W imię miłości – historia Magdy i Krzysztofa

— Dziewczyno, nie powiesz mi, gdzie jest ulica Piłsudskiego? Kręcę się w kółko i nikt nie wie — usłyszałam za plecami, kiedy właśnie poprawiałam szalik pod brodą. Odwróciłam się gwałtownie, gotowa zignorować kolejnego zaczepiającego mnie na ulicy faceta. Ale ten był inny. Przystojny, z lekko rozczochranymi włosami i dużą czarną torbą przewieszoną przez ramię. Jego oczy były pełne zmęczenia i jakiejś nieśmiałości.

— To nowy sposób na poznawanie dziewczyn? — zapytałam, unosząc brwi, choć w środku poczułam dziwne ciepło.

— Jestem Krzysztof. A ty?

— Aneta — odpowiedziałam odruchowo, choć przecież mam na imię Magda. Nie wiem, dlaczego skłamałam. Może chciałam się ukryć przed światem, a może przed samą sobą.

Ruszyłam dalej, ale on szedł za mną.

— Przepraszam, nie chciałem być nachalny. Po prostu naprawdę się zgubiłem. Jestem tu pierwszy raz…

Zatrzymałam się i spojrzałam na niego uważniej. W jego głosie była szczerość, której tak bardzo brakowało mi w codziennych rozmowach z ludźmi. Pokazałam mu drogę, a on podziękował z uśmiechem, który na chwilę rozświetlił mój szary dzień.

Nie wiedziałam wtedy, że to spotkanie zmieni wszystko.

Wieczorem wróciłam do domu później niż zwykle. Mama czekała w kuchni z herbatą i pytaniem w oczach.

— Gdzie byłaś? Znowu się spóźniłaś. Ojciec się denerwuje.

Westchnęłam ciężko. Od śmierci babci w naszym domu panowała napięta atmosfera. Ojciec coraz częściej wybuchał złością, mama zamykała się w sobie. Ja próbowałam uciekać — do pracy, do znajomych, do własnych myśli.

— Spotkałam kogoś — powiedziałam cicho, nie patrząc jej w oczy.

— Kogo?

— Chłopaka. Potrzebował pomocy…

Mama spojrzała na mnie z troską, ale i niepokojem.

— Uważaj na siebie, Magda. Teraz ludzie są różni.

Przewróciłam oczami i poszłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i długo patrzyłam w sufit. W głowie miałam tylko jego twarz i to dziwne uczucie, że coś się zaczyna.

Przez kolejne dni spotykaliśmy się przypadkiem — a może już specjalnie szukaliśmy siebie nawzajem? Krzysztof opowiadał mi o swoim życiu: o ojcu alkoholiku, o matce, która uciekła do Niemiec za pracą i nigdy nie wróciła. O tym, jak sam musiał sobie radzić od szesnastu lat.

— Czasem myślę, że nie zasługuję na nic dobrego — powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na ławce w parku.

— Nie mów tak — odpowiedziałam stanowczo. — Każdy zasługuje na szczęście.

Patrzył na mnie długo, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.

Zakochałam się w nim. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia, bez planu B. Ale życie nie jest bajką.

Ojciec dowiedział się o Krzysztofie przypadkiem. Zobaczył nas razem pod blokiem i zrobił mi awanturę życia.

— Z takim chłopakiem będziesz się zadawać? Bez przyszłości? Bez rodziny? — krzyczał tak głośno, że sąsiedzi słyszeli przez ściany.

Mama próbowała mnie bronić, ale jej głos był cichy i niepewny.

— Magda, posłuchaj ojca…

Wybiegłam z domu ze łzami w oczach. Krzysztof czekał na mnie pod klatką.

— Co się stało?

Opowiedziałam mu wszystko. Przytulił mnie mocno i powiedział:

— Jeśli chcesz, możemy wyjechać stąd razem. Zaczniemy od nowa gdzieś indziej.

Serce waliło mi jak oszalałe. Pragnęłam tego — ucieczki od wszystkiego, co mnie bolało. Ale bałam się też zostawić rodzinę, mamę…

Przez kilka dni nie odzywałam się do nikogo. W pracy byłam jak cień samej siebie. W domu panowała cisza pełna wyrzutów i niedopowiedzeń.

W końcu podjęłam decyzję. Spotkałam się z Krzysztofem na dworcu autobusowym.

— Jadę z tobą — powiedziałam drżącym głosem.

Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w czoło.

Wyjechaliśmy do Wrocławia. Początki były trudne: małe mieszkanie wynajmowane na spółkę z inną parą, praca w kawiarni za najniższą krajową, wieczne zmęczenie i tęsknota za domem.

Czasem kłóciliśmy się o drobiazgi: o niepozmywane naczynia, o rachunki, o to, że on za dużo pali. Ale zawsze wieczorem przytulał mnie mocno i mówił:

— Przepraszam. Kocham cię.

Po kilku miesiącach zadzwoniła mama.

— Tato jest chory — powiedziała przez łzy. — Potrzebujemy cię tutaj…

Świat znów runął mi pod nogami. Krzysztof widział mój ból i bez słowa kupił mi bilet powrotny do domu.

Wróciłam na kilka tygodni. Opiekowałam się ojcem w szpitalu, znosiłam jego humory i wyrzuty sumienia. Mama była wdzięczna za każdą chwilę mojej obecności.

Kiedy ojciec wyzdrowiał, musiałam podjąć kolejną decyzję: zostać czy wrócić do Krzysztofa?

Wybrałam miłość. Ale już nigdy nie byłam taka sama jak wcześniej.

Czasem zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy można być szczęśliwym wbrew rodzinie? Czy miłość naprawdę wystarczy? Może każdy z nas musi kiedyś wybrać własną ulicę Piłsudskiego…