepraszam” – powiedział w końcu. – „Nie chciałem cię zranić. Po prostu… czasem trudno mi pogodzić się z tym, że wszystko się zmieniło”.
Objął mnie i poczułam jego ciepło. Ale gdzieś głęboko we mnie coś pękło.
Od tamtej pory próbujemy żyć dalej. Staram się ufać Michałowi, ale czasem budzę się w nocy i zastanawiam się, czy nie jestem tylko tłem dla jego wspomnień.
Czy można kochać kogoś, kto wciąż żyje przeszłością? Czy warto walczyć o miłość, jeśli ciągle czujesz się jak druga opcja?
Czasem patrzę na siebie w lustrze i pytam: „Czy jestem wystarczająca? Czy to ja powinnam odejść?” Może odpowiedź zna tylko czas…