Między Wiernością a Rodziną: Historia Marty z Krakowa
– Marta, nie rób tego. – Głos mamy drżał, choć starała się brzmieć stanowczo. – Rozwód to nie jest rozwiązanie. Ludzie popełniają błędy.
Patrzyłam na nią przez łzy, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. W powietrzu unosił się zapach starego mieszkania na Ruczaju, gdzie dorastałam. Wszystko tu było takie znajome, a jednak obce – jakby po zdradzie Pawła świat zmienił barwy.
– Mamo, on mnie zdradził. – Mój głos był cichy, ale w środku wrzałam. – Przez pół roku miał romans z koleżanką z pracy. Jak mam mu to wybaczyć?
Tata siedział w fotelu pod oknem, milczący jak zwykle, gdy sprawy dotyczyły uczuć. W końcu westchnął ciężko:
– Marta, życie to nie bajka. My z mamą też mieliśmy trudne chwile. Ale rodzina jest najważniejsza.
Zacisnęłam zęby. Ile razy słyszałam te słowa? Rodzina jest najważniejsza. Ale co, jeśli ta rodzina mnie rani?
Wróciłam do pustego mieszkania na Kurdwanowie późnym wieczorem. Paweł siedział przy stole, wpatrzony w telefon. Usłyszał klucz w zamku i podniósł wzrok.
– Byłaś u rodziców? – zapytał ostrożnie.
– Tak. – Odpowiedziałam krótko, zdejmując płaszcz.
– I co powiedzieli?
– Żebyśmy się nie rozwodzili.
Paweł spuścił głowę. Przez chwilę milczeliśmy, aż zebrałam się na odwagę:
– Paweł, ja nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.
Podszedł do mnie powoli, jakby bał się, że ucieknę.
– Marta… Przepraszam. Wiem, że zawaliłem. Ale… ja cię kocham. To był błąd.
Chciałam krzyczeć, płakać, rzucać przedmiotami o ścianę. Zamiast tego stałam nieruchomo, czując jak serce rozpada mi się na kawałki.
Noc była bezsenna. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głosy rodziców i Pawła. „Rodzina jest najważniejsza.” „To był błąd.” „Nie rób tego.” A co z moim bólem? Z moim poczuciem zdrady?
Rano zadzwoniła siostra – Anka, młodsza ode mnie o trzy lata, zawsze bardziej buntownicza.
– I co? – zapytała bez ogródek.
– Rodzice chcą, żebym została z Pawłem.
– A ty czego chcesz?
Zamilkłam. Nie wiedziałam już sama.
– Nie wiem… Chyba chcę być sama. Ale boję się…
Anka westchnęła:
– Marta, to twoje życie. Rodzice przeżyją. Ty musisz żyć z tym facetem albo bez niego. Nie oni.
W pracy nie potrafiłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moje czerwone oczy.
– Wszystko w porządku?
Pokręciłam głową i rozpłakałam się przy ekspresie do kawy. Kasia przytuliła mnie mocno.
– Słuchaj… Ja też przez to przechodziłam. Wszyscy mówili: „Daj mu szansę”. Ale to ja musiałam patrzeć mu w oczy każdego dnia i udawać, że nic się nie stało.
Wieczorem Paweł próbował rozmawiać:
– Może pójdziemy na terapię? Może spróbujemy jeszcze raz?
Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka. Kogoś, kto mnie zranił tak głęboko, że nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę.
W niedzielę rodzice zaprosili nas na obiad. Mama przygotowała rosół i schabowe – jak zawsze na ważne okazje. Siedzieliśmy przy stole w napięciu.
– Paweł przeprosił – powiedziała mama cicho. – Każdy zasługuje na drugą szansę.
Tata spojrzał na mnie surowo:
– Rozwód to wstyd dla rodziny.
Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Patrzyłam w lustro na swoją zapuchniętą twarz i pytałam siebie: „Czy moje szczęście naprawdę jest mniej ważne niż opinia sąsiadów?”
Po powrocie do domu Paweł próbował mnie objąć. Odsunęłam się.
– Nie mogę tak żyć – wyszeptałam.
Przez kolejne dni rodzice dzwonili codziennie. Mama płakała do słuchawki:
– Marta, błagam cię… Nie rób tego sobie i nam…
Tata groził:
– Jeśli się rozwiedziesz, nie licz na naszą pomoc.
Czułam się jak w potrzasku. Z jednej strony lojalność wobec rodziny, z drugiej – własny ból i pragnienie wolności.
Anka była jedyną osobą, która mnie wspierała:
– Marta, oni żyją w innym świecie. Ty musisz żyć swoim życiem.
W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i wyprowadziłam się do Anki na Podgórze.
Paweł błagał mnie o powrót:
– Marta, proszę… Daj mi jeszcze jedną szansę…
Odpowiedziałam spokojnie:
– Potrzebuję czasu dla siebie.
Rodzice przestali odbierać telefony. Mama wysłała mi tylko SMS-a: „Zawiodłaś nas”.
Przez kilka tygodni czułam się jak wyrzutek. W pracy unikałam ludzi, wieczorami płakałam w poduszkę. Ale z każdym dniem oddychało mi się lżej.
Pewnego dnia poszłam nad Wisłę i patrzyłam na zachód słońca nad Wawel’em. Poczułam spokój pierwszy raz od miesięcy.
Czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam uratować małżeństwo? Czy warto było postawić siebie ponad rodzinę?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania… Ale wiem jedno: nikt nie ma prawa decydować za mnie o moim szczęściu.
A Wy? Czy mieliście kiedyś odwagę wybrać siebie zamiast spełniać oczekiwania innych?