Między matką a żoną: Gdy mój mąż wybrał swoją matkę zamiast mnie
– Znowu idziesz do mamy? – zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie. Michał nawet nie spojrzał mi w oczy, tylko nerwowo poprawił mankiet koszuli.
– Muszę. Obiecałem jej, że pomogę z ogrodem. Wiesz, jak ciężko jej samej – odpowiedział, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
W tamtej chwili poczułam się przezroczysta. Jakby mnie nie było. Jakby moje potrzeby i uczucia były mniej ważne od każdej, nawet najdrobniejszej sprawy jego matki. Pani Halina – teściowa idealna tylko na pokaz. Dla wszystkich była ciepłą, troskliwą kobietą, ale dla mnie… była cieniem, który nieustannie kładł się na moim małżeństwie.
Pamiętam naszą pierwszą kłótnię. Było tuż po ślubie. Michał wrócił późno, bo „mama potrzebowała pomocy przy remoncie łazienki”. Siedziałam wtedy na kanapie, wpatrując się w ścianę. W głowie miałam tysiące pytań: Czy to zawsze będzie wyglądać tak samo? Czy zawsze będę na drugim miejscu?
– Kochanie, przesadzasz – mówił Michał, gdy próbowałam z nim rozmawiać. – Mama jest sama od śmierci taty. Muszę jej pomagać.
– A ja? Ja też jestem sama! – wykrzyczałam wtedy. – Czy ja się nie liczę?
Nie odpowiedział. Wyszedł do kuchni, zostawiając mnie z moimi łzami i poczuciem winy.
Z czasem było tylko gorzej. Każda niedziela u teściowej, każde święta organizowane „u mamy”, każda decyzja konsultowana najpierw z nią. Nawet kiedy chciałam zmienić kolor ścian w naszym mieszkaniu, Michał zadzwonił do niej po radę.
– Może lepiej zostawić beżowy? Mama mówi, że to ponadczasowy kolor – rzucił lekko.
Czułam się jak intruz we własnym domu. Moja frustracja narastała z każdym dniem. Próbowałam rozmawiać z Michałem, prosić go o więcej uwagi, o wspólne spędzanie czasu. On jednak zawsze miał wymówkę.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja mama.
– Aniu, wszystko w porządku? Słyszę cię jakbyś była smutna.
Nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.
– Mamo, ja już nie wiem co robić… Michał ciągle jest u swojej mamy. Czuję się niewidzialna.
Moja mama westchnęła ciężko.
– Kochanie, musisz z nim porozmawiać szczerze. Powiedz mu, co czujesz. Nie możesz być zawsze na drugim miejscu.
Zebrałam się na odwagę. Następnego dnia wieczorem usiedliśmy razem przy stole.
– Michał, musimy porozmawiać – zaczęłam cicho.
Spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem.
– O czym?
– O nas. O tym, że czuję się samotna w naszym małżeństwie. Że twoja mama jest zawsze ważniejsza ode mnie.
Przez chwilę milczał, po czym wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. Po prostu pomagam mamie. Ty byś nie chciała, żebym pomagał twojej mamie?
– Ale ja nie jestem twoją mamą! Jestem twoją żoną! – głos mi się załamał.
Wstał od stołu i wyszedł z mieszkania bez słowa.
Tej nocy nie spałam. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy byłam zbyt wymagająca? Czy powinnam była zaakceptować tę sytuację?
Następnego dnia Michał wrócił późno. Pachniał obiadem od mamy i miał na sobie świeżo wyprasowaną koszulę – oczywiście przez nią.
– Zostanę u mamy na kilka dni – rzucił krótko. – Muszę jej pomóc z ogrzewaniem.
Nie protestowałam. Po raz pierwszy poczułam ulgę. Cisza w mieszkaniu była kojąca. Zaczęłam robić rzeczy tylko dla siebie: poszłam na jogę, spotkałam się z koleżankami, zaczęłam czytać książki, które od dawna czekały na półce.
Ale samotność wracała wieczorami jak bumerang. Zastanawiałam się: czy to już koniec? Czy można naprawić coś, co od początku było popsute?
Po tygodniu Michał wrócił.
– Musimy poważnie porozmawiać – powiedział poważnie.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie jak obcy ludzie.
– Aniu… Ja nie potrafię zostawić mamy samej. Ona mnie potrzebuje bardziej niż ty – powiedział cicho.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
– A ja? Ja już cię nie potrzebuję – odpowiedziałam spokojnie, choć serce mi pękało.
Wiedziałam wtedy, że muszę odejść. Spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do rodziców. Mama przytuliła mnie mocno i powiedziała:
– Czasem trzeba wybrać siebie, nawet jeśli to boli najbardziej na świecie.
Minęły miesiące zanim nauczyłam się żyć na nowo. Były dni pełne łez i zwątpienia, ale były też chwile radości i wolności. Zrozumiałam, że nie mogę być szczęśliwa w cieniu cudzych oczekiwań i cudzej miłości.
Czasem jeszcze widuję Michała na ulicy – zawsze z mamą pod rękę. Patrzę wtedy na nich i myślę: czy naprawdę można być szczęśliwym tylko wtedy, gdy ktoś inny decyduje za nas?
Czy warto poświęcać siebie dla kogoś, kto nigdy nie postawi nas na pierwszym miejscu? Może czasem największą odwagą jest wybrać siebie?