Między niezależnością a obowiązkiem: Moja mama, jej mieszkanie i ja
– Znowu cieknie ten cholerny kran! – krzyknęła mama przez telefon, a ja poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. – Kiedy przyjedziesz z Tomkiem i to naprawicie?
Zamknęłam oczy. Właśnie wróciłam z pracy, dzieci biegały po mieszkaniu, a mąż próbował ugotować obiad. Znowu. Znowu to samo. Mama wynajmuje mieszkanie na drugim końcu miasta, a ja od miesięcy jestem jej złotą rączką, księgową i psychologiem w jednym.
– Mamo, przecież mówiłam ci, żebyś zadzwoniła po hydraulika – odpowiedziałam cicho, starając się nie podnieść głosu. – Tomek ma nadgodziny, ja też nie mogę tak po prostu rzucić wszystkiego i przyjechać.
– Hydraulik? Za co ja mu zapłacę? Ty zawsze byłaś taka zaradna, przecież to tylko kran! – usłyszałam w odpowiedzi. – A poza tym, kto jak nie rodzina pomoże?
W tej chwili przypomniały mi się wszystkie te lata, kiedy mama powtarzała mi: „Nie licz na nikogo, musisz być silna. Kobieta powinna radzić sobie sama”. Słyszałam to codziennie, kiedy tata odszedł i zostałyśmy we dwie w małym mieszkaniu na Pradze. Mama pracowała na dwa etaty, a ja od dziecka wiedziałam, że nie mogę jej zawieść.
Ale teraz… Teraz to ja mam swoje życie. Dwójkę dzieci, kredyt hipoteczny i męża, który coraz częściej patrzy na mnie z wyrzutem, gdy znowu rzucam wszystko i jadę do mamy.
– Mamo, naprawdę powinnaś zacząć korzystać z pomocy specjalistów – powiedziałam stanowczo. – Nie możesz wszystkiego zrzucać na mnie i Tomka.
– Specjaliści! – prychnęła mama. – A kto mi pomoże, jak nie ty? Przecież zawsze mówiłam ci, że rodzina jest najważniejsza.
Zacisnęłam pięści. To nieprawda. Zawsze mówiłaś mi coś zupełnie innego, pomyślałam. Ale nie powiedziałam tego na głos.
Położyłam słuchawkę i przez chwilę siedziałam w ciszy. Tomek wszedł do pokoju.
– Znowu twoja mama? – zapytał zmęczonym głosem.
Pokiwałam głową.
– Może tym razem naprawdę powinna zadzwonić po fachowca – mruknął. – Nie możemy ciągle wszystkiego rzucać.
Wiedziałam, że ma rację. Ale czułam się winna. Przecież to moja mama. Przez całe życie była dla mnie wszystkim: matką, ojcem, przyjaciółką. Ale też nauczycielką surowych zasad.
Kiedy skończyłam osiemnaście lat, mama spakowała moje rzeczy do dwóch walizek i powiedziała: „Teraz twoja kolej. Musisz nauczyć się żyć sama”. Wynajęła mi pokój u znajomej i przez kilka miesięcy nie dzwoniła. Byłam przerażona, ale też dumna z siebie, kiedy udało mi się znaleźć pierwszą pracę i opłacić rachunki.
Potem nasze relacje zaczęły się poprawiać. Mama była dumna z mojej samodzielności. Ale kiedy kilka lat temu wynajęła mieszkanie po babci i zaczęła mieć problemy z lokatorami, nagle wszystko się zmieniło.
Najpierw były drobne sprawy: ktoś nie zapłacił czynszu na czas, ktoś inny zalał łazienkę. Mama dzwoniła do mnie z każdym problemem.
– Ty masz lepszy kontakt z ludźmi – mówiła. – Ja się denerwuję.
Potem zaczęły się większe awarie: pęknięta rura, zepsuty bojler, grzyb na ścianie. Za każdym razem jechałam tam z Tomkiem albo sama po pracy. Dzieci zostawały u sąsiadki albo u teściowej.
Pewnego dnia Tomek powiedział mi wprost:
– Musisz postawić granicę. Twoja mama jest dorosłą kobietą. Nie możesz być jej opiekunką do końca życia.
Zrobiło mi się przykro. Przecież ona tyle dla mnie poświęciła…
Ale potem przyszła kolejna awaria – tym razem lokatorzy zgłosili problem z gazem. Pojechałam tam sama wieczorem, zostawiając dzieci u Tomka.
Kiedy weszłam do mieszkania po babci, poczułam znajomy zapach starych mebli i wilgoci. Mama siedziała w kuchni z kubkiem herbaty.
– Wiesz… – zaczęła cicho – czasem czuję się taka samotna w tym wszystkim.
Usiadłam naprzeciwko niej.
– Mamo… Ja też mam swoje życie. Dzieci, pracę…
– Wiem – przerwała mi szybko. – Ale ty zawsze byłaś taka zaradna. Ja już nie mam siły walczyć z tym wszystkim sama.
Patrzyłam na nią długo. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie twardą kobietę z żelaza, ale zmęczoną starszą panią, która boi się przyszłości.
– Może powinnaś sprzedać to mieszkanie? – zaproponowałam ostrożnie.
Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– To jedyna rzecz, jaka mi została po mojej mamie…
Poczułam ukłucie w sercu. Wiedziałam, jak bardzo była związana z babcią. Ale wiedziałam też, że tak dalej być nie może.
Przez kolejne tygodnie próbowałam rozmawiać z mamą o zatrudnianiu specjalistów do napraw i spraw administracyjnych. Za każdym razem kończyło się kłótnią.
– Ty nic nie rozumiesz! – krzyczała mama przez telefon. – Dla ciebie wszystko jest proste!
A ja płakałam w poduszkę wieczorami ze zmęczenia i bezsilności.
W pracy zaczęli zauważać moje spóźnienia i rozkojarzenie. Dzieci pytały coraz częściej:
– Mamo, dlaczego musisz jechać do babci?
Nie wiedziałam już, co robić.
Pewnego dnia Tomek postawił sprawę jasno:
– Albo twoja mama zacznie radzić sobie sama, albo my się rozpadniemy. Nie dam rady dłużej żyć w takim napięciu.
To był cios prosto w serce. Kocham Tomka i nasze dzieci ponad wszystko… Ale przecież nie mogę zostawić mamy samej z problemami?
Zebrałam się na odwagę i pojechałam do mamy jeszcze raz.
– Mamo – zaczęłam stanowczo – musimy ustalić zasady. Nie mogę być twoją złotą rączką na każde wezwanie. Jeśli chcesz dalej wynajmować mieszkanie, musisz zatrudnić kogoś do pomocy albo sprzedać je i mieć spokój.
Mama patrzyła na mnie długo bez słowa.
– Myślisz, że jestem ciężarem? – zapytała cicho.
Złapałam ją za rękę.
– Nie jesteś ciężarem… Ale muszę zadbać o swoją rodzinę tak samo jak ty kiedyś dbałaś o mnie.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. W końcu mama westchnęła:
– Może masz rację… Może czas przestać udawać silną za wszelką cenę.
Wyszłam od niej ze ściśniętym sercem i poczuciem winy. Ale wiedziałam też, że muszę zadbać o siebie i swoją rodzinę.
Od tamtej pory mama zaczęła korzystać z usług fachowców – choć czasem jeszcze dzwoni do mnie po poradę lub żeby się wygadać. Nasza relacja powoli się zmienia: mniej w niej pretensji i żalu, więcej szczerości i wzajemnego wsparcia.
Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą córką i jednocześnie dobrą matką dla własnych dzieci? Czy musimy wybierać między lojalnością wobec rodziców a własnym szczęściem? A może najważniejsze to nauczyć się stawiać granice – nawet jeśli boli?