Czy dorosłe dzieci powinny mieszkać blisko rodziców? Historia o wyborach, rodzinie i samotności.
– Znowu wracasz tak późno? – głos mamy przeszył ciszę, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. W jej oczach widziałam zmęczenie, ale i coś jeszcze – rozczarowanie. Ostatnio coraz częściej czułam się jak intruz we własnym domu. Miałam trzydzieści dwa lata, a wciąż mieszkałam z mamą w naszym starym mieszkaniu na Podgórzu w Krakowie.
– Mamo, miałam spotkanie z klientem, mówiłam ci przecież – odpowiedziałam, starając się ukryć irytację.
– Wiem, wiem… Ale mogłabyś czasem pomyśleć o mnie. Cały dzień sama siedzę, nawet nie wiem, czy wrócisz na kolację – westchnęła ciężko i odwróciła się do okna.
W tej chwili poczułam znajome ukłucie winy. Ojciec odszedł, gdy miałam piętnaście lat. Od tamtej pory byłyśmy tylko we dwie. Mama oddała mi wszystko: czas, energię, nawet własne marzenia. Teraz, kiedy była już po sześćdziesiątce i coraz częściej narzekała na zdrowie, czułam się odpowiedzialna za jej samotność.
Ale przecież miałam swoje życie! Pracowałam jako graficzka w małej agencji reklamowej. Od miesięcy marzyłam o przeprowadzce do Warszawy – tam czekała na mnie lepsza praca i… może nowe życie? Ale za każdym razem, gdy próbowałam poruszyć ten temat, mama reagowała jakby świat miał się skończyć.
– Chcesz mnie zostawić? – pytała wtedy cicho, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć.
Pewnego wieczoru zadzwonił Tomek – mój chłopak od pół roku, który już od dawna mieszkał w Warszawie.
– Anka, mam dla ciebie dobrą wiadomość! W mojej firmie szukają kogoś z twoimi umiejętnościami. Mogę cię polecić. To szansa na coś dużego!
Serce mi zabiło mocniej. Przez chwilę widziałam siebie w nowym mieszkaniu, z Tomkiem u boku, daleko od dusznej atmosfery rodzinnego domu. Ale zaraz potem pojawił się lęk – co z mamą?
– Nie wiem, Tomek… Mama…
– Anka, ile jeszcze będziesz żyła jej życiem? Masz prawo do własnych decyzji – powiedział stanowczo.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Z kuchni dochodził cichy szum lodówki, zza ściany słyszałam mamę krzątającą się przed snem. Czy naprawdę miałam ją zostawić samą?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mamą szczerze.
– Mamo… Dostałam propozycję pracy w Warszawie. To dla mnie ogromna szansa.
Mama spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
– I co? Chcesz mnie tu zostawić?
– Mamo, nie zostawiam cię. Zawsze będę twoją córką. Ale muszę spróbować żyć po swojemu.
Wybuchła płaczem. – Po tylu latach… Myślałam, że zawsze będziemy razem…
Czułam się jak najgorsza córka świata. Przez kolejne dni chodziłyśmy obok siebie jak obce osoby. Mama zamknęła się w sobie, ja coraz częściej wychodziłam z domu.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zapytała:
– Coś się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Kasia westchnęła:
– Moja siostra wyjechała do Anglii i mama przez rok nie mogła się z tym pogodzić. Ale potem nauczyły się rozmawiać przez Skype’a, odwiedzać się… Może twoja mama też da radę?
Chciałam w to wierzyć. Ale mama była inna – zamknięta w swoim świecie, przywiązana do codziennych rytuałów: porannej kawy na balkonie, zakupów na Starym Kleparzu, niedzielnych wizyt na cmentarzu.
W końcu nadszedł dzień decyzji. Spakowałam walizkę i usiadłam z mamą przy kuchennym stole.
– Mamo… Wyjeżdżam jutro rano. Znalazłam ci opiekunkę na kilka godzin dziennie. Będę dzwonić codziennie i przyjeżdżać tak często, jak tylko będę mogła.
Mama patrzyła na mnie długo w milczeniu. W końcu powiedziała:
– Nie rozumiem cię… Ale jeśli to cię uszczęśliwi…
Wsiadłam do pociągu z ciężkim sercem. Warszawa przywitała mnie hałasem i tempem życia, które na początku mnie przytłaczało. Tomek był wsparciem, ale tęsknota za domem nie dawała mi spokoju.
Przez pierwsze tygodnie dzwoniłam do mamy codziennie. Czasem rozmawiałyśmy długo, czasem tylko wymieniałyśmy kilka zdań. Zdarzało się, że płakałyśmy obie.
Z czasem mama zaczęła wychodzić z domu częściej – zaprzyjaźniła się z sąsiadką, zapisała na zajęcia dla seniorów. Ja powoli odnajdywałam się w nowym mieście.
Ale pytanie nie dawało mi spokoju: czy zrobiłam dobrze? Czy dorosłe dzieci powinny mieszkać blisko rodziców? Czy można być szczęśliwym, gdy ktoś bliski cierpi przez nasze wybory?
Czasem patrzę przez okno mojego warszawskiego mieszkania i zastanawiam się: czy można mieć własne życie bez poczucia winy? Czy szczęście dziecka zawsze musi oznaczać samotność rodzica? Może nie ma jednej dobrej odpowiedzi…