Mamo, co robisz? – Historia o rodzinnych sekretach i cieniu przeszłości
Rano zaczęło się od tego, że poczułem, jak powoli zsuwa się ze mnie kołdra. Jeszcze nie otworzyłem oczu, ale już wiedziałem, że zostałem zupełnie bez przykrycia. Chłód przemknął po skórze, a wtedy usłyszałem znajomy chichot. Przymrużyłem jedno oko i zobaczyłem, jak moja teściowa, Krystyna Nowak, śmiejąc się pod nosem, szybko wymyka się z naszej sypialni. – Mamo, co robisz? – wymamrotałem zaspanym głosem, ale ona już była na korytarzu.
To był kolejny poranek w naszym domu na obrzeżach Wrocławia. Domu, który od kilku miesięcy dzieliliśmy z Krystyną po tym, jak jej mąż zmarł nagle na zawał. Moja żona, Ania, nalegała, żeby mama zamieszkała z nami – „przecież nie zostawimy jej samej”, powtarzała. Zgodziłem się, choć czułem w kościach, że to nie będzie łatwe.
Krystyna była kobietą o silnym charakterze. Miała swoje przyzwyczajenia i nie zamierzała ich zmieniać. Od początku czułem się jak gość we własnym domu. Zmienione miejsce talerzy w szafce kuchennej, jej ulubiona kawa zajmująca pół lodówki, a teraz jeszcze te poranne żarty…
Wstałem i poszedłem do kuchni. Krystyna już tam była – smażyła jajecznicę i śpiewała pod nosem starą piosenkę Maryli Rodowicz. Ania siedziała przy stole z kubkiem kawy i przeglądała wiadomości na telefonie.
– Dzień dobry, śpiochu – rzuciła teściowa z uśmiechem.
– Dzień dobry – odpowiedziałem chłodno.
Zawsze próbowałem być uprzejmy, ale dziś coś we mnie pękło. Może to przez bezsenność ostatnich tygodni, może przez narastające poczucie bezsilności. Usiadłem naprzeciwko Ani i spojrzałem na nią wymownie. Ona tylko wzruszyła ramionami.
– Mamo, mogłabyś nie wchodzić do naszej sypialni bez pukania? – zapytałem spokojnie, choć w środku aż się gotowałem.
Krystyna spojrzała na mnie zaskoczona.
– Oj tam, przecież tylko żartowałam! Trochę dystansu, Piotrze. W tym domu jest za dużo powagi.
Zacisnąłem pięści pod stołem. To był właśnie problem – dla niej wszystko było żartem albo „niepotrzebnym dramatem”.
Po śniadaniu Ania wyszła do pracy. Zostałem sam z Krystyną. Próbowałem skupić się na pracy zdalnej, ale nie mogłem przestać myśleć o poranku. W końcu usłyszałem jej kroki za plecami.
– Piotrze… – zaczęła łagodniej niż zwykle. – Nie chciałam cię urazić.
– Wiem – odpowiedziałem cicho. – Ale czuję się tu coraz mniej jak u siebie.
Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.
– Wiesz… kiedy twój teść żył, też czasem miał mnie dość. Ale potem… potem już było za późno na rozmowy.
Spojrzała na mnie z nieoczekiwaną łagodnością.
– Nie chcę być ciężarem. Po prostu boję się samotności.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Widziałem łzy w jej oczach i pierwszy raz poczułem wobec niej coś więcej niż irytację – współczucie.
Tego dnia wieczorem wróciła Ania. Była zmęczona i rozdrażniona.
– Znowu się kłóciliście? – zapytała bez ogródek.
– Nie kłóciliśmy się – odpowiedziałem. – Po prostu… musimy ustalić jakieś zasady.
Ania westchnęła ciężko.
– Piotrze, ona nie ma nikogo poza nami. Może spróbuj być dla niej trochę milszy?
Poczułem się winny. Wiedziałem, że Ania ma rację, ale czułem też, że nikt nie widzi moich uczuć i potrzeb. Wieczorem długo leżałem w łóżku i myślałem o tym wszystkim.
Następnego dnia wydarzyło się coś, co zmieniło wszystko. Krystyna wróciła ze spaceru blada jak ściana. Trzęsły jej się ręce.
– Co się stało? – zapytałem zaniepokojony.
– Spotkałam kogoś… kogoś z przeszłości – wyszeptała.
Usiadła ciężko na krześle i zaczęła opowiadać historię sprzed lat. O tym, jak przed ślubem była zakochana w innym mężczyźnie, ale rodzina zmusiła ją do małżeństwa z moim teściem. O tym, jak przez lata tłumiła swoje uczucia i próbowała być idealną żoną i matką.
– Myślisz, że dlatego jestem taka trudna? – zapytała nagle. – Bo nigdy nie byłam sobą?
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Poczułem nagle ogromny ciężar tej historii – i jej samotności.
Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Ania słuchała w milczeniu opowieści matki. Po raz pierwszy zobaczyłem łzy w oczach mojej żony.
– Mamo… dlaczego nigdy nam o tym nie powiedziałaś?
Krystyna wzruszyła ramionami.
– Bałam się was stracić. Bałam się być słaba.
Wtedy zrozumiałem: każdy z nas nosi w sobie jakieś rany i sekrety. Może właśnie dlatego tak trudno nam się dogadać?
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać więcej i szczerzej. Nie było łatwo – stare przyzwyczajenia wracały jak bumerang. Ale coś się zmieniło: pojawiło się więcej zrozumienia i czułości.
Czasem myślę o tym pierwszym poranku bez kołdry i pytam siebie: czy gdyby nie ten głupi żart Krystyny, odważyłbym się porozmawiać o swoich uczuciach? Czy potrafilibyśmy otworzyć stare rany i spróbować je uleczyć?
A wy? Czy potraficie rozmawiać ze swoimi bliskimi o tym, co naprawdę boli?