Cień z przeszłości: Historia, której nie da się zapomnieć

– Przestańcie się wygłupiać! – krzyknąłem, kiedy zobaczyłem, jak Zosia z koleżankami rozkładają na stole prowizoryczną tablicę ouija. W powietrzu unosił się zapach taniego wina i chipsów, a światło lampki nocnej rzucało długie cienie na ściany naszego starego mieszkania na ulicy Grochowskiej. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o parapet, a ja czułem, że coś jest nie tak.

Zosia, młodsza siostra mojego kumpla Michała, spojrzała na mnie z przekornym uśmiechem. – No co, boisz się duchów? – zapytała, a jej koleżanki zachichotały. Michał przewrócił oczami, ale nie protestował. Obok siedzieli jeszcze Bartek i Kuba – moi sąsiedzi z piętra, z którymi od roku dzieliłem kuchnię i łazienkę. Byliśmy paczką, która przetrwała już niejedną imprezę i niejedną kłótnię o brudne naczynia.

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zostać wtedy w pokoju. Może to była ciekawość, może chęć zaimponowania Zosi – zawsze była trochę poza moim zasięgiem. Usiadłem więc na podłodze obok chłopaków i patrzyłem, jak dziewczyny przykładają palce do szklanki. – Jeśli tu jesteś, daj nam znak – powiedziała jedna z nich, a ja poczułem ciarki na plecach.

Na początku nic się nie działo. Śmialiśmy się, żartowaliśmy z duchów i nawiedzonych mieszkań. Ale nagle szklanka zaczęła się poruszać. Najpierw powoli, potem coraz szybciej. Litery układały się w imię: „Marek”. Zosia zbladła. – Marek? Znasz kogoś takiego? – spytała mnie szeptem.

Wtedy przypomniałem sobie historię sprzed lat. W naszym bloku, zanim się tu wprowadziliśmy, mieszkał chłopiec o tym imieniu. Zginął tragicznie – spadł ze schodów podczas zabawy. Nikt nie chciał o tym mówić, a sąsiedzi unikali tego tematu jak ognia.

– To głupie – próbowałem się śmiać, ale głos mi drżał. Michał spojrzał na mnie poważnie. – Może powinniśmy przestać? – zaproponował, ale Zosia była uparta. – Jeśli tu jesteś, Marek, czego chcesz? – zapytała.

Szklanka przesunęła się na literę „Z”. Potem „A”. Potem „B”. „ZABAWA”.

Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Przez kolejne dni w mieszkaniu zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Drzwi same się zamykały, światła gasły bez powodu, a nocami słyszeliśmy kroki na korytarzu. Bartek zaczął mieć koszmary – budził się z krzykiem i mówił coś o chłopcu w niebieskiej kurtce.

Pewnego wieczoru wróciłem do mieszkania i zobaczyłem Zosię płaczącą w kuchni. – To moja wina – szlochała. – Nie powinnam była tego robić… On tu jest, czuję to.

Próbowałem ją uspokoić, ale sam byłem przerażony. Michał coraz częściej znikał z domu i wracał pijany. Kuba zamknął się w sobie i przestał z nami rozmawiać. Nasza paczka zaczęła się rozpadać.

Pewnej nocy obudził mnie hałas na korytarzu. Wyszedłem z pokoju i zobaczyłem Bartka stojącego przy drzwiach wejściowych. Trzymał w ręku nóż kuchenny i szeptał coś pod nosem. – Marek… Marek… przepraszam… – powtarzał jak w transie.

Z trudem odebrałem mu nóż i zaprowadziłem do łóżka. Rano niczego nie pamiętał.

Zaczęliśmy szukać pomocy. Najpierw u sąsiadki z parteru – pani Haliny, która znała historię Marka lepiej niż ktokolwiek inny. Opowiedziała nam o tragedii sprzed lat i o tym, jak matka chłopca przez lata zostawiała mu przy drzwiach zabawki i słodycze.

– On po prostu chce być zauważony – powiedziała pani Halina cicho. – Może musicie mu pomóc odejść.

Zosia postanowiła spróbować jeszcze raz porozmawiać z Markiem przez ouiję. Tym razem byliśmy wszyscy razem – trzymaliśmy się za ręce i powtarzaliśmy: „Marek, możesz odejść”.

Szklanka przesunęła się na „DZIĘKUJĘ”.

Od tamtej pory wszystko ucichło. Drzwi przestały trzaskać, światła już nie gasły same z siebie, a Bartek znów spał spokojnie.

Ale nasza paczka nigdy już nie była taka sama. Michał wyprowadził się kilka miesięcy później do dziewczyny na drugi koniec miasta. Kuba rzucił studia i wrócił do rodziców do Łodzi. Bartek długo jeszcze walczył z lękami i nocnymi koszmarami.

A ja? Ja zostałem sam w tym mieszkaniu jeszcze przez rok. Często wracałem myślami do tamtej nocy i zastanawiałem się, czy naprawdę przywołaliśmy ducha Marka, czy to tylko nasza wyobraźnia płatała nam figle.

Czasem myślę o Zosi – wyjechała do Anglii zaraz po studiach i kontakt nam się urwał. Czy ona też pamięta tamte wydarzenia? Czy kiedyś odważy się wrócić do tego mieszkania?

Dziś wiem jedno: są rzeczy, których lepiej nie ruszać. Są pytania, na które lepiej nie znać odpowiedzi.

Czy można naprawdę zostawić przeszłość za sobą? A może ona zawsze będzie wracać wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy?