Matka, kredyt i tajemnica syna – historia o miłości, rozczarowaniu i nadziei
– Mamo, muszę z tobą porozmawiać. To ważne.
Pamiętam ten dzień, jakby wydarzył się wczoraj. Byłam właśnie na zakupach w Biedronce, kiedy zadzwonił Adam. W jego głosie czułam napięcie, jakiego nie słyszałam od lat – nie ten chłopiec, który wracał ze szkoły z podrapanymi kolanami, ale dorosły mężczyzna, którego życie wyraźnie przerosło.
Spotkaliśmy się w mojej kuchni, przy starym stole, na którym jeszcze stała niedopita kawa i talerz po śniadaniu. Adam siedział naprzeciwko mnie, bawiąc się nerwowo łyżeczką. Przez chwilę milczał.
– Mamo… – zaczął w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Potrzebuję twojej pomocy. Mam długi. Duże długi.
Zamarłam. W głowie zaczęły mi się kłębić myśli: czy coś mu grozi? Czy ktoś go szantażuje? Czy to przez pracę? Adam zawsze był ambitny, ale ostatnio coraz częściej widziałam w jego oczach cień zmęczenia.
– Ile? – zapytałam cicho.
– Około czterdziestu tysięcy…
Zatkało mnie. Czterdzieści tysięcy złotych? Skąd taka suma? Przecież Adam miał dobrą pracę w firmie informatycznej, mieszkał sam, nie miał rodziny na utrzymaniu…
– Skąd te długi? – spytałam ostrożnie.
– To… przez inwestycje. Trochę się przeliczyłem. Ale jeśli mi pomożesz, wszystko spłacę i oddam ci co do grosza.
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w jego oczach strach i wstyd. Był moim jedynym dzieckiem. Po śmierci ojca zostaliśmy sami – ja i on przeciwko światu. Zawsze powtarzałam sobie, że zrobię dla niego wszystko.
– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Pomogę ci.
Jeszcze tego samego dnia zaczęłam załatwiać formalności w banku. Kredyt na czterdzieści tysięcy złotych. Serce waliło mi jak młotem, gdy podpisywałam umowę. Wiedziałam, że to ogromne zobowiązanie, ale ufałam Adamowi. Przecież zawsze był odpowiedzialny.
Przelałam mu pieniądze. Adam obiecał, że wszystko załatwi i zacznie nową pracę – lepiej płatną, w Warszawie. Przez kilka tygodni wydawało się, że wszystko wraca do normy. Dzwonił rzadziej, ale tłumaczył się nowymi obowiązkami.
Aż pewnego dnia zadzwoniła do mnie Magda – jego była dziewczyna.
– Pani Aniu… Adam jest w złym stanie. On… on gra w kasynie online. Ma jeszcze większe długi niż mówił.
Zamarłam. Kasyno? Hazard? Przecież Adam nigdy nie interesował się takimi rzeczami! Zawsze był rozsądny…
Zadzwoniłam do niego natychmiast.
– Adamie, powiedz mi prawdę. Co się dzieje?
Po drugiej stronie słyszałam tylko ciszę.
– Mamo… przepraszam. Nie chciałem cię martwić. Myślałem, że dam radę to wszystko ogarnąć… Ale nie umiem przestać grać.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi ziemię spod nóg. Wszystko zaczęło się układać w całość: jego zmęczenie, nieobecność, dziwne wymówki…
Przez kolejne dni próbowałam z nim rozmawiać, prosić o szczerość, namawiać na terapię. Adam obiecywał poprawę, ale pieniądze z kredytu zniknęły bez śladu. Nie spłacił żadnych długów – przegrał wszystko w kasynie online.
Zaczęły przychodzić wezwania do zapłaty rat kredytu. Każda rata była jak kamień przywiązany do mojej szyi. Musiałam zrezygnować z wakacji, ograniczyć wydatki na jedzenie i leki. W pracy zaczęłam brać nadgodziny, żeby jakoś wiązać koniec z końcem.
Moja siostra Basia dowiedziała się o wszystkim przypadkiem.
– Anka, zwariowałaś? Dla dorosłego chłopa bierzesz kredyt?! On cię wykorzystuje!
– To mój syn – odpowiedziałam cicho.
– Twój syn jest hazardzistą! Potrzebuje terapii, a nie twoich pieniędzy!
Nie mogłam jej słuchać. Każde jej słowo bolało jak cios nożem. Ale wiedziałam też, że ma rację.
Adam coraz rzadziej odbierał telefon. Czasem pojawiał się na chwilę – wychudzony, z podkrążonymi oczami.
– Przepraszam, mamo… Przepraszam za wszystko…
Nie wiedziałam już, czy bardziej go kocham czy nienawidzę za to, co zrobił mnie i sobie samemu.
W pracy zaczęli zauważać moją zmianę nastroju.
– Pani Aniu, wszystko w porządku? – pytała kierowniczka.
– Tak… tylko trochę zmęczona jestem – kłamałam.
Wieczorami płakałam po cichu do poduszki. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej. Miałam żal do Adama – ale jeszcze większy żal do siebie samej: jak mogłam być tak naiwna?
Któregoś dnia Adam przyszedł do mnie niespodziewanie.
– Mamo… chcę iść na terapię. Pomóż mi znaleźć miejsce.
To był pierwszy promyk nadziei od miesięcy. Zaczęliśmy szukać razem ośrodka leczenia uzależnień od hazardu. Adam zgodził się na terapię grupową w poradni na Pradze.
Przez kolejne tygodnie widziałam powolną zmianę: Adam zaczął mówić o swoich problemach otwarcie, przestał unikać kontaktu ze mną i Magdą. Zaczął szukać pracy – tym razem uczciwie.
Ale kredyt pozostał. Każda rata przypominała mi o tej lekcji życia: o tym, jak łatwo można stracić zaufanie i jak trudno je odbudować.
Czasem pytam siebie: czy zrobiłabym to samo jeszcze raz? Czy matczyna miłość powinna mieć granice?
A wy? Czy potrafilibyście pomóc własnemu dziecku nawet wtedy, gdyby was zawiodło?